Recenzja filmu

Tromeo i Julia (1996)
Lloyd Kaufman
Will Keenan
Jane Jensen

Miłość i tandeta

Czy z amatorszczyzny, partactwa i tandety można uczynić atuty? Owszem, pod warunkiem że film wychodzi spod ręki producentów Tromy - niezależnej (również od dobrego smaku i politycznej
Czy z amatorszczyzny, partactwa i tandety można uczynić atuty? Owszem, pod warunkiem że film wychodzi spod ręki producentów Tromy - niezależnej (również od dobrego smaku i politycznej poprawności) wytwórni mającej na swoim koncie takie filmy jak "Toksyczny mściciel", "Surfujący naziści muszą umrzeć" czy "Blondyny mają więcej karabinów". Przepis jest prosty: kilka galonów keczupu, trochę pierza i butaprenu, legion dziewczyn z ekshibicjonistycznymi zapędami oraz dwie tony nieokiełznanego szaleństwa. Nie ma żadnych sztywnych reguł, dobrego aktorstwa ani nawet porządnego scenariusza, liczy się przecież spontaniczność, wariactwo, radość tworzenia i zrobienie czegoś, czego widz absolutnie nie jest w stanie przewidzieć. Jeżeli na dodatek można zrobić to szybko i tanio, możemy być pewni, że prędzej czy później "tromowcy" wprowadzą każdy - nawet najbardziej pokręcony - pomysł w życie. Nakręcić szokującą wersję szekspirowskiego dramatu - dlaczego nie? A może pełną seksu i przerysowanej przemocy historię miłości Romea i Julii? Jasne, dajcie nam tydzień. Szkielet fabularny nie różni się zbytnio od oryginału. Mamy dwa zwaśnione rody, młodych zakochanych, pojedynki, krew, śmierć, zemstę - wszystko, co już było w dziele angielskiego dramaturga. Ale na tym podobieństwa fabularne się kończą. Dalej okazuje się, że zwaśnione głowy rodów - Cappy Capulet i Monty Que - byli niegdyś przyjaciółmi wspólnie prowadzącymi wytwórnię kiczowatych filmów (sic!), przynajmniej dopóki Cappy nie przywłaszczył sobie wszystkich udziałów firmy oraz żony Monty'ego. Julia to urocza i nieśmiała dziewczyna, której jedynymi seksualnymi partnerami do tej pory byli: kucharka-lesbijka oraz... maltretujący ją ojciec. Tromeo z kolei okazuje się niewyżytym młodzieńcem, który zniechęcony nieudanymi związkami, szuka miłości w internecie (jest coś obleśnie rozczulającego w scenie, w której Tromeo przeglądając pornowitryny spośród takich kategorii jak 'nastolatka', 'perwersje' czy 'azjatki' wybiera... 'prawdziwą miłość'; inna sprawa, że czego by nie wybrał, na ekranie pojawia się naga i lubieżna panienka, ale to przecież szczegół). Przy takim poziomie frustracji nic dziwnego, że Tromeo i Julia zakochują się w sobie od pierwszego wejrzenia. Natomiast pozostali bohaterowie to banda wariatów i popaprańców swobodnie i bez przeszkód realizujący hasło: "seks, przemoc i garażowa muzyka". Sami twórcy zdają się mieć przednią zabawę. Przy tak dużej dawce niedorzeczności czarny ojciec białego Tromea wydaje się być w miarę normalny, uznałem więc to za kolejną zgrywę. Ku mojemu zaskoczeniu, twórcy bezbłędnie wykorzystali również i ten motyw. Ale zgrywają się nie tylko ze wszelkich stereotypów, także z widza i samych siebie. Znamienne, że Cappy chce wydać Julię za mąż za producenta mięsa. Sama Troma zdaje się być połączeniem przemysłu filmowego z mięsnym i to nie tylko z racji rozmiłowania w scenach gore, ale także karczemnych dialogów wplecionych między wierszowane sekwencje. A wszystko to w rytmie odcinanych kończyn i wrzeszczących panienek. Co by nie mówić, "Tromeo i Julia" to zdecydowanie film o miłości. Ale wiadomo nie od dziś, że owo szlachetne uczucie niejedno ma oblicze. Umierający kompan Tromea wyznaje więc na łożu śmierci, że jest gejem, Cappy preferuje pieszczoty z własną córką, nie zabrakło nawet księdza-pedofila. A doskonałą puentą filmu mógłby być tekst jednego z debilowatych kuzynów Julii: "(...) wiesz, jaki jest teraz świat. Mamy seks grupowy, zboczeńców, anoreksję, wszystko jest teraz stylowe. Jeżeli jeszcze dołożymy do tego odrobinę kazirodztwa, niedługo cały ten świat będzie jak jedno wielkie przytulanko". Prawdziwe, co nie? Więc skoro ja jestem w porządku i ty jesteś w porządku, wskakujmy do łóżka, by dopieścić nasze osobowości. Oglądając "Tromeo i Julię", przypomniałem sobie jeden z obrazów olejnych Zdzisława Beksińskiego. Dwie istoty odmiennych płci splecione w pośmiertnym uścisku, swobodnie mieszające się płyny ustrojowe oraz szpik kostny, a nad wszystkim beztrosko unoszący się odór wiecznej namiętności. Brzmi niedorzecznie? I takie właśnie ma być! Film spodoba się tym, którzy potrafią przestawić sobie bieguny piękna i brzydoty, tym, co pragną choć na chwilę zanurzyć się w otchłani nonsensu, by po obejrzeniu znów założyć szary mundurek, wziąć teczkę w rękę i ze zdwojoną energią podążyć do pracy czy szkoły. To jest właśnie zaleta Tromy, siła filmów klasy T, że pozwalają oderwać się od trosk dnia dzisiejszego i wypluskać się w hedonistycznej przyjemności. Dla jednych będzie więc "Tromeo i Julia" kiczem i tandetą, dla innych arcydziełem filmowego absurdu - obie interpretacje w pełni uprawnione.
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones