Recenzja filmu

Obecność 4: Ostatnie namaszczenie (2025)
Michael Chaves
Vera Farmiga
Patrick Wilson

Czas pożegnań

Sztuką jest dobrze się pożegnać. Jedni organizują imprezy z rozmachem. Przeszłość zostaje tu przysłonięta teraźniejszością. Liczy się nie to, czemu (lub komu) mówimy "do widzenia", ale jak to
Czas pożegnań
Sztuką jest dobrze się pożegnać. Jedni organizują imprezy z rozmachem. Przeszłość zostaje tu przysłonięta teraźniejszością. Liczy się nie to, czemu (lub komu) mówimy "do widzenia", ale jak to wyrażamy. Inni wolą kameralne spotkania, wspominkowe anegdoty podkreślające wagę tego, co właśnie dobiega końca. Twórcy filmu "Obecność 4: Ostatnie namaszczenie" postawili na to drugie rozwiązanie.

Ma to swoje dobre strony, ale niestety i złe. Wymagało bowiem zupełnie nowego dla serii rozłożenia akcentów. Mroczne siły, choć są obecne przez znaczną część opowieści, schodzą na plan dalszy. Kluczem do historii jest rodzina: cena, jaką trzeba płacić za posiadany dar (czy może przekleństwo) oraz decyzje, jakie gotowi jesteśmy płacić, by chronić najbliższych. Już otwierająca sekwencja wyraźnie pokazuje priorytety. Oto młodzi Warrenowie (na szczęście zamiast komputerowych retuszów twórcy zdecydowali się zatrudnić Madison Lawlor i Oriona Smitha) są w trakcie rytuału z udziałem złowrogiego lustra. Procedura zostaje przerwana, bo oto u Lorraine rozpoczyna się akcja porodowa. Prowadzi to do desperackiego wyścigu z czasem. Życie ich córeczki wisi na włosku, mroczne siły gromadzą się wokół matki...



Wydarzenia te ustawiają cały film. Są glebą, z której wyrastać będą wszelkie niepokoje i kolejne koszmary. I to pomimo równoległego prowadzanie dwóch wątków jednocześnie. Pierwszy skupia się na Warrenach wiele lat po dramatycznych wydarzeniach z prologu. Nie są już aktywnymi "pogromcami duchów". Ale mroczne siły nie pozwalają o sobie zapomnieć. Ich córka odziedziczyła dar paranormalnego widzenia i właśnie zaczyna tracić nad nim kontrolę. Desperacko trzyma się jednak normalności i szczęścia, jakim jest odnaleziona prawdziwa miłość. Drugi wątek również skupia się na rodzinie. To Smurlowie, pechowi nowi właściciel feralnego lustra. Ich życie bardzo powoli, krok po kroku zmienia się koszmar, z którego nikt nie potrafi ich wybudzić.

Widzowie długo będą musieli czekać na to, by te dwie historie spotkały się ze sobą. To celowe działanie. Reżyser Michael Chaves nie śpieszy się. Buduje klimat powoli i cierpliwie. Każda scena staje się nie tylko elementem nowej opowieści, ale też podtrzymywania poczucia nostalgii za całą dotychczasową serią. Czwórka staje się więc niejako katalogiem tych wszystkich elementów, które składają się na "typowy" film z serii "Obecność". Skoro ma to być pożegnanie, to Chaves chce pożegnać się ze wszystkim.



Dla tych widzów, którzy lubią cierpliwie budowane napięcie, którym nie przeszkadza to, że czasami muszą bardzo uważnie wpatrywać się w ekran, by nie przegapić działania sił nieczystych, takie podejście reżysera będzie rzecz jasna bardzo odpowiadać. Jest szansa, że im "Obecność 4: Ostatnie namaszczenie" najbardziej się spodoba. Warrenowie są tu traktowani z szacunkiem, a całość jest tak skonstruowana, by widz czuł, że ogląda właśnie film z serii "Obecność", a nie jakikolwiek horror.

Jeśli jednak cierpliwość nie jest Waszą mocną stroną, to możecie mieć problem. Łatwo bowiem odnieść wrażenie, że fabuła drepcze w miejscu, kiedy niektóre z manifestacji złowrogich sił to naprawdę drobiazgi i rzeczy łatwe do przegapienia. Owszem, są momenty przykuwające uwagę, w których groza nabiera namacalnych kształtów. Ale możecie uznać, że jest ich za mało i pojawiają się zbyt rzadko.



Takie rozciągane tworzenie klimatu ma też swoje poważne konsekwencje w odbiorze finału. Plany w planach, piętrowe intrygi i zmyślne pułapki karmią tylko oczekiwania naprawdę spektakularnie potężnej siły. Problem w tym, że dochodzenie do finału zajmuje tak dużo czasu, że on sam pozostaje bardzo schematyczny i zaskakująco krótki. Ci, którzy widzieli nakręconą przez Chavesa "Zakonnicę II", nie będą zaskoczeni. Na pocieszenie mogę jednak zapewnić, że nawet przy miejscami wadliwej konstrukcji "Obecność 4: Ostatnie namaszczenie" jest filmem o kilka klas lepszym od tamtego "dzieła" reżysera. Zaś końcowe pożegnanie z rodziną Warrenów jest naprawdę piękne i satysfakcjonujące, co pozytywnie wpływa na odbiór całości. I o to chyba głównie chodziło twórcom. Jeśli tak, to misja została spełniona.
1 10
Moja ocena:
6
Rocznik '76. Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego na wydziale psychologii, gdzie ukończył specjalizację z zakresu psychoterapii. Z Filmweb.pl związany niemalże od narodzin portalu, początkowo jako... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?