Recenzja wyd. DVD filmu

Straceńcy (1970)
Jack Starrett
Vic Diaz
Jack Starrett

Motorcycle Movie

Grupa najemników zostaje skaptowana przez CIA do specjalnego zadania w sercu wietnamskiej dżungli. Ich celem jest obóz komunistów, w którym przetrzymywany jest amerykański agent. Zgraja
Grupa najemników zostaje skaptowana przez CIA do specjalnego zadania w sercu wietnamskiej dżungli. Ich celem jest obóz komunistów, w którym przetrzymywany jest amerykański agent. Zgraja awanturników do zadania zabiera się dosyć opornie, zdecydowanie przedkładając nad powodzenie misji uciechy, jakie do zaoferowania mają im lokalne domy publiczne. Kiedy jednak przyjdzie moment działania, zahartowane zabijaki uzbroją swe motocykle w broń maszynową i ruszą do straceńczego natarcia...

Pamiętacie scenę ze środkowej noweli w "Pulp Fiction", kiedy to Butch budzi się rano w motelu? Na ekranie telewizora grającego w pokoju grupa uzbrojonych po zęby motocyklistów sieje spustoszenie w obozie ukrytym gdzieś w wietnamskiej dżungli. Zapytana o to, co ogląda, Fabienne odpowiada: "A motorcycle movie, I'm not sure the name". Ów "motorcycle movie", to właśnie "Nam's Angels", znany także pod tytułem "The Loosers".

Rekomendacja od pana Tarantino znaczy wiele. Ja przynajmniej jak do tej pory nie narzekałem w tej kwestii. A nawet jeśli miałem jakieś obawy, przystępując do oglądania "Straceńców", to zostały one błyskawicznie rozwiane. Już sekwencja otwierająca dostarcza sporej przyjemności. Ukazana w niej w zwolnionym tempie strzelanina jako żywo wzorowana jest na montażowych majstersztykach Peckinpaha. Dalej co prawda następuje znaczne zwolnienie tempa, ale jest to zabieg celowy i jak najbardziej przemyślany. Oto bowiem następuje obszerne zawiązanie fabuły i prezentacja "osób dramatu". Na kolejną rozwałkę czekać będzie trzeba do finałowej jatki, ale czas poświęcony na oczekiwanie nie jest bynajmniej zmarnowany. Można wręcz rzec, że przygotowania do akcji są ciekawsze od niej samej. Zaostrzają apetyt i budują napięcie, a unoszący się nad tą partią duch lat 60-tych to rzecz najcenniejsza w świecie. Mówiąc krótko: wyobraźcie sobie połączenie "Plutonu" z "Parszywą dwunastką" i "Easy Riderem", a dostaniecie "Straceńców".

Nie jest film Jacka Starretta rzecz jasna żadnym zapomnianym arcydziełem. To po prostu kino przygodowe klasy B. Bardzo przyjemne w odbiorze i, przyznać należy na marginesie - dosyć odważne. Zważywszy, że tytuł ów powstał na długo, zanim Amerykanie nauczyli się mówić głośno o swej wietnamskiej traumie, warto nie pozbawiać go pewnej taryfy ulgowej. Jest w nim bowiem pewna szczerość kryjąca się pod gatunkowym sztafażem, która chroni go przed śmiesznością. Bywa tani, hałaśliwy, miejscami efekciarski, ale też bezkompromisowy.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones