Recenzja filmu

Ukryta sieć (2023)
Piotr Adamski
Magdalena Koleśnik
Andrzej Seweryn

Ponad prawem

Czasem trzeba gatunek przenicować i uszyć coś nowego, zostawić jedynie ornamenty. Kiedy indziej wystarczy pozbyć się modernistycznej zajawki na "uszlachetnianie nieszlachetnego". Reżyser Piotr
Film fabularny z gatunku thrillera
Nowe czasy, stara pieśń. Jako dobry Polak kinoman, który przez ostatnie dwie dekady wołał na puszczy o akceptowalne kino środka, filmy takie jak "Ukryta sieć" oglądam z mieszaniną ulgi, fascynacji oraz – zbędnej, ale co poradzę – zadumy. Opukiwanie dna od spodu nie musi być przecież regułą. Czasem trzeba gatunek przenicować i uszyć coś nowego, zostawić jedynie ornamenty. Kiedy indziej wystarczy pozbyć się modernistycznej zajawki na "uszlachetnianie nieszlachetnego". Albo, po prostu, "Ukrytej sieci" nie pomylić z "Ukrytą prawdą". 



Reżyser Piotr Adamski zna dobrze obydwie metody. Pierwszą zastosował w świetnym debiutanckim "Easternie", gdzie pobawił się konwencjami kina zemsty, arthouse'owego snuja i, cóż, easternu. Z drugiej natomiast korzysta w swoim nowym filmie – bezpretensjonalnym, choć nieco mało wyrazistym thrillerze o czarnych lustrach, korumpującej sile sławy oraz podejrzanych załącznikach, których nie powinno się otwierać.

Bulwarowa dziennikarka Julita (Magdalena Koleśnik) jeden z takich załączników oczywiście otwiera. W ramach bezwarunkowego odruchu zafrasowania przyłożyłem wówczas palec do czoła – kto jak kto, ale akurat ona dekalog bezpieczeństwa w sieci powinna znać na wyrywki. Mniejsza. To jeden z niewielu kołków, na których będziecie musieli zawiesić niewiarę. Reszta się zgadza. Śledztwo w głośnej sprawie śmierci celebryty robi się coraz bardziej skomplikowane, cyberzbir nagabujący bohaterkę pozwala sobie na coraz więcej, mur milczenia jest coraz wyższy, a miejski labirynt – coraz ciaśniejszy. Ci, którzy znają serię powieści Jakuba Szamałka, będą w domu. Ja nie znam, więc na ekranie dostrzegłem przede wszystkim mozaikę gatunkowych klisz. Nie będę jednak czynił z tego zarzutu. Tekst Szamałka i Łukasza M. Maciejewskiego ma jasną stawkę, sensownie rozpisany konflikt oraz bohaterkę z krwi i kości. Udane filmy Mateusza Rakowicza ("Najmro", "Dzień matki"), również napisane przez Maciejewskiego, do czegoś w końcu zobowiązują. 

 

Etyka mediów a tabloidowa pogoń za sensacją, świetlisty awers i mroczny rewers nowych technologii, ludzie jako zera i jedynki, w Polsce koteryjnej ręka rękę myje… Społeczne oraz polityczne konteksty są w "Ukrytej sieci" na tyle wyraźnie zaakcentowane, by seans nie przypominał podróży do wymiaru X. I zarazem zbyt słabo rozwinięte, by zamienić film w coś więcej niż sumę swoich składowych. Jeśli podobne kwestie wydają się twórców interesować, to chodzi raczej o rezonans, który wywołują w życiu głównej bohaterki. Są też naturalnym anturażem korowodu noirowych postaci zmagających się z prywatnymi demonami. 

Fanem Magdaleny Koleśnik jestem od przed wojny i uważam, że ma coś, czego większość koleżanek po fachu może jej pozazdrościć. Mianowicie, naturalną łatwość w oddawaniu bardzo specyficznej dla rodzimego kina (i dla thrillera w ogóle) emocjonalnej dezintegracji – od klasycznego "chujowo, ale stabilnie", przez próby desperackiego poskładania do kupy rozpadającego się życia, po kwitnący na gruncie porażki heroizm dnia powszedniego. Julitę gra jak trzeba. Mając na względzie resztę filmu, byłem zaskoczony, w jak niewielkim stopniu bohaterka przypomina naftalinową figurę z czarnego kryminału, a jak mocno odzwierciedla współczesną wrażliwość.


Rewolucja w komedii romantycznej została zduszona w zarodku (fantastycznej Weroniki Migoń, która miała realną szansę ją przeprowadzić, nie ma już niestety wśród nas), krzyż kina grozy dźwigają wspólnie Bartosz M. Kowalski i Mirella Zaradkiewicz, pewnie przydałaby się im jakaś pomoc. Gdzie w tym wszystkim jest nowoczesny technothriller, uwzględniający swój zimnowojenny rodowód w warstwie konstrukcyjnej, lecz fabularnie i estetycznie zwrócony w stronę dzisiejszych polityczno-społecznych bolączek? Być może na horyzoncie. "Ukryta sieć" nie jest jeszcze tym filmem, ale przecież od czegoś trzeba zacząć. I skłamałbym, pisząc, że w przededniu kolejnych podróży do czasów peerelowskiego piekiełka, konnych wycieczek z Kościuszką i lektury raportu Pileckiego chciałbym prosić o więcej.
1 10
Moja ocena:
6
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones