Ten Hamlet swoje już powiedział. Od frazy "być albo nie być" zaczynała się adaptacja dla Teatru Telewizji, w której Łukasz Barczyk zabrał szekspirowskiego cierpiętnika głęboko pod ziemię, do kopalni soli w Wieliczce. W "Italiani", swobodnej trawestacji hamletowskich motywów, bohater nie zadaje już pytań i nie szuka odpowiedzi. Z samego filmu pozostają obrazy: przecinająca zieloną polanę kobieta w krwistoczerwonej peruce, duch ojca przekazujący młodemu mężczyźnie tajemną wiedzę o swojej śmierci, zamrożona w kadrze posiadłość i drzewa wyginające się do rytmu włoskiej pieśni faszystowskiej.
"Italiani" to historia, która wykiełkowała z pomysłu na formę filmową – ekspresjonistyczną, zanurzoną w tradycji wideo-artu i sztuk wizualnych, ozdobioną ornamentami filmowych konwencji grozy i cytatami z klasyki (faszystowska aura otulająca trawiony chorobą amoralności świat przywodzi na myśl "Zmierzch Bogów" Viscontiego). Owa kształtująca narrację forma pozwala Barczykowi na przesunięcie akcentów w obrębie dramatu. Reżysera interesuje głównie relacja bohatera (pasujący jak ulał do przyjętej konwencji Krzysztof Warlikowski) z matką (aktorka Teatru Nowego Renate Jett). To z psychoanalitycznego i estetycznego punktu widzenia ciekawy trop i solidny materiał dramatyczny (co nie zmienia faktu, że ze wszystkich przeróbek szekspirowskiego arcydzieła najlepszy jest komediowy "Hamlet 2" o spełnionym nauczycielu i niespełnionym pisarzu, który postanawia napisać kontynuację sztuki).
Wasza reakcja na "Italiani" zależy w głównej mierze od tolerancji na eksperymenty formalne w ogóle. Na szczęście film Barczyka jest o wiele ciekawszy niż żenujący spektakl z udziałem twórcy, który parę dni temu wystawiła w swoim przybytku Krytyka Polityczna (w skrócie: panowie i panie spotkali się, żeby z inteligenckiej orbity zrzucić bombę na schlebiający niskim gustom polski, tfu!, przemysł kinematograficzny). Czuć w nim osobisty ton, widać świadomość filmowej formy (szkoda, że Barczyk nie potrafi o niej opowiadać bez wylewania wiadra jadu na kolegów – wprawdzie po fachu, za to bez szkoły) i gotowość do podjęcia intertekstualnej gry. I choć uważam, że filmy pokroju "Italiani" nie są pierwszą potrzebą polskiego kina, to zgadzam się, że bez nich nasza kinematografia na pewno nie wyzdrowieje.
Michał Walkiewicz - krytyk filmowy, dziennikarz, absolwent filmoznawstwa UAM w Poznaniu. Laureat dwóch nagród PISF (2015, 2017) oraz zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008). Stały... przejdź do profilu