Recenzja filmu

Duke of Burgundy. Reguły pożądania (2014)
Peter Strickland
Sidse Babett Knudsen
Chiara D'Anna

Książę jest nagi

Strickland podgląda swoje bohaterki niczym patyczaki w terrarium, co zaskakująco dobrze przegryza się z formułą kina erotycznego a rebours: stylistycznie wyrafinowanego, unikającego obrazów
Seans "The Duke of Burgundy" Petera Stricklanda uświadamia, że łatkę "ćwiczenia stylistycznego" przyszywamy zazwyczaj filmom zbyt lekką ręką. To raj dla tych, którzy chcą się rozpuścić w obrazie; elegancki splot nieoczywistych faktur, kształtów i barw. Z drugiej strony – utwór pozbawiony jest zarówno narracyjnej energii, jak i fabularnego mięcha.

Opowieść o masochistycznym związku dwóch kobiet (Chiara D'Anna i Sidse Babett Knudsen), rozegrana na prowincji, w ciasnych i oscarowo udekorowanych wnętrzach, ma z początku wdzięk subtelnego thrillera erotycznego. Strickland wodzi nas za nos, gra niedopowiedzeniem, elipsą, dramaturgicznym zawieszeniem. Usypia naszą czujność, by za chwilę wykonać fabularną przewrotkę, zmienić punkt widzenia, naświetlić relację bohaterek z innej strony. Słowem, rozdaje karty, ale zatrzymuje w rękawie kilka asów. Szybko okazuje się jednak, że kina tu niewiele: no chyba że jego definicja ogranicza się do operatorskiej sztuki uwodzenia.

Brytyjczyk podpisał wcześniej autotematyczne "Berberian Sound Studio" oraz rewelacyjną "Katalin Vargę". W tym pierwszym filmie pokazał, że gra z naszymi przyzwyczajeniami może być sednem filmu, o ile towarzyszy jej refleksja nad naturą samego medium. W drugim odmalował portret silnej, zdeterminowanej kobiety. W "The Duke of Burgundy" nie znajdziemy niestety żadnego z tych elementów. Próby naszkicowania skomplikowanej relacji kończą się na refleksji, że zadawanie bólu leży w naszej naturze, a miłość kosztuje zbyt wiele. Zostaje mu więc ciągłe odwracanie stosunku sił, zamienianie miejscami kata i ofiary, słowem: przesuwanie pionków na szachownicy.

Fakt, że starsza z kobiet zajmuje się badaniem motyli, okazuje się doskonałą metaforą reżyserskiej strategii. Strickland podgląda swoje bohaterki niczym patyczaki w terrarium, co zaskakująco dobrze przegryza się z formułą kina erotycznego a rebours: stylistycznie wyrafinowanego, unikającego obrazów nagich ciał, wygrywanego przez świetny duet D'Anna-Knudsen z niemal teatralną emfazą. Problem w tym, że te same cechy zamieniają obraz w rodzaj pretensjonalnego, formalnego eksperymentu. A to już skutecznie leczy z podniecenia.
1 10
Moja ocena:
5
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones