Recenzja filmu

November Man (2014)
Roger Donaldson
Pierce Brosnan
Luke Bracey

Szpiedzy poważni na serio

W filmie znajdziemy sporo fantastycznie absurdalnych sekwencji, które bawią właśnie dlatego, że są naciągane i nieprawdopodobne. Donaldson dokonuje symbolicznego oczyszczenia gatunku z realizmu
Założenie, że film zrealizowany na poważnie nie może być śmieszny, to częsty błąd widzów. Wiele osób uważa, że jeśli przepona podczas seansu mocno pracuje, jeśli na ekranie pojawiają się sceny czystego absurdu, muszą to być oznaki warsztatowej niekompetencji twórców. I zazwyczaj tak jest. Niemniej czasami baty krytyki spadają na film zupełnie niezasłużenie. Do tych wyjątków należy najnowsze dzieło Rogera Donaldsona "November Man".



Ekranizacja powieści Billa Grangera na pierwszy rzut oka wydaje się typową opowieścią o szpiegach. Pierce Brosnan gra tu emerytowanego agenta CIA, który wraca do służby na prośbę kumpla. Musi przechwycić swoją byłą znajomą, agentkę, która przeniknęła do grona najbardziej zaufanych osób prawdopodobnego przyszłego prezydenta Rosji. Kiedy wydaje się, że bohaterowi udało się wykonać zadanie, następuje niespodziewany zwrot akcji. Z dowództwa CIA wysłany zostaje rozkaz likwidacji kobiety. Strzału dokonuje były protegowany bohatera. Tak zaczyna się pościg w poszukiwaniu prawdy, w której kluczową rolę odegra czeczeńska emigrantka. Jej wspomnienia mogą zniszczyć niejedną karierę po obu stronach Atlantyku.

"November Man" można potraktować jako przyspieszony kurs na temat szpiegowskiego kina akcji. Roger Donaldson, budując film, skorzystał z gotowych wzorów. Każda scena należy do gatunkowego kanonu. Pozornie nie ma tu nic oryginalnego. Ale ta wtórność jest zwodnicza. Reżyser wyostrzył bowiem krawędzie kopii, wyeksponował mitotwórczą potęgę poszczególnych elementów, tworząc zupełnie nową jakość. To już nie jest zwyczajna powtórka z rozrywki, ale bardzo sprawnie zrealizowana zabawa konwencją balansująca pomiędzy celebracją umowności narracji akcyjniaków a autoparodią.



Reżyser nakręci wszystko z poważną miną. Udaje w ten sposób, że robi film całkiem na serio, a jednocześnie co chwilę mruga do widza okiem, ukazując w krzywym zwierciadle gatunkowe produkcje sprzed 20, 30 lat. Jak choćby w scenie w hotelu, kiedy pokazuje, po czym można rozpoznać profesjonalną zabójczynię. Oczywiście po kącie rozwarcia nóg. Bohaterka "November Man" może je odchylić na więcej niż 180 stopni, co jednoznacznie świadczy o tym, że jest śmiertelnie niebezpieczna. Trudno nie porównywać tej sceny z typowym w latach 80. i 90. rozwiązaniem, kiedy to złoczyńcę poznawało się po tym, że był nagi (pierwszy "Terminator" czy też druga "Szklana pułapka"). Albo też pomysł "pussy bait", czyli podryw na kotka, który służy tylko i wyłącznie jako pretekst do obowiązkowej sceny seksu. To także dość oczywisty ukłon w stronę starego kina akcji, w którym kobiety pojawiały się jako przynęty zarówno na bohaterów, jak i męską widownię.

Donaldson proponuje formę, która dla fanów uznających za wyznacznik jakości filmy Greengrassa o przygodach Bourne'a będzie nie do przyjęcia. Reżyser jednak odwołuje się w "November Man" do zupełnie innej stylistyki, której apogeum popularności przypadało na okres świetności wypożyczalni kaset wideo. To kino o konstrukcji prostej jak cep, oferujące sprawną, ale nieprzekombinowaną realizację. To dobra rozrywka bez żadnych pretensji do jakichkolwiek starań o redefinicję czy odświeżanie gatunku. Mimo górnolotnych haseł na temat patriotyzmu i lojalności, film całkowicie pozbawiony jest patosu. "November Man" cieszy oko swojskością kolejnych zwrotów akcji, nonszalancką charyzmą Pierce'a Brosnana, uroczą tępotą Luke'a Braceya i piekielnym seksapilem Olgi Kurylenko.



W filmie znajdziemy sporo fantastycznie absurdalnych sekwencji, które bawią właśnie dlatego, że są naciągane i nieprawdopodobne. Donaldson dokonuje symbolicznego oczyszczenia gatunku z realizmu i ponuractwa, które w kinie akcji króluje już ładnych kilku lat. Ci, którzy mieli takiego kina dość, musieli dotąd sięgać po starocie lub też niszowe produkcje omijające duże ekrany. Dzięki "November Man" mogą w końcu zobaczyć coś nowego.
1 10
Moja ocena:
6
Rocznik '76. Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego na wydziale psychologii, gdzie ukończył specjalizację z zakresu psychoterapii. Z Filmweb.pl związany niemalże od narodzin portalu, początkowo jako... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Liam Neeson rozpoczął "Uprowadzoną" modłę na nowy wzorzec bohatera filmów akcji. Dzięki niemu aktorzy,... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones