Recenzja filmu

Randki z Amber (2020)
David Freyne
Fionn O'Shea
Lola Petticrew

Randka w ściemę

Można zarzucić filmowi zbieżność z "Sex Education", można wytknąć, że Amber ociera się o stereotyp Manic Pixie Dream Girl, "szalonej" dziewczyny, której głównym fabularnym zadaniem jest wsparcie
Randka w ściemę
Są lata 90., jesteśmy w Irlandii. Licealiści oglądają na lekcji filmik edukacyjny zatytułowany "Guide to lovemaking". Posmak retro obciachu dostarcza nie tylko vhs-owe ziarno kasety wideo, ale i przemawiająca z ekranu zakonnica, która tłumaczy meandry seksu, przypominając, że "Jezus zawsze patrzy". Uczniów na sali to jednak nie rusza, przecież regularnie obmacują się za szkolnym zaułkiem, masturbują w kinie albo wynajmują przyczepę na godziny w wiadomym celu. Ale choć seks nie jest dla nich tematem tabu, to wciąż pozostaje przedmiotem traum i represji. Zwłaszcza dla osób, które nie mieszczą się w "tradycyjnej" heteroseksualnej normie. 

To właśnie para bohaterów "Randek z Amber": Eddie (Fionn O’Shea) i Amber (Lola Petticrew). On szykuje się do kariery w wojsku i stara się dotrzymać kroku chłopackim przechwałkom o seksualnych zdobyczach. Ona demonstracyjnie wykrzykuje "nie jestem lesbijką", kiedy tylko ktoś poda w wątpliwość jej orientację seksualną. W rzeczywistości Eddie woli jednak chłopców, a Amber – dziewczyny. Środowiskowa presja "bycia normalnym", spełniania oczekiwań i równania do średniej jest jednak zbyt silna, by któreś z nich było w stanie dumnie wyjść z szafy. Wpadają więc na pomysł, który ma pozwolić im przetrwać szkołę: będą udawać parę.

"Randki z Amber" sprytnie wykorzystują chwyt komediowego qui pro quo i konwencję "teen movie", by w przystępny sposób opowiedzieć o genderowej zagwozdce. Bo zamiast teoretyzować na temat "performowania płci" reżyser i scenarzysta David Freyne po prostu pokazuje parę nastolatków odgrywających spektakl "chodzenia ze sobą". Eddie i Amber zaczynają demonstracyjnie trzymać się za ręce, przytulać oraz przechwalać. I to dobry żart: bo spienięża dystans, z jakim bohaterowie wcielają w życie tę przerysowaną wizję heteroseksualnego związku. Ale to też dobry komentarz: bo pozwala widzom zobaczyć generalny absurd teatru płci. Przecież fałszywa zakochana para wcale nie konfabuluje dużo bardziej niż koledzy Eddiego, którzy zawstydzają siebie nawzajem kolejnymi wyimaginowanymi seksualnymi osiągnięciami. A jeśli każdy udaje, to co jest "naturalne"?

Freyne celnie pokazuje też, jak płciowe stereotypy są utrwalane przez tradycję i betonowane w rodzinnych układach. Eddie ugina się pod presją ojca, który promuje męskość typu Rambo, chociaż sam pada ofiarą własnego maczyzmu, nie potrafiąc stawić czoła problemom małżeńskim. Amber cierpi zaś w cieniu matki, która przestrzega ją przed chłopakami i nastoletnią ciążą, chociaż sama urodziła córkę w wieku 19 lat. Do tego – mimo, że ojciec dziewczyny nie żyje – w jej domu wciąż panuje patriarchat, zaklęty w matczynym "co by powiedział tata"? Reżyser rozgrywa te napięcia bardzo subtelnie, lawirując między komedią a dramatem, nie dociskając niepotrzebnie pedału gazu. Znamienna jest scena, w której Amber odszczekuje matce ciętą ripostą, po czym momentalnie milknie, zawstydzona swoimi słowami. Moment autorefleksji okazuje się mówić dużo więcej niż kanonada błyskotliwych dialogów. 

Właśnie ta ostrożna naturalność okazuje się ostatecznie największą siłą "Randek z Amber". Można zarzucić filmowi zbieżność z "Sex Education", można wytknąć, że Amber ociera się o stereotyp Manic Pixie Dream Girl, "szalonej" dziewczyny, której głównym fabularnym zadaniem jest wsparcie jakiegoś wrażliwego chłopaka. Ale Freyne pokrywa kolorowe gatunkowe tropy sugestywną patyną brytyjskiego realizmu, który skutecznie uziemia świat przedstawiony. Pomagają mu w tym świetni młodzi aktorzy, wiarygodni nie tylko w momentach komediowego przerysowania, ale i szczerej słabości. Pomaga też sama trajektoria fabuły, która nie upraszcza świata, pędząc do morału, że wystarczy "być sobą" i wszystko będzie dobrze. "Randki z Amber" pokazują przecież, że skłamać jest czasem wygodniej, że nonkonformizm ma swoją cenę. A skoro życie społeczne polega na odgrywaniu ról, łatwo czasem zatracić się we własnej kreacji. 
1 10
Moja ocena:
7
Rocznik 1985, absolwent filmoznawstwa UAM. Dziennikarz portalu Filmweb. Publikował lub publikuje również m.in. w "Przekroju", "Ekranach" i "Dwutygodniku". Współorganizował trzy edycje Festiwalu... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones