Recenzja filmu

Mr. Gaga (2015)
Tomer Heymann
Ohad Naharin
Tzofia Naharin

Pan taniec

"Mr. Gaga" ma niby strukturę klasycznego życiorysu: przez ekran płyną kolejne materiały archiwalne, zza kadru towarzyszy im głos bohatera, raz na jakiś czas do kamery odzywają się też jego
W "Mr. Gaga" wciąż powraca podobna scena: Ohad Naharin, legendarny izraelski choreograf, poleca jednemu ze swoich podopiecznych tancerzy powtórzyć jakiś ruch. Owa instrukcja leży gdzieś pomiędzy czułą prośbą akuszera, któremu zależy, by pomóc ci w doskonaleniu pracy swojego ciała, a nieznoszącym sprzeciwu rozkazem artystycznego dyktatora. Podczas którejś próby rozdygotana dziewczyna dramatycznie upada na deski, raz za razem, raz za razem. Naharin jest wciąż niezadowolony. "Za bardzo chronisz głowę", mówi. W finale filmu widzimy oczywiście ostateczną wersję ćwiczonego przez artystkę gestu: wypracowany w pocie, łzach i siniakach element składowy tanecznego spektaklu. Dokument Tomera Heymanna opowiada niby o Naharinie, ale przy okazji przemyca głębszą myśl o relacji artysty z jego dziełem. Pokazuje, że taniec to napięcie, poświęcenie, proces.  



"Mr. Gaga" jest o tyle ciekawą biografią, że sama bierze w cudzysłów ideę biografii. Konwencja biograficznej narracji skłania do wygładzających uproszczeń, do odnalezienia prostych relacji wynikania w chaotycznej materii życia. "Miał takiego dzieciństwo, a więc został takim dorosłym". Życiorys musi ułożyć się w opowieść, czy raczej: musi zostać wtłoczony w ramę opowieści. Skuteczność i zasadność podobnych praktyk zależy oczywiście od charakteru danego życiorysu; jedne biografie "opowiadają się" lepiej od innych. Heymann – ustami samego Naharina –wyraża jednak sprzeciw wobec podobnych prób. Choreograf relacjonuje do kamery jedno ze swoich "formatywnych doświadczeń", ale w dalszej części filmu sam dementuje anegdotkę. Tłumaczy się potem, że nie potrafi szczerze i definitywnie odpowiedzieć na pytanie "czemu tańczy". Nic dziwnego, pracuje w końcu w materii pozawerbalnej, próbuje wyrażać niewyrażalne, szukać nowych sposobów porozumiewania się – nie mową, ale ciałem.

I Heymann daje to odczuć. "Mr. Gaga" ma niby strukturę klasycznego życiorysu: przez ekran płyną kolejne materiały archiwalne, zza kadru towarzyszy im głos bohatera, raz na jakiś czas do kamery odzywają się też jego współpracownicy. Podobną mozaikę wygrzebanych ze strychu taśm i dokumentalnego "stylu zero" reżyser proponował już w jednym ze swoich poprzednich filmów, "Królowa bez korony" (2011). Ale zamiast prozaicznych scenek "z życia wziętych" niemal wszystkie wykorzystane tu nagrania pokazują taniec. Tańczy mały Naharin, tańczy duży Naharin, tańczą uczniowie Naharina, lata lecą. Wrażenie jest takie, jakby jego życie składało się niemal wyłącznie z tańca. I to właśnie jeden z głównych wątków filmu: codzienność, która koniec końców przegrywa z muzą. 

   

Reżyser pozostawia bez komentarza osobiste wybory swojego bohatera, pokazuje jednak jego bliskich, którzy muszą ustępować przed prymatem sztuki. Artysta, który leczy na polu sztuki, ale krzywdzi w życiu? Nie, to byłoby za proste. Niemniej jednak Heymann daje względnie złożony obraz choreografa. "Mr. Gaga" nie jest hagiografią, nie ucieka przed ambiwalencją figury mistrza. Naharin – jak i jego sztuka – wciąż balansuje tu na linii napięcia między opresją a wyzwoleniem, cierpieniem a pięknem.

Przy tym wszystkim "Mr. Gaga" pozwala też ową sztukę docenić – nawet tanecznym laikom. Nie jest to "Pina", reżysera nie interesuje spektakularny aspekt tańca, możliwość jego zapośredniczenia w kinie. Heymann – prostymi środkami – oddaje jednak dynamizm i piękno tańca. Stworzona przez Naharina technika zwana "GaGa" nazywana jest "językiem ruchu", ma odkrywać nowe sposoby komunikowania się ciałem, posiada też walor terapeutyczny. "Mr. Gaga" pokazuje tymczasem, że terapeutyczne może być już samo obserwowanie tańczących, którzy na naszych oczach odkrywają nowe, niecodzienne możliwości ciała. Dokument Heymanna ma potencjał, by otworzyć widzom głowę na nowe perspektywy tego, czym jest ruch. I przy okazji – pozwala lepiej zrozumieć i docenić sztukę, którą zajmuje się jego bohater. Trudno o lepszy komplement dla filmu o tańcu.
1 10
Moja ocena:
7
Rocznik 1985, absolwent filmoznawstwa UAM. Dziennikarz portalu Filmweb. Publikował lub publikuje również m.in. w "Przekroju", "Ekranach" i "Dwutygodniku". Współorganizował trzy edycje Festiwalu... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones