Recenzja filmu

Fitzcarraldo (1982)
Werner Herzog
Klaus Kinski
José Lewgoy

Serce cierpiącego boga

Herzog w swym najlepszym filmie niczym niewidzialny kapitan statku "Molly Aida" zabiera nas w metafizyczną podróż po krainie dzikich. Urzekające zdjęcia  Thomasa Maucha nadają
Herzog w swym najlepszym filmie niczym niewidzialny kapitan statku "Molly Aida" zabiera nas w metafizyczną podróż po krainie dzikich. Urzekające zdjęcia  Thomasa Maucha nadają filmowi cechy fascynującego dokumentu o amazońskiej puszczy, ale genialna aktorska kreacja Klausa Kinskiego wprowadza do tego malowniczego obrazka nietkniętego ludzką stopą zakątka ziemi komponent nerwicowy, prawdziwe szaleństwo. Kinski wciela się w tytułowego Fitzcarralda, Irlandczyka, który w małym peruwiańskim miasteczku obwieszcza: "Bóg przyjdzie z głosem Caruso!" i podejmuje się niebezpiecznej wyprawy po kauczuk po to tylko, by zdobyć środki konieczne do urzeczywistnienia swojego największego marzenia - wybudowania europejskiej opery w sercu amazońskiej dżungli. W drodze towarzyszy mu garstka wiernej załogi, ponurzy łowcy głów i oczywiście muzyka, jednocześnie potężna i dająca ukojenie. Tubylcy zamordowali chrześcijańskich misjonarzy, ukorzyli się jednak przed głosem Caruso. Dlaczego? Bo muzyka najpełniej ze wszystkich sztuk wyraża ideę nieskończoności, boskości. Fitzcarraldo przynosząc w darze muzykę, przynosi słowo Boże, a słowo to czyni mu posłusznym świat dzikich. Fitzcarraldo nie jest tylko jednym z wielu melomanów. Nie bez powodu już w pierwszej scenie Herzog ukazał nam go jako tego, który ukochał operę ponad wszystko, a dla którego nie starczyło miejsca na widowni pośród wytwornych dam i gentlemanów. I dobrze. Bo jego miejsce jest na scenie. To artysta, geniusz. Widzi to, czego inni nie są w stanie zobaczyć. Tak jak Michał Anioł dostrzegał posąg uwięziony w nieforemnej bryle kamienia i chwytał za dłuto, by go uwolnić, tak on wyczuwa europejską operę w sercu dzikiej dżungli i przedziera się do niej. By zrealizować swój karkołomny plan postanawia przy pomocy Indian, lin i dynamitu przeciągnąć parowiec "Molly Aida" drogą lądową z jednej rzeki do drugiej. Okazuje się jednak, że łowcy głów mają do wielkiego statku zupełnie inne plany... Czy przegrana Fitzcarralda oznacza, że porwał się na niemożliwe? Czy to Bóg ukarał jego pychę? A może nieprzebłagane demony rzeczne, w które wierzą Indianie? Na to pytanie musimy sami sobie odpowiedzieć. Skazany na niezrozumienie, brany za dziwaka, obiekt szyderstw, pośmiewisko, tak widzą płowowłosego Irlandczyka mieszkańcy Peru. W takich warunkach, gdzie pieniądze są wartością stawianą ponad wszystko, bohater Herzoga wydaje się niemalże postacią tragiczną. Przypomina napiętnowanego szaleństwem Dionizosa rozrywanego i zjadanego po kawałku przez tytanów. Fitzcarraldo ocaleje jednak, tak jak ocalało serce cierpiącego boga. "Fitzcarraldo" nie jest zwykłym filmem, a cudowną zasłoną zarzuconą nam na oczy; filmowym misterium, w którym trzeba aktywnie uczestniczyć, by zrozumieć, że zwycięża tylko ten, który zdołał pokochać swój los, który potrafił udowodnić, że życie w swej najgłębszej postaci, jaką tylko muzyka umie wyrazić, jest niezniszczalne.
1 10
Moja ocena:
10
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones