Siermiężny okres rządów Władysława Gomułki był dla peerelowskich filmowców czasem nad wyraz obfitującym w produkcje o tematyce fantastycznej. Mam tu na myśli nie tylko monumentalne dzieło W.
Tak jest i w tym wypadku: losy młodego inteligenta Runiewskiego (J. Machulski) zaczynamy śledzić w trakcie balu miejscowej socjety. Chwilę później akcja przenosi się na salony wiejskiej posiadłości, gdzie karty rozdaje demoniczny duet: brygadierowa Sugobrina (J. Chojnacka) i tajny radca Tielajew (Z. Karczewski). W coraz cięższej atmosferze tego kłębowiska żmij jedynym dobrym duchem Runiewskiego pozostaje oniryczna Daszeńka (A. Zawieruszanka).
Nie tylko sugestywna gra aktorska (sprawne oko dostrzeże znane nazwiska przewijające się przez drugi plan: dość wspomnieć o W. Pyrkoszu, czy E. Linde – Lubaszenko) stoi za sukcesem "Upiora". Prawdziwy popis umiejętności urządził W. Kilar - opętańczy, psychotyczny motyw muzyczny towarzyszący scenie otwarcia na długo pozostaje w pamięci widza.
Nie ma się co zbytnio rozpisywać, kiedy całość zamyka się w zaledwie 1620 sekundach. Największą zaletą, jaką mógłbym wskazać w tej krótkiej etiudzie jest mistrzowska precyzja, z jaką S. Lenartowicz nieustannie zmienia klimat swej opowieści. Mamy tu nie tylko scenki rodzajowe, elementy romansu, czy kilka pociesznych humoresek. Zaręczam, że również miłośnicy grozy, czy dusznych thrillerów nie zawiodą się podczas seansu.