"Trudna znaleźć dobrą opiekunkę do dziecka, ale jeszcze trudniej znaleźć dobre dziecko". To właśnie ten klasyczny już dzisiaj tekst, padający z ust Andrzeja Mleczki w kultowej komedii Olafa
"Trudna znaleźć dobrą opiekunkę do dziecka, ale jeszcze trudniej znaleźć dobre dziecko". To właśnie ten klasyczny już dzisiaj tekst, padający z ust Andrzeja Mleczki w kultowej komedii Olafa Lubaszenki, przyszedł mi do głowy, gdy na ekranie telewizora pojawiły się napisy końcowe, a seans "Na pokuszenie zła" dobiegł końca. I choć w pierwotnym kontekście ma on o wiele bardziej humorystyczny charakter, świetnie puentuje film, któremu ze śmiechem raczej nie po drodze.
Rebecca (Kat Foster) i Jacob (Myko Olivier) nie mają lekko ze swoim jedynym dzieckiem, kilkuletnim chłopcem imieniem Johnny (Danilo Crovetti). Dzieciak ma alergię na praktycznie wszytko co tylko możliwe, jest bardzo zamknięty w sobie, do tego stopnia, że nie odzywa się do nikogo ani słowem. Pomocą dla utrapionego małżeństwa ma być Millicent (Morgan Saylor) - młoda studentka, która zostaje zatrudniona jako niania dla Johnnego. Chłopiec od razu polubił swoją nową opiekunkę, rodzicom także przypadła do gustu, a i sama dziewczyna wydaje się być zadowolona ze swojego nowego, acz niełatwego zadania.
Motyw wzięcia pod opiekę drugiej persony nie jest w kinie grozy niczym nowym, powiedziałbym nawet, że to jeden z częściej eksploatowanych wątków. Klasyczny scenariusz wygląda mniej więcej tak - niczego nie świadomy protagonista bierze pod swoje skrzydła kogoś lub coś, by w pewnym momencie stało się to głównym źródłem jego problemów. "Na pokuszenie zła" także powiela ów schemat, zasadniczą różnicę wprowadza jednak nasza główna bohaterka. Millicent to - delikatnie mówiąc - dosyć problematyczna osoba. Sama zmaga się z dolegliwościami natury psychicznej, co nie jest jedyną rzeczą, jaką stara się ukryć przed swoimi chlebodawcami. Jej niekonwencjonalne podejście do wychowywania narobi sporego zamieszania w tej i tak chaotycznej już rodzinie, a i ją samą zmusi do podjęcia radykalnych i nieodwracalnych decyzji.
Bohater niniejszej recenzji nie jest filmem specjalnie strasznym. Miłośnicy skrzypiących podłóg, tańczących w mroku cieni czy przeraźliwych dźwięków mogą poczuć się zatem zawiedzeni. "Na pokuszenie zła" mocniej stawia na niepokojącą atmosferę, w szczególności na kuriozalne i szokujące - momentami groteskowe wręcz - zachowania postaci w nim występujących. Morgan Saylor całkiem wiarygodnie wypada jako niezrównoważona babysitterka, nie przeszkadza nawet fakt, że wciela się w rolę osoby sporo młodszej od siebie. Główne role napisane są niestety dosyć jednowymiarowo, twórcy wolą prezentować nam kolejne dziwne sceny czy ekscentryczne zachowania, niż wyjaśniać, co stoi u ich podłoża. Na każdego z aktorów patrzymy więc przez pryzmat jednej dominującej cechy, którą został naznaczony przez scenarzystkę. Najgorzej wypada Myko Olivier, portretowany przez niego mąż i ojciec swoich rąk używa praktycznie tylko do trzymania butelki z piwem, bądź rozpinania własnego rozporka. O drugim planie nie można powiedzieć za wiele, przez zdecydowaną większość seansu towarzyszy nam Millicent i jej pracodawcy.
Platforma Shudder, odpowiedzialna za powstanie "Na pokuszenie zła", coraz lepiej radzi sobie w streamingowym świecie. W swoim katalogu mają już kilka naprawdę ciekawych tytułów, ten nie jest może ich wzorcową czy flagową pozycją, z pewnością znajdzie jednak swoje grono odbiorców. Docenią go raczej zwolennicy horrorów nieco bardziej eksperymentalnych, próbujących podejść do tematu z innej strony, a nie tylko żerować na zdartych kliszach i utartych schematach. Mercedes Bryce Morgan udowodniła, że dobrze odnajduje się w mroczniejszych zakamarkach kinematografii, chociaż nie wszystko zagrało tu idealnie, a na kilka detali trzeba będzie przymknąć oko. Stworzyła mimo wszystko film, który ma własny sznyt i nie przypomina sztucznie wygenerowanego straszaka, jakich wiele powstało w ostatnich latach (taki "Boogeyman" chociażby). Jako "opiekunka" na nudny wieczór "Na pokuszenie zła" sprawdza się świetnie, chociaż jej patronat mogę polecić tylko najwierniejszym fanom gatunku.