Recenzja filmu

Vexille (2007)
Fumihiko Sori
Meisa Kuroki
Shôsuke Tanihara

Pięknie, lecz bez ikry

Przyznaję, że po "Vexille" oczekiwałem sporo. Uwielbiam klimaty "Appleseeda" czy "Wonderfull Days" – akcja, komputerowa animacja i masa efektów specjalnych podlanych sosem science fiction.
Przyznaję, że po "Vexille" oczekiwałem sporo. Uwielbiam klimaty "Appleseeda" czy "Wonderfull Days" – akcja, komputerowa animacja i masa efektów specjalnych podlanych sosem science fiction. Niestety, jak pokazała praktyka – spodziewałem się zbyt wiele. 
"Vexille" cierpi zasadniczo tylko na jedną przypadłość, ale jest to przypadłość znacząca. Otóż, zamiast usadowić się w kategorii "film akcji", trafiła omyłkowo do "nudnego filmu akcji" i już tam została. W teorii wszystko jest jak najbardziej na miejscu. Mamy pościgi, walki, wybuchy, walące się budynki. Jednak te części składowe same w sobie nie podniosą widzowi poziomu adrenaliny we krwi. Do tego trzeba jeszcze sprawnego montażu – i tego właśnie "Vexille" nie ma. Wszystkie – w założeniach zapewne dynamiczne – sekwencje zostały zrealizowane bez werwy i polotu. 

To jednak nie jedyny problem. W przypadku tego typu produkcji marna fabuła jest jak najbardziej dopuszczalna. Jeśli tylko przykryje ją odpowiednio sprawnie i grubo położona szpachla, składająca się z czystej akcji, nikt nawet nie zauważy, że bohaterowie działają bez jakiejkolwiek sensownej motywacji. Jeśli jednak widowiskowość szwankuje – a jak już ustaliliśmy, tak właśnie jest w tym wypadku – na wierzch wychodzą wszystkie dziury i niedoróbki scenariusza. W ten sposób zamiast "fabuły, której nie ma" dostajemy "fabułę, która przeszkadza". 

Wszystko rozgrywa się, jak wskazuje nawet data w tytule, w dosyć odległej przyszłości. Do roku 2077 Japonia zdąży się odseparować od reszty świata, otaczając się z każdej strony wszelkiej maści barierami. Niestety, wszystkie narody z coraz większym niepokojem patrzą w kierunku czarnej dziury na mapach, która kiedyś była Krajem Kwitnącej Wiśni. Wieść niesie, iż Japończycy opracowali i wdrożyli technologię tworzenia bioroidów, zacierających granicę między człowiekiem i maszyną. Oczywiście, jest to bardzo w niesmak Narodom Zjednoczonym, które postanawiają zinfiltrować Japonię i położyć kres niecnemu procederowi, który – znając życie – prowadzić ostatecznie ma do przejęcia kontroli nad światem. 

Same założenia są jak najbardziej w porządku. Niestety, dosyć szybko zaczynają się pojawiać pewnie niespójności, z których część nigdy nie zostaje naprostowana. Jak na teoretycznie proste anime w klimatach science fiction, za dużo tu miejsca na próby domyślenia się motywacji niektórych postaci. Najgorsze w tym wszystkim są "nagłe i niespodziewane" zwroty akcji, które nie mają żadnego związku ze zdrowym rozsądkiem. 

Co się tyczy postaci, nawet główna bohaterka – tytułowa "Vexille" – jest emocjonalnie płaska, więc czego się spodziewać po pozostałych. Z resztą grupy uderzeniowej widz zbyt dużej styczności nie ma. Jednak krótka obecność komandosów na ekranie pozwalała stwierdzić, że zabrakło tu elementów nawet tak podstawowych, jak militarne klisze. Nie ma woja-cwaniaka, woja-twardziela czy przypakowanego intelektualisty. Nawet zagrywki tak standardowe ze strony scenarzystów byłyby lepsze od wszechogarniającej jednowymiarowości.

Na razie tylko się znęcam nad – leżącą już i proszącą o litość – animacją. Nie jest to do końca sprawiedliwe, trzeba bowiem twórcom przyznać, iż konwencja graficzna jest naprawdę miła dla oka. Efekt prac projektantów może się kojarzyć z technologią cel-shading używaną czasem w grach komputerowych, tworzącą iluzję komiksu. Uzyskano w ten sposób raczej unikalny efekt, odmienny od wspomnianych wcześniej animacji pokroju "Appleseed" czy "Wonderful Days". Postawienie na prostotę zamiast bogactwo detali nie sprawiło, że "Vexille" prezentuje się ubogo. Wręcz przeciwnie – dało powiew unikalności. 

W zakresie aktorstwa ciężko się do czegoś przyczepić. Całość jest po prostu poprawna i nie odchyla się w żadnym z kierunków na skali jakości. Za to na uwagę zasługuje muzyka. Nie dość, że skomponował ją sam Paul Oakenfold, to na dodatek naprawdę nieźle wpasowuje się w klimaty science fiction.  

Z jednej strony, od "Vexille" wieje nudą, potęgowaną przez rzucające się w oczy, irytujące nieścisłości scenariusza. Z drugiej strony, animacja jest śliczna, choć mało dynamiczna, a oprawa dźwiękowa całkiem miła dla ucha. Jeśli będziecie mieli kiedyś wieczorem wolne dwie godziny, możecie spróbować. Na pewno nie zostaniecie powaleni, ale kilka miłych dla oka widoków ma szansę zostać w pamięci.
1 10
Moja ocena:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Nie mają polscy widzowie szczęścia do japońskiej animacji, a animacja nie ma szczęścia do polskiego... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones