Recenzja filmu

Różowe flamingi (1972)
John Waters
Divine
Mink Stole

Zły smak nigdy nie smakował lepiej

Nie ważne jak, ważne by było obrzydliwie, niesmacznie, odrażająco i odpychająco.
Od samego początku widać, że John Waters chciał stworzyć kino, które ma szokować i obrzydzać. Ewidentnie celem było przełamywanie norm estetycznych a także tematycznych oraz osiągnięcie całkowitej transgresji. To wyłamanie się z norm zdecydowanie reżyserowi wyszło, bo jego niskobudżetowy, wprost amatorski film potrafi odpychać. Jednocześnie jednak przyciąga on do siebie tym, jak świetnie igra sobie z norm ograniczających sztukę i łamie je tylko po to, by być ponad nimi.

Dążenia do obrzydzania szybko pokazuje fabuła. Ta skupia się na drag queen Divine, powiązanej z przestępczością, która jest niezwykle charakterystyczna dzięki swojemu obrzydliwemu, złośliwemu, przerysowanemu usposobieniu, które jest jeszcze bardziej wyeksponowane dzięki jej wyróżniającemu się wyglądowi. Divine żyje w przyczepie wraz ze swoją rodziną, która w dziwności jej nie dorównuje, lecz ta i tak jest daleka od normalności, co widać chociażby patrząc na jej matkę (siedzącą ciągle w dziecięcym łóżeczku), która ma obsesję na punkcie jedzenia jajek. 

Punktem zapalnym dla fabuły staje się rywalizacja w jaką Divine zostaje wplątana z Connie i Raymondem. Ta dwójka (która zajmuje się porywaniem, przetrzymywaniem i zapładnianiem kobiet w piwnicy) chce zdobyć tytuł "najobrzydliwszej osoby na świcie", który (nie bez powodu) został przyznany Divine przez pewną gazetę. Rywalizacja kończy się zwycięstwem głównej bohaterki, która dokonuje sądu na swoich rywalach, pokrywa ich smołą i piórami, po czym zabija. W ostatniej scenie definitywnie udowadnia, że tytuł jaki został jej przyznany w pełni się jej należy.

Muszę przyznać, że różne sceny wielokrotnie wzbudzały we mnie obrzydzenie, inne zaś niemal bawiły swą groteskowością. To właśnie groteska chyba jest słowem, które dobrze opisuje ten obraz. Elementy odrażające i dziwne perwersje łącząc się z przerysowanymi, wyolbrzymionymi postaciami i ogólną głupkowatością produkcji czynią z niej świetny przykład buntu wobec norm, których trzymać się powinna sztuka stawiająca na sukces komercyjny. Ten efekt dopełnia niski budżet, dzięki któremu film wygląda mocno amatorsko, co wzmacnia jego kontrkulturowy wydźwięk.

Szokowanie to być może jedna z ciekawszych rzeczy, które może robić kino, a mało jest przykładów dzieł, które tak potrafią ruszyć widzem w tym kierunku jak dzieło Watersa (w tej kwestii "Różowe flamingi" można umieścić gdzieś obok najpaskudniejszych horrorów pokroju "Nekromantik"). Divine w latach 70. kontrowersje mogła wzbudzać już samym swym wyglądem, lecz to tylko drobnostka w morzu mniejszych i większych rzeczy tego typu. 

Niesmak jaki stara się wywołać Waters może mieć dwojaki charakter. Dla jednych będzie się on czymś interesującym, ze względu na jego kontrkulturowy i nonkonformistyczny charakter, zaś dla tych bardziej konserwatywnych będzie to niesmak, który nie niesie nic poza ohydą. Może chęć stworzenia prowokacji skłoniła Watersa do umieszczenia w dziele tylu perwersji i rzeczy, które ciężko w jakiś sposób określić.

Lubię kiedy kino szokuje i gdy sztuka przełamuje normy wszelkiego rodzaju, przez co bardzo cenię sobie "Różowe flamingi", lecz nie znaczy to, że nie dostrzegam w tym filmie wad. Tą, którą najbardziej odczułem, był czas trwania. Na dobre tej produkcji wyszłoby, gdyby ta był trochę krótsza, dzięki czemu w pewnych momentach różne dziwactwa byłyby trochę bardziej skondensowane. Byłoby to pożądane, bo bywają chwile, które ciągną się trochę zbyt długo.

"Różowe flamingi" to dzieło piękne w swojej brzydocie. Stawia na zły smak, który ma wzbudzać obrzydzenie, co filmowi zdecydowanie wychodzi. Dzięki temu staje się on przykładem stawania w opozycji do norm społecznych oraz kulturowych, które zostają przez Johna Watersa całkowicie oplute w imię tworzenia dziwactw.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Recenzja Różowe flamingi
Niektórzy ludzie twierdzą, że kierują się w życiu jakimiś zasadami. Nie wiem wprawdzie, o co chodzi, ale... czytaj więcej