Recenzja filmu

Putin Forever? (2015)
Kirill Nenashev

Putin nasz powszedni

Możliwość wejścia w sam środek wydarzeń na moskiewskich placach do pewnego stopnia rekompensuje brak klarownej wizji reżyserskiej. "Putin forever?" gromadzi w jednym miejscu ogromną część
Putin będzie rządził wiecznie? A może wielkimi krokami zbliża się odwilż, rewolucja, wiosna? Można do woli mnożyć znaki zapytania, a dokument Kirilla Nenasheva wcale nie rozjaśnia zawiłości rosyjskiej polityki i nie tłumaczy źródeł zmiennych nastrojów społecznych. Widać, że filmowe plany były ambitne – opowiedzieć w szerokiej perspektywie o moskiewskich demonstracjach przeciwko rządom Putina i fałszowaniu wyborów (w latach 2011-2012), ale także o dwóch wizjach Rosji, dwóch odmiennych postawach obywatelskich. Po jednej stronie barykady mamy młodego idealistę Siwę – jednego z liderów ruchu pokojowego protestu – domagającego się oddolnej zmiany na wzór ukraińskiego Majdanu. Po drugiej Morozova, zwolennika Putina, który wszędzie wietrzy spiski Zachodu i CIA, a polityka twardej ręki to dla niego narzędzie "wychodzenia ze wstydu". Z tej konfrontacji odmiennych mentalności nie wyłania się przekonujący obraz podzielonego społeczeństwa – skaczemy z demonstracji na demonstrację, z wypowiedzi na wypowiedź, ale poza potwierdzeniem kilku publicystycznych tez mało tutaj analizy albo chociaż pogłębionej wnikliwymi pytaniami obserwacji. Opozycja pozostaje gigantyczną enigmą – zbiorem jednostek bez ładu i składu – społeczny entuzjazm pojawia się nagle, jakby spadł z księżyca, a proputinowcy to wyłącznie ciemnogród, banda żądnych krwi oszołomów.  


Niedobrze, że Nenashev nie stara się – oczywiście tylko na potrzeby filmu – na moment zapomnieć o własnych sympatiach politycznych i zniuansować obraz. Wykazać minimum empatii, która jest podstawą dobrego dokumentu, nawet mocno zaangażowanego. Opozycji i demonstracjom poświęca wiele miejsca i uwagi, za to proputinowskie wiece przypominają migawki – krótkie i szybko zmontowane sekwencje – jakby po tamtej stronie nie było prawdziwych ludzi. Wybór "rzecznika" konformistów również jest mocno tendencyjny – z rozwianym włosem, brodą i w starym kożuchu, Morozov jest uosobieniem rosyjskiego jurodiwego, bożego szaleńca. Nie dość, że to skrajny dewota i reakcjonista, to jeszcze zwolennik imperialnej polityki i zakłamany były hippis. Spiskowe teorie dziejów brzmią w jego ustach jak bełkot schizofrenika, zwłaszcza w konfrontacji z pełnymi namysłu i opanowania wypowiedziami Siwy – studenta nauk politycznych. 

Do tego co bardziej dramatyczne wątki ilustruje patetyczna muzyka w klimacie "słowiańskiego" folku. Wygląda to trochę tak, jakby Nenashev, ścigając się z putinowskimi propagandzistami, sam sięgał po ich ulubione środki perswazji. Istnieje też spore prawdopodobieństwo, że zawiódł po prostu warsztat reżyserski debiutanta – jeśli materiał nie trzyma się kupy, nie wiadomo, jak to wszystko rozwinąć w klarowną historię, najprostsze okazuje się tanie granie na emocjach. Kiedy kurz opada, a policyjne suki odjeżdżają, pozostaje wrażenie niedosytu – dotknęliśmy społecznego fenomenu, ale bardzo powierzchownie; protesty i protestujący zlewają się w jedną bezkształtną masę, poszczególnym głosom czy perspektywom nie daje się czasu, żeby mogły wybrzmieć z odpowiednią siłą. Ratunkiem pozostaje ucieczka w świat archiwaliów: obrazów demonstracji, wieców i narad za zamkniętymi drzwiami. 


A te są zdecydowanie najjaśniejszym punktem "Putin forever?". Możliwość wejścia w sam środek wydarzeń na moskiewskich placach do pewnego stopnia rekompensuje brak klarownej wizji reżyserskiej. "Putin forever?" gromadzi w jednym miejscu ogromną część wizualnych dokumentów zrywu – mamy poświadczoną czarno na białym brutalność policji i służb, oglądamy prowokacje, planowanie kolejnych akcji, spory o to, jaką strategię obrać. To również rzetelna dokumentacja upadku, stopniowego wygaszania społecznego entuzjazmu – w wyniku strachu przed represjami, zmęczenia, rosnącego braku wiary w możliwość zmiany. Koniec jest dobrze znany, ale wciąż gorzki: aresztowania łamią morale opozycji, drugi Majdan grzęźnie w sferze utopii. Wszystko wraca do – jak określa to zrezygnowany Siwa – "normalności": udawania, że życie to raptem kilka zadań do odhaczenia – dom, żona, dzieci, praca. Nie społeczeństwo, nie polityka, nie wolność. Czy za kilka lat ktoś będzie jeszcze pamiętał o masowych protestach? Potwierdzi, że to nie fantazja garstki intelektualistów? Pozostaje mieć nadzieję, że film Nenasheva spełni funkcję nośnika pamięci historycznej. Inaczej Putin może spowszednieć jak korki na ulicach Moskwy. 
1 10
Moja ocena:
5
Publicysta, eseista, krytyk filmowy. Stały współpracownik Filmwebu, o kinie, sztuce i społeczeństwie pisze dla "Dwutygodnika", "Czasu Kultury", "Krytyki Politycznej", "Szumu" i innych. Z wykształcenia... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?