Recenzja filmu

Po latach (2017)
Annarita Zambrano
Giuseppe Battiston
Barbora Bobuľová

Echa lat ołowiu

Reżyserka umiejętnie doprowadza film do punktu, gdzie razem ze wszystkimi bohaterami czujemy się w sytuacji bez wyjścia. Każda potencjalna, możliwa decyzja wydaje się beznadziejna. Żaden wariant
Między końcem lat 60. a początkiem 80. przez Włochy przetoczyła się fala politycznej przemocy, prawicowej i lewicowej. Okres ten, nazywany latami ołowiu, głęboko podzielił i poranił włoskie społeczeństwo, a jego echa uderzają w nie jeszcze w XXI wieku.

Kino włoskie często brało ten temat na warsztat. "Po latach" – debiut Annarity Zambrano wpisuje się w tę bogatą tradycję. Jego akcja osadzona jest na początku XXI wieku. W Bolonii zamordowany zostaje profesor miejscowego uniwersytetu, któremu rząd powierzył reformę prawa pracy. Do zamachu przyznaje się organizacja o takiej samej nazwie jak ta, jaką na początku lat 80. założył bohater filmu – Marco Lamberti. 



Marco od lat mieszka we Francji. W latach 80. administracja Mitteranda obiecała byłym lewicowym terrorystom poszukiwanym we Włoszech azyl na terenie V Republiki pod warunkiem wyrzeczenia się przemocy. Na początku XXI wieku Francja wycofuje się z tej obietnicy. Po mordzie w Bolonii włoskie służby domagają się ekstradycji Lambertiego. W kraju grozi mu pewne dożywocie – we Włoszech oskarżony jest o egzekucję sędziego, który wysyłał do więzienia jego towarzyszy walki.

Reżyserka splata dwa narracyjne wątki. Z jednej strony widzimy starania Marco i jego córki, Violi, o opuszczenie Francji – Lamberti może liczyć na azyl w Nikaragui, musi się tam jednak wcześniej nielegalnie dostać. W drugim wątku obserwujemy problemy rodziny Marco w Bolonii – gdzie zostali jego siostra i matka. Lokalna opinia publiczna zwraca się przeciw nim – siostra Lambertiego musi zawiesić pracę w szkole, do domu matki mężczyzny ktoś wrzuca przez okno cegłę z napisem "morderca". Narasta atmosfera linczu.

Obrazy rodziny zniszczonej przez doświadczenie terroru i politycznej przemocy również pojawiały się często w kinie włoskim lat 80. – "Po latach" nawiązuje i do tej tradycji. Zambrano prowadzi ten wątek bardzo subtelnie, z wielkim wyczuciem pokazuje wszystkie napięcia, konflikty lojalności, rany i krzywdy, jakich nie da się już naprawić. Widzimy, że nawet dwie dekady po erze ołowiu symboliczne odłamki bomb, jakie wtedy wybuchły, ciągle ranią jednostki, rodziny, całe społeczności.

Ciekawszy od tego jest jednak wątek Marco. Mężczyzna odmawia przyznania się do winy. Uważa, że walczył w słusznej sprawie, przeciw systemowi, który służył wyłącznie uciskowi słabszych i obronie przywilejów bogatych oraz wpływowych. Jest przekonany, że we Włoszech lat 80. toczyła się wojna domowa, którą jego strona przegrała. By włoskie społeczeństwo znów mogło funkcjonować jako całość, potrzebna jest jego zdaniem amnestia dla wszystkich stron konfliktu. Tymczasem państwo ciągle prowadzi z nim walkę, mimo, że on sam dawno już złożył broń. 

   

Widz może nie wiedzieć, co zrobić z tą postacią – Marco jednocześnie złości i budzi współczucie. Najpewniej jest winny, ale i Francja łamiąca zawartą z nim kiedyś umowę nie postępuję sprawiedliwie. Mężczyzna przegrał i nie ma do zaoferowania żadnej pozytywnej propozycji politycznej, ale siła jego przekonań ciągle robi wrażenie. Rozumiemy jego impuls ucieczki, ale nie możemy się zgodzić na to, jak przy okazji krzywdzi swoją nastoletnią córkę. Viola nie chce bowiem porzucać swojego życia we Francji i skazywać się na wieczne wygnanie. Postać Marco działa tak mocno przede wszystkim dzięki genialnej roli Giuseppe Battistona, roztaczającego w każdej scenie unikalną aurę zmęczonej, zużytej charyzmy.

Reżyserka umiejętnie doprowadza film do punktu, gdzie razem ze wszystkimi bohaterami czujemy się w sytuacji bez wyjścia. Każda potencjalna, możliwa decyzja wydaje się beznadziejna. Żaden wariant nie daje nadziei na zakończenie, które by mogło być sprawiedliwe lub szczęśliwe. Niestety, sama Zambrano nie bardzo wie, co dalej. Zakończenie, jakie wybiera, bardzo rozczarowuje. Można poczuć się oszukanym taką drogą na skróty. Gdyby udało jej się do końca utrzymać poziom, na jaki film wznosi się bez ostatnich 10 minut, to byłby świetny debiut. A tak jest "tylko" dobry. 
1 10
Moja ocena:
7
Filmoznawca, politolog, eseista. Pisze o filmie, sztukach wizualnych, literaturze, komentuje polityczną bieżączkę. Członek zespołu Krytyki Politycznej. Współautor i redaktor wielu książek filmowych,... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones