Recenzja filmu

Przebudzenie dusz (2017)
Jeremy Dyson
Andy Nyman
Andy Nyman
Martin Freeman

Zobaczyć znaczy umrzeć

To, co większość uznaje zapewne za minus produkcji Jeremy'ego Dysona i Andy'ego Nymana mnie kupiło od pierwszych scen. "Przebudzenie dusz" to bowiem horror tak nieprzyzwoicie staroświecki,
Strach bywa często jak opinia – to bardzo indywidualna sprawa, a gdyby stopień jego odczuwania przyjąć za jedyne kryterium oceny horrorów, to – po pierwsze: wiele stracimy, a po drugie: w paczce przyjaciół, która wybiera się na ściśle określony film grozy, każdy obejrzy inny. Wystarczy spojrzeć na to, z jaką mocą "Przebudzenie dusz" rozstawiło widzów po dwóch ekstremach skali przerażenia, bo albo ktoś zabierze ten film w objęcia wyjątkowo kapryśnego przy tej okazji Morfeusza, albo zapragnie porozmawiać z obsługą kina w tonie dalekim od dyplomatycznego. Ten gatunek od zawsze dawał mi znacznie więcej niż tylko odruch podskakiwania w fotelu czy poczucie przyspieszonego tętna. Kto, tak naprawdę, bał się na "Draculi"? Ja z pewnością nie, co nie zmienia faktu, że jest to film wybitny, a ewentualny argument dotyczący cezury czasowej mogę skwitować rzucając wymowne: co z "Tego"? Jeśli ktoś uprze się już jednak i zapragnie wyegzekwować na mnie respons na pytanie: "Czy "Przebudzenie dusz" straszy?" z demonicznym uśmiechem odpowiem, że nie licząc wybranych pozycji z filmografii Jamesa Wana, plus dosłownie kilku policzalnych na palcach jednej ręki tytułów, poprzednim razem tak wystraszony byłem podczas oglądania tego typu filmów w wieku pacholęcym.

To, co większość uznaje zapewne za minus produkcji Jeremy'ego Dysona i Andy'ego Nymana mnie kupiło od pierwszych scen. "Przebudzenie dusz" to bowiem horror tak nieprzyzwoicie staroświecki, obłędnie nieaktualny i wyśmienicie niemodny, że aż miło się ogląda. Jeśli wzdychacie do maniery choćby "Strefy mroku", "Niesamowitych historii " czy (trzymających co prawda dalece spolaryzowany poziom, acz niezaprzeczalnie urokliwych) "Mistrzów horroru", gabinet grozy profesora Goodmana stoi otworem! Grany przez samego Andy'ego Nymana naukowiec to zatwardziały pogromca podań, kat przesądów i jawny adwersarz wiary w świat zjawisk nadprzyrodzonych. Z wprawą Sherlocka Holmesa obnaża, w prowadzonym przez siebie programie, oszustwa stojące za każdym domniemanym opętaniem czy nawiedzeniem. Jego mentor po fachu zleca mu zbadanie trzech spraw, przy których umysł ścisły składa wypowiedzenie, a my dostajemy trzy wyborne nowelki filmowe, dopięte w końcówce klamrą tak fenomenalnego twistu, że obejrzawszy film bez pochopnego krytycyzmu, uprzedzeń, z pełną uwagą i zrozumieniem, nie przestaniecie o nim myśleć przez następny tydzień, co ze swojej strony gwarantuję! W równym stopniu, co logotypy wzmiankowanych serii telewizyjnych seans ów podpowiedział mi zresztą tytuł, na który mało kto w tym wypadku wpadł, a który brzmi "Drabina Jakubowa", co winno przemawiać samo przez siebie. 


O wyjątkowości "Przebudzenia dusz" świadczy w dużej mierze równowaga zachowana między stylistyczną wielokierunkowością a spójnością. Jest tu i klasyczny horror spirytystyczny i równie modelowa przypowieść o karzącym nieszczęśnika zbaczaniu ze ścieżki i niepozwalający się "odzobaczyć" motyw body-horrorowy czy wreszcie – oniryczna sekwencja, która z jednej strony wywraca całość do góry nogami, z drugiej zaś, nadaje jej uniwersalny sens. Zważywszy ponadto na fakt, że zanim Jeremy i Andy nakręcili ten film wystawiali go w formie sztuki na teatralnych scenach nie pozostaje nic innego jak tylko skonstatować, że nawet jeśli "Przebudzenie dusz" Was nie przestraszy, nawet jeśli Wam się nie spodoba ogólnie jako film możecie być pewni, że drugiego takiego jeszcze nie widzieliście i prawdopodobnie nie zobaczycie.


Nie jest również "Przebudzenie dusz" merytorycznym czekiem bez pokrycia. Przez chwilę troszeczkę przeszkadzał mi apologetyczny charakter tej pozycji. Jawnie przyznaję się do pewnej alergii na filmy grozy o opisach fabuły: "Nieświadomemu czyhającego nań niebezpieczeństwa ateiście przyjdzie zrewidować sceptyczne poglądy, gdy ten zaangażuje się w taką, a taką sprawę". Nawet w tym obszarze twórcy "Przebudzenia dusz" poruszają się jednak z ekwilibrystyką godną wysokiej klasy linoskoczka, koniec końców zastępując mdłe, duchowe moralizatorstwo trzeźwą, nieskończenie trafną i jakże gorzką konkluzją, że największe piekło, jakiego ponad wszelką wątpliwość możemy być pewni, jest produktem naszego własnego umysłu i że nie ma większego zła na tym świecie niż krzywda wyrządzana innym bądź też obojętność na nią. 


Jest to również opowieść o uciekaniu od brutalnej prawdy, z którą wcześniej czy później i tak przyjdzie nam się zmierzyć. "Przebudzenie dusz" to kapitalny horror nakręcony przez niewątpliwych maniaków konwencji, którzy z operowania gatunkową sztampą wywiązali się niezgorzej od Quentina Tarantino przekuwającego kicz czy niedociągnięcia kina klasy B w prawdziwe dzieła. Hasła promocyjne nie kłamią i jestem niemal pewien, że film urośnie wcześniej czy później do rangi pozycji kultowej, a ja cieszę się niezmiernie, że mimo pewnej bijącej z dużego ekranu stagnacji, wciąż można zobaczyć na nim tytuł będący chlubnym wyjątkiem od reguły.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Nie oceniaj książki po okładce, a filmu po plakacie, chyba wie to każdy. Ale kiedy na ekranach kin... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones