Recenzja filmu

Jestem Bogiem (2011)
Neil Burger
Bradley Cooper
Robert De Niro

Bóg na speedzie

Najnowszy film Neila Burgera ("Iluzjonista") wchodzący na nasz rynek pod tytułem "Jestem Bogiem" to utrzymana w szybkim tempie opowiastka sensacyjna. Główne skrzypce w w/w produkcji gra Bradley
Najnowszy film Neila Burgera ("Iluzjonista") wchodzący na nasz rynek pod tytułem "Jestem Bogiem" to utrzymana w szybkim tempie opowiastka sensacyjna. Główne skrzypce w w/w produkcji gra Bradley Cooper (ostatnio dość mocno w Hollywood rozchwytywany), aktor o aparycji typowego przystojniaka i zawadiaki. W tle przewija się jeszcze Robert de Niro, niemniej jest to raczej rola epizodyczna. Czy poza znanymi i lubianymi nazwiskami opisywana produkcja ma szansę przyciągnąć widza innymi atutami?

Cała intryga przedstawiona w filmie zbudowana jest wokół narkotyku o właściwościach pozwalających wyzwolić uśpione możliwości ludzkiego mózgu. Pewnego dnia Eddie Morra, pisarz przeżywający niemoc twórczą, staje przed szansą skorzystania z remedium w postaci małej niepozornej pastylki. Koniec końców sięga po tajemniczy lek, co wywołuje lawinę różnych zdarzeń. Dzięki drobnemu wspomaganiu, Eddie może pochwalić się 4-cyfrowym ilorazem inteligencji, wszystkie przyziemne problemy zaś okazują się być dziecinnie proste do rozwiązania. Nauka języków obcych, pisanie książek, zarabianie na giełdzie - dla geniusza wszystkie te czynności wiążą się z wysiłkiem nie większym niż oddychanie. Problem pojawia się jednak, gdy Morra zaczyna zwracać na siebie nadmierną uwagę, a liczba pastylek niezbędnych do funkcjonowania na wyższych obrotach drastycznie maleje z każdym dniem...

"Jestem Bogiem" to obraz oparty na ciekawym pomyśle. Główny motyw przewodni filmu miał spory potencjał, jednak został oprawiony w ramy dość płytkiej historii. Fabularnie film niezbyt zaskakuje splotem wydarzeń (chociaż całość zaczyna się od interesującej retrospekcji), do tego scenariusz ma parę wyraźnych luk i niespójności (skoro Eddie miał 4-cyfrowe IQ, to w jaki sposób wpakował się w "tego typu" problemy?). Na bok jednak można odłożyć sztampę fabularną, gdy tempo rozwoju wydarzeń trzyma odpowiednio wysoki poziom. W "Jestem Bogiem" widz nie ma prawa się nudzić. Historia została poprowadzona na tyle dynamicznie, iż nawet mielizny i dziury fabularne nie przeszkadzają w odbiorze filmu. Reżyser w odpowiedni sposób dawkuje napięcie w swoim dziele, dzięki czemu opowieść o uzależnionym od narkotyku protagoniście najzwyczajniej w świecie wciąga.

Ogromny plus trzeba przyznać osobie reżysera za eksperymentowanie z montażem. Postawienie na specyficzne, lekko psychodeliczne ujęcia (np. po zażyciu przez głównego bohatera leku) wyszło większości scen na dobre, skutecznie podbijając walory wizualne obrazu (chociaż scena z pomysłami-słowami przesuwającymi się przed oczami protagonisty to kicz a la lata 80). Do tego Burger nierzadko stosuje ciekawie najazdy i zbliżenia kamery, uzupełniane sekwencjami przepływu obiektywu przez kolejne elementy otoczenia (np. szyby samochodowe). Wszystkie wspomniane wyżej montażowe sztuczki nie tylko uatrakcyjniają wizualny odbiór filmu, lecz także zwiększają dynamikę całej produkcji.

Obsada filmu spisuje się dobrze (górne standardy średnie). Cooper przede wszystkim" wygląda", niemniej pod względem stricte aktorskim także nie można mu wiele zarzucić. Inna sprawa, iż jego rola do zbyt ambitnych nie należy... Robert de Niro zaś zatrudniony został zapewne głównie dla marketingowego rozgłosu, ponieważ jego rólka, choć ważna dla całej historii, nie daje mu zbyt wielkiego pola do popisu.

"Jestem Bogiem" to film o niewykorzystanym potencjale. W niektórych momentach scenariusz aż się prosi, by umieścić w nim mocniejsze sceny, a całość przedstawić w konwencji psychologicznego thrillera. W tym przypadku zaś otrzymaliśmy spłyconą, typową hollywoodzką historyjkę opartą na zgrabnie poprowadzonej, lecz sztampowej fabule. To, co jednak czyni seans z produkcją Burgera tak przyjemnym, to właśnie wspomniana lekkość całej intrygi, wpleciona w gnającą na złamanie karku akcję. Tempo filmu wraz z ciekawą oprawą audiowizualną dają nam efekciarski, wysokobudżetowy "sensacyjniak". Bez głębszych rozważań, bez wielowymiarowych postaci, jak również i bez uczucia zmarnowanego czasu. Polecam jako dobrą rozrywkę.

W telegraficznym skrócie: naćpany i (przez to) genialny Cooper w konwencji kina sensacyjnego z pseudoprzesłaniem; efektowny montaż i akcja trzymająca w napięciu pozwalają zapomnieć o zmarnowanym potencjale scenariusza. Na dokładkę zaś w kadrze przewija się epizodycznie de Niro.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Interesujące jak wiele współczesnych filmów, które jawią się nam jako oryginalne scenariuszowe perełki,... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones