Recenzja filmu

Cztery wesela i pogrzeb (1994)
Mike Newell
Hugh Grant
Andie MacDowell

Przedmałżeńskie zawahania

Małżeństwo. To pojęcie jednym kojarzy się z wielkim szczęściem i miłością, innym zaś z niewolą do końca swych dni. Czy małżeństwo to coś złego? Wydaje mi się, że nie. Przecież ślub jest jednym z
Małżeństwo. To pojęcie jednym kojarzy się z wielkim szczęściem i miłością, innym zaś z niewolą do końca swych dni. Czy małżeństwo to coś złego? Wydaje mi się, że nie. Przecież ślub jest jednym z najpiękniejszych dni w życiu każdego człowieka. To chwila, w której liczy się tylko pan młody i panna młoda, i nikt więcej. Te wszystkie uściski ciotek i wujków, zazdrość koleżanek lub kolegów, masa niepotrzebnych prezentów typu komplet naczyń, wazony, zastawy, komplety sztućców. Jednak w tej chwili jest coś niezwykłego i uroczego. Więc może jednak warto zawierać związek małżeński? "Cztery wesela i pogrzeb" to film, który świetnie pokazuje perypetie zatwardziałego kawalera, dla którego małżeństwo to ostatnia pozycja na liście rzeczy do zrobienia w życiu. Charles był sympatycznym, przystojnym mężczyzną. Jego wdzięk osobisty działał na kobiety jak magnez. Nie mógł się od nich odpędzić. Jednak nie umiał się zaangażować w związek. Chociaż uwielbiał kobiety wolał tzw. "swobodne układ" bez zobowiązań. Takim sposobem myślenia złamał serca wielu kobiet. Charles nie był jedynym mężczyzną o takich przekonaniach. Wraz z grupką swych przyjaciół stworzył coś w rodzaju "klubu kawalerów", (choć należały do niego także panie), zdecydowanych przeciwników formalnych związków. Wprawdzie czasami Charles zrzucał chłód uczuciowy i niezdolność do wyrażania emocji, ale obserwacje małżeńskich perypetii w jego kręgu towarzyskim raczej utwierdziły go w przekonaniu o wyższości kawalerskiego stanu. Poznając kolejne panie, ewentualne kandydatki na żonę, Charles miał zawsze zbyt wiele wątpliwości, a jednocześnie w głębi duszy pragnął wielkiego, porywającego uczucia. Nie można przy tym nie zauważyć, że spora cześć z jego znajomych dołączała do grona "żonkosiów". Uczestnictwo w trzech weselach zmieniło jego życie. Na jednym z nich poznał Carrie - amerykankę, która łączyła swobodę obyczajów z wyjątkową urodą. Charles był nią zachwycony. Jakaś niewidzialna siła przyciągała tych dwoje do siebie. Jednak na drodze ich miłości było wiele przeszkód. Jedną z nich był nieudany związek Carrie i bogatego, o wiele starszego Szkota Hamisha będącego jej bodajże 32 kochankiem. W ostateczności film kończy się wielkim happy endem, gdzie zwyciężyła miłość, a zatwardziały kawaler wreszcie znalazł odpowiednią kandydatkę na żonę. Na to, aby film można było uznać za dobry składa się kilka rzeczy m.in. obsada. Tu śmiało można stwierdzić, że aktorzy spisali się na medal. W głównych rolach wystąpili: Hugh Grant (Charles) i Andie MacDowell (Carrie). Kolejna para aktorska, która zapisała się w historii kina. Tak jak Bonnie i Clyde czy Christian i Satin te dwójkę zawsze będziemy kojarzyć z filmem "Cztery wesela i pogrzeb". Obsada aktorów drugoplanowych również była znakomita. Ich kunszt aktorski był na wysokim poziomie. Głęboko w pamięci zapadnie nam postać Ojca Gerald (Rowan Atkinson, jak zwykle jako przygłup i nieudacznik), Garetha (Simon Callow), Scarlett (Charlotte Coleman jako zwariowana, ekstrawagancka dziewczyna, która nie może znaleźć chłopaka) i jeszcze kilku innych. Każda z tych postaci prezentuje inną, wyolbrzymioną cechę, choć pokazują się tylko w krótkich epizodach są jakby pewnym dopełnieniem, pracują na końcowy efekt filmu. Te wszystkie sceny i dialogi idealnie oddają osobowość każdej postaci. Weźmy np. Scarlett, dla której każde wesela jest możliwością upicia się i znalezienia mężczyzny, który będzie tak samo pijany jak ona i nie będzie patrzył na mankamenty jej urody lub Garetha będącego duszą towarzystwa i bez którego żadne "dobre" wesele nie może się odbyć. Wszyscy ci bohaterowie są równie ważni, jak Carrie czy Charlie. "Cztery wesela i pogrzeb" to typowa komedia z angielskim poczuciem humoru polegającym na komizmie słowno-sytuacyjnym. Z takimi zabiegami spotykamy się w "Dzienniku Bridget Jones", "Notting Hill", "Uciekającej Pannie Młodej". Te wszystkie inteligentne żarty bardziej przypadają do gustu widzowi, niż to, że ktoś pośliźnie się na skórce od banana i upadnie. Widzowi wolą pomysłowe żarty, a nie oklepaną nudę. Profanacją komedii są te wszystkie mało zabawne filmy typu "Dziewczyny z drużyny" czy "Moja super eksdziewczyna". Oglądając je czuje się zażenowanie i brak jakiegoś pomysłu nie wspominają o zerowym poczuciu humoru. Ostatnie dzieło Mike'a Newella, jakie mogliśmy niedawno oglądać to "Harry Potter i Czara Ognia". Osobiście uważam, że Newell, powinien pozostać przy komediach i porzucić ekranizację książek. W swoim krótkim życiu widziałam dość sporo komedii. "Cztery wesela i pogrzeb" są dobrą, ale nie świetną komedią. Bardziej podobał mi się np. "Dziennik Bridget Jones", w którym Hugh Grant również zagrał jedną z głównych ról. Jednak wszystkie te filmy można wrzucić do jednego worka. Bo tak naprawdę różnią się tylko fabułą i obsadą. Podsumowując: Hugh Grant + Andie MacDowell + ślub + miłość + angielski humor = dobra komedia "Cztery wesela i pogrzeb".
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Nie od dziś wiadomo, że miłość niejedno ma imię. Dla każdego wygląda ona nieco inaczej, jej kształt jest... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones