Dwie strony Freezera

Gdy mowa o czarnych charakterach  z serii "Dragon Ball Z" jeden nasuwa się na myśl niemal automatycznie. Jest nim Freezer. Jego powrót w najnowszym filmie kinowym wydaje się zatem pomysłem jak
Gdy mowa o czarnych charakterach  z serii "Dragon Ball Z" jeden nasuwa się na myśl niemal automatycznie. Jest nim Freezer. Jego powrót w najnowszym filmie kinowym wydaje się zatem pomysłem jak najbardziej naturalnym. Jednak każdy medal ma dwie strony.

"Dragon Ball Z: Fukkatsu no F" rozgrywa się około trzy lata po wydarzeniach z "Kami to Kami". Jeden z żołnierzy Freezera wykorzystuje ziemskie Smocze Kule i przywraca swego mistrza do życia. Ten po wskrzeszeniu ma tylko jeden cel: zemścić się na swoich pogromcach. W związku z tym, po uprzednim treningu, kieruje się ze swą armią na Ziemię w poszukiwaniu Goku i Trunksa. Niestety ten drugi wrócił już do przyszłości, a Goku razem z Vegetą pochłonięci są treningiem na innej planecie i nie ma z nimi kontaktu. W tej sytuacji pozostali wojownicy muszą stawić czoła zagrożeniu...

Freezer w "Dragon Ball Z" ma status porównywalny z Michaelem Myersem z "Halloween" czy Jasonem z "Piątku trzynastego". Jest takim samym ikonicznym arcyłotrem i tak samo jak u wspomnianych morderców zawsze można liczyć na jego powrót. Kolejne wykorzystanie tej postaci jest z jednej strony dobrym posunięciem. Każdy, kto ma jakiekolwiek pojęcie o "Dragon Ball Z" zna tego międzygalaktycznego tyrana. Twórcy oszczędzają sobie tym czas na przedstawienie motywów jego zemsty i samej genezy postaci. Takie zabiegi w przypadku nowego przeciwnika byłby natomiast nieuniknione. Zyskany czas można spożytkować na inne postaci jak np. Jaco. Trzeba bowiem wiedzieć, że w 2013 roku Akira Toriyama stworzył mangę "Jaco the Galactic Patrolman". Akcja tej 11-sto rozdziałowej opowieści rozgrywa się 10 lat przed wydarzeniami z pierwszego "Dragon Ball". Jaco rozbija się na Ziemi w trakcie poszukiwań niemowlęcia, które zostało wysłane przez Saiyan, by zniszczyło planetę. W trakcie swych przygód Jaco spotyka między innymi Bulmę. Jego występ w "Fukkatsu no F" jest miłym smaczkiem dla fanów, a sama postać dostarcza kilku dobrych gagów i humoru na poziomie.

Niestety "Fukkatsu no F" nie jest pozbawione wad. Co gorsze największymi mankamentami nie są użyte efekty komputerowe czy powtarzane schematy. Są nim elementy ściśle związane z walkami i same pojedynki. Trzeba jednak od razu zaznaczyć, że nie chodzi o konfrontację pozostałych członków Drużyny Z z armią Freezera. Bitwa ma różne lokacje, jest dobrze pokazana i dostarcza sporej dawni rozrywki. Zawodzi starcie finałowe. Nie chodzi o samą powtórkę walki Goku vs Freezer. Problem tkwi w samym antagoniście. W tym momencie wychodzi właśnie druga strona medalu jego powrotu. Wystarczy przypomnieć dalsze przedstawienie tej postaci zwłaszcza w "Dragon Ball GT". "Fukkatsu no F" jest jakby wstępem do tego wizerunku. Wiedząc o tym i znając także potyczki Goku z Coolerem widz od razu wie, że Freezer pewnego poziomu nie przeskoczy. To zabija przyjemność oglądania potyczki. Sytuacji nie ratują też nowe transformacje bohaterów. Nowe stadium Freezera wypada jeszcze nieźle, ale nowy poziom SSJ jest męczący. W całej serii "Dragon Ball Z" przez 291 epizodów twórcy przedstawili jedynie trzy główne transformacje. Każdy nowy poziom SSJ był zatem czymś wyjątkowym, czymś na co się oczekiwało. Tymczasem w dwóch najnowszych filmach mamy kolejne dwa nowe stadia. To już nie ekscytuje, wręcz przeciwnie. A i sam wygląd nowego poziomu wypada niestety komicznie. Kombinacji twórców w tym zakresie nie usprawiedliwia też fakt, że są oni ograniczeni wspomnianą już serią GT. Czasem innowacje można sobie najzwyczajniej darować, zamiast brnąć w ślepy zaułek.

Mimo mankamentów całość prezentuje dobry poziom. Osiąga to głównie dzięki humorowi, którego jest tu dużo i przede wszystkim szczerze widza rozbawia. Dobrego początku nie przekreśla nieco rozczarowujący finał. Miejmy nadzieję, że twórcy wezmą sobie do serca wskazówki Whisa pod adresem Goku i Vegety. Wtedy nie tylko poprawią się sami główni bohaterowie, ale też ich twórcy. A wymierne tego korzyści fani będą mogli oglądać w "Dragon Ball Cho" i być może kolejnym filmie pełnometrażowym.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?