Recenzja filmu

Wojna Restrepo (2010)
Tim Hetherington
Sebastian Junger

W ciemnej dolinie

Twórcy "Wojny…" unikają łatwych sądów i nie silą się na polityczne tezy. Ich obraz nie jest ani antywojenną lewicową agitką, ani dziełem propagandowym. A jednak oglądając ich dokument, przez
Bez pacyfistycznych sloganów i łatwej heroizacji, bez politycznej poprawności i dziennikarskich uproszczeń Sebastian Junger i Tim Hetherington opowiadają o wojnie w Afganistanie. Ich "Wojna Restrepo" to dokumentalny horror, obraz, który wciąga nas w sam środek konfliktu i sprawia, że współodczuwamy strach będący codziennością filmowych bohaterów.

Jesteśmy w opancerzonym wozie, wraz z amerykańskimi żołnierzami udajemy się do bazy wojskowej w Dolinie Korengal. Nagle pod samochodem wybucha mina, a dookoła zaczynają świstać kule. Potem napięcie będzie rosnąć. Prawie jak w wyświechtanej dewizie Hitchcocka. Tyle że ten świat jest na wskroś prawdziwy, nie daje się zamknąć w ramach artystycznych konwencji.

Maj 2007 roku. Żołnierze amerykańskiej kompanii bojowej zaczynają 15-miesięczne stacjonowanie w dolinie śmierci. To tutaj, w Korengal, spadło niemal 70% wszystkich bomb, jakie Amerykanie zrzucili w Afganistanie. To tu zginęło 50 żołnierzy US Army. Otoczona wysokimi górami dolina Korengal jest równie piękna, co niebezpieczna. Wśród skał i lasów swe kryjówki mają oddziały talibów. Dzięki nim dolina jest "najniebezpieczniejszym miejscem na Ziemi", jak określała ją amerykańska CNN. I właśnie tutaj trafiają bohaterowie dokumentalnej opowieści Sebastiana Jungera i Tima Hetheringtona. Mają pomóc w zbudowaniu drogi łączącej górskie wioski z leżącym nieopodal miastem. Nie jest to jednak zadanie proste, bo żołnierze są celem nieustających ataków. W Korengal nie trzeba czekać na akcję. Po kilku tygodniach pobytu w tej mrocznej dolinie ostrzał wroga nie jest czymś, co niepokoi. Niepokój budzi cisza. To ona zwiastuje nadchodzącą grozę. Najbardziej przerażająca jest chwila oczekiwania na cios. Rozgadany zazwyczaj narrator nagle milknie, wraz z nim i jego towarzyszami czekamy na pierwszy strzał. To doznanie jest piorunujące.

Junger i Hetherington zapraszają nas do świata okrutnego. Kiedy poznajemy bohaterów ich filmu, wiemy, że niektórzy z nich mogą nie przeżyć. Patrząc na starszego szeregowego Johna Restrepo, widzimy roześmianą twarz cwaniaczka. Jest duszą towarzystwa, żartownisiem. Za chwilę zginie od dwóch kul w szyję. Autorzy "Wojny…" pokazują bowiem rzeczywistość przewrotną, paradoksalną i okrutnie ironiczną.  Choć ich film, prawie jak serial Spielberga, opowiada o "kompanii braci", próżno w nim szukać śladów propagandowego kina patriotycznego. Junger i Hetherington skupiają swoją uwagę na żołnierzach, młodych mężczyznach rzuconych w sam środek piekła. Widzimy, jak oswajają się ze  świstem kul. Obserwujemy ich załamania, łzy, strach. Gdy w ramach żołnierskich wygłupów śpiewają piosenkę "Touch me", widzimy rozpaczliwą próbę ucieczki, choćby chwilowego zapomnienia.

Twórcy "Wojny…" unikają łatwych sądów i nie silą się na polityczne tezy. Ich obraz nie jest ani antywojenną lewicową agitką, ani dziełem propagandowym. A jednak oglądając ich dokument, przez cały czas zadajemy sobie to samo pytanie: "po co to wszystko?". Skupiając się na losach swoich młodych bohaterów, Junger i Hetherington pokazują okrucieństwo wojny. Tu nie chodzi o ideologię ani geopolitykę, ale krew, kurz, strach i poczucie odpowiedzialności za najbliższego towarzysza. Polityczne etykietki są mniej istotne od ludzkich portretów, od obrazów ludzi zniszczonych przez wojnę, żyjących w ciągłym strachu. Reżyserzy "Wojny…" opowiadają o nich z niezwykłą szczerością, bo wiedzą, jak smakuje lęk, jak brzmi świst kul. Kilkanaście miesięcy spędzonych u boku amerykańskich żołnierzy w krwawej dolinie Korengal z pewnością także na nich odcisnęło swe piętno. I chyba nawet Oscar, do którego nominowany jest amerykańsko-brytyjski duet, nie osłodzi reżyserom upiornych miesięcy spędzonych na froncie.
1 10 6
Rocznik '83. Krytyk filmowy i literacki, dziennikarz. Ukończył filmoznawstwo na Uniwersytecie Jagiellońskim. Współpracownik "Tygodnika Powszechnego" i miesięcznika "Film". Publikował m.in. w... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones