Recenzja filmu

Lucky Luke (2004)
Philippe Haïm
Paweł Łysak
Til Schweiger
Éric Judor

15 minut Lucky Luke'a

Na film "Lucky Luke" czekałem od września roku 2004, gdy się dowiedziałem o produkcji tego filmu. Rewolwerowiec Lucky Luke jest, zaraz po galu Asteriksie, moim ulubionym komiksowym bohaterem. I
Na film "Lucky Luke" czekałem od września roku 2004, gdy się dowiedziałem o produkcji tego filmu. Rewolwerowiec Lucky Luke jest, zaraz po galu Asteriksie, moim ulubionym komiksowym bohaterem. I dlatego miałem od tego filmu sporo oczekiwań. Filmowa wersja kowboja, w którego wcielił się Til Schweiger, a głosu w polskiej wersji językowej użyczył mu Olaf Lubaszenko, była robiona na agenta 007 - Jamesa Bonda, ale to i tak fajny pomysł. Niestety bohaterem tym nie mogłem się długo nacieszyć, gdyż występuje on w zaledwie 10-15 minutach filmu. Reszta produkcji jest poświęcona przeciwnikom Lucky'ego - braciom Dalton. I wszystko byłoby dobrze, gdyby polski dystrybutor w celu czysto marketingowym nie zmienił tytułu z "The Daltons" (Daltonowie) na "Lucky Luke". Bo najczęściej gdy w tytule jest imię jakiegoś bohatera, wiemy, że będzie on główną postacią filmu. A tymczasem, my nastawieni na popisy komediowe Luke'a widzimy na ekranie Daltonów, a dokładniej dwóch z nich, bo pozostali dwaj są w tle i praktycznie po za jakimiś prymitywnymi wstawkami nic nie mówią. Francuzi wydali rzekomo na tę produkcję 27 milionów dolarów. Wszystko fajnie - ale ja jakoś na ekranie tego nie widzę. Podobny film dałoby się zrealizować za 1/3 tej sumy. Czyżbyśmy mieli do czynienia z podobną sytuacją, o której Juliusz Machulski opowiadał w "Superprodukcji"? Scenariusz - widać, że jest mocno stylizowany na "Asterixa" Alaina Chabata. Niestety do niego mu dużo brakuje, Michel Hazanavicius się nie postarał, a dialogi, które napisali Ramzy Bedia i Eric Judor (najstarszy i najmłodszy z braci Dalton), są prymitywne, wulgarne i najważniejsze: nieśmieszne. Więc słowa "Chłopcy umieścili w scenariuszu takie dialogi, że aż boki zrywać" wypowiedziane przez kierownika produkcji Gérarda Gaultiera są albo znowu "czystym marketingiem", albo Francuzi mają dość specyficzny humor - w co raczej wątpię, bo Asterixa jakoś umieli zrobić śmiesznego. Ja, podczas filmu się nie śmiałem ani razu, przepraszam, śmiałem się raz - gdy japoński sąsiad z mojego rzędu zwymiotował do torebki z Popcornem, ale nic poza tym. Po wyjściu z kina miałem bardzo mieszane uczucia, po 3 minutach zastanawiania się nad jakością tego filmu, zauważyłem, że na początku filmu nie było... tytułu! Tzn. była tabliczka "Les Daltons" a w tle głos lektora "Uwaga! Daltonowie!" - ale gdzie polski tytuł Lucky Luke? Widać zapomnieli. Miejmy nadzieję, że w wersji DVD im się to przypomni.
1 10
Moja ocena:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones