"Czas Krwawego Księżyca" to film monumentalny – pod względem skali, tematu i długości. Trwa ponad trzy i pół godziny i niestety nie zawsze uzasadnia ten metraż. Choć historia oparta na faktach
"Czas Krwawego Księżyca" to epicka produkcja Martina Scorsesego, która przenosi widza do lat 20. XX wieku, w sam środek tragedii, jaka dotknęła rdzennych mieszkańców Osagów. Film od początku wzbudzał ogromne zainteresowanie – zarówno ze względu na tematykę, jak i gwiazdorską obsadę z Leonardo DiCaprio i Robertem De Niro na czele. Choć dzieło jest imponujące pod względem realizacyjnym i niesie ważne przesłanie, nie jest wolne od mankamentów, które mogą wpłynąć na odbiór nawet najbardziej cierpliwego widza.
"Czas Krwawego Księżyca" to film monumentalny – pod względem skali, tematu i długości. Trwa ponad trzy i pół godziny i niestety nie zawsze uzasadnia ten metraż. Choć historia oparta na faktach ma potencjał, by poruszyć i zszokować, tempo narracji bywa zbyt rozwleczone. Wiele scen, mimo że dobrze zagranych, wydaje się powtarzalnych lub zbyt długo przeciągniętych, co może powodować zmęczenie nawet u oddanych fanów Scorsese.
Największym atutem filmu jest bez wątpienia aktorstwo. Robert De Niro po raz kolejny pokazuje, że potrafi zagrać rolę pełną niepokoju i wewnętrznego chłodu. Lily Gladstone, wcielająca się w Mollie, zasługuje na szczególne wyróżnienie – jej rola jest cicha, ale pełna siły. Gorzej wypada Leonardo DiCaprio, choć nie z własnej winy. Jego postać została napisana w sposób, który ogranicza możliwości aktorskie – przez większość filmu porusza się w wąskim zakresie emocji, nie mając okazji rozwinąć skrzydeł. To rozczarowujące, biorąc pod uwagę jego potencjał i wcześniejsze współprace z reżyserem.
Strona techniczna filmu to majstersztyk. Zdjęcia, scenografia, kostiumy i muzyka tworzą wiarygodny obraz Ameryki początku XX wieku. Scorsese nie unika trudnych tematów – przemocy, chciwości, kolonializmu – i stawia przed widzem pytania o moralność i historię, której nie uczymy się w szkołach.
Problemem jest jednak to, że całość bardziej przypomina kronikę niż dramat. Emocjonalne zaangażowanie widza często gdzieś umyka, bo film nie buduje napięcia w sposób ciągły. To, co mogłoby być dramatem o relacjach i zdradzie, momentami zamienia się w ilustrację historyczną, pozbawioną dramaturgicznego pazura. "Czas Krwawego Księżyca" to dzieło ambitne i ważne, ale nie do końca spełnione. Doceniam kunszt realizatorski i wagę poruszanych tematów, ale nie mogę zignorować faktu, że film był dla mnie zbyt rozwleczony i emocjonalnie nierówny.