Herosi tacy jak my

Mozaikowa struktura filmu pozwala wybrzmieć każdemu wątkowi. Spurlock podąża śladami ludzi, dla których obecność na C-C to rodzaj rytuału, ale pamięta również o tych, którzy przyjeżdżają do San
Gdyby filozofowie pokroju Adorno i Marcuse'a dożyli czasów świetności Comic-Conu, największego konwentu kultury popularnej na świecie, lamentom nad "przemysłem kulturalnym", tworzonym przez "jednowymiarowe społeczeństwo" pełne "umasowionych ludzi" nie byłoby końca. Świetny dokument Morgana Spurlocka, choć bezkrytyczny wobec opisywanego zjawiska, pokazuje jednak, jak olbrzymia siła kulturotwórcza drzemie w społecznościach fanowskich. I udowadnia, że bez oddolnych inicjatyw, głębokiego poczucia przynależności oraz ludzi gotowych przebrać się w ciuszki Batmana, ów przemysł to jedynie kolos na glinianych nogach.

Na Comic-Con w San Diego rok w rok, od ponad czterdziestu lat, spotykają się spadkobiercy i konserwatorzy popkulturowego dziedzictwa: twórcy (zarówno ci uznani, jak i aspirujący) i odbiorcy, idole i fani, bogowie oraz wierni. Niektórzy zabierają na konwent karabiny pulsacyjne domowej roboty, innym wystarczy plecak pełen komiksów. Są też tacy, którzy biorą pierścionki zaręczynowe albo suknie ślubne, licząc na błogosławieństwo samego Kevina Smitha. Większość stawia na przebieranki: Batman spaceruje pod rękę ze Spider-Manem, gwiezdnowojenni szturmowcy pozują do wspólnego zdjęcia, Kroganie ścierają się z Klingonami. Kiedyś chodziło głównie o komiksy, dziś na pierwszym planie są gry wideo i filmy. "Wbrew nazwie imprezy, można tu dziś przyjechać i mieć problemy z odszukaniem stoisk z komiksami" – przekonuje jeden z bohaterów filmu. Nostalgia nie jest jednak emocjonalnym rdzeniem "Comic-Conu Epizodu V". To nie historia końca, lecz początku – Spurlock podniosłym tonem opowiada o budowaniu gigantycznej, fanowskiej komuny. Mówi językiem zapośredniczonym w poetyce superbohaterskich komiksów, mruga okiem do widza, widać, że sam wychował się w targowych halach.

Mozaikowa struktura filmu pozwala wybrzmieć każdemu wątkowi. Spurlock podąża śladami ludzi, dla których obecność na C-C to rodzaj rytuału, ale pamięta również o tych, którzy przyjeżdżają do San Diego na największe targi pracy w branży komiksowej. Ma na względzie zarówno uzdolnionych artystycznie prowincjuszy, dla których konwent ma być przepustką do pracy w Hollywood, jak i zapaleńców, którzy dostaną wylewu, jeśli w ich kolekcji nie pojawi się nowa figurka Galactusa. Wszyscy stali się kołem zamachowym potężnej marketingowej machiny, ale również wielką rodziną – według reżysera to właśnie moc konsolidacji jest największym dobrem, jakie niesie ze sobą popkultura. Są oczywiście i katastrofiści, którzy w ekspansji innych mediów upatrują zmierzchu komiksów. Tych ostatnich reprezentuje Chuck Rozenski, kolekcjoner i właściciel Mile High Comics, pragnący sprzedać za pół miliona dolarów białego kruka – pierwszy numer marvelowskiego komiksu "Red Raven". Ze wszystkich bohaterów Chuck wydaje się obdarzony najmniejszą atencją twórców, a szkoda, bo rzuca światło na biznesowe mechanizmy rządzące Comic-Conem.  

Pokolenie, któremu głos oddaje reżyser, jest już u sterów w Fabryce Snów. "Gadające głowy" Jossa Whedona i Harry'ego Knowlesa z Ain't It Cool News przekonują nas, że póki to fani dyktują warunki reżyserom, przemysł zachowa ludzką twarz. Łatwo im uwierzyć, skoro swoje marzenia spełniają na ekranie herosi tacy jak my.
1 10
Moja ocena:
8
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones