Recenzja filmu

Wszystko albo nic (2017)
Marta Ferencová
Paweł Deląg
Tatiana Pauhofová
Klára Issová

Na dwa głosy

Czeski klimat, słowacka autorka, polscy amanci i amerykańskie reguły. "Wszystko albo nic" ugina się pod ciężarem ambicji twórców i pozuje na opowieść o dolach i niedolach współczesnych
Czeski klimat, słowacka autorka, polscy amanci i amerykańskie reguły. Brzmi jak przepis na sukces? Czy może na filmowego Frankensteina pozszywanego ze skrawków komedii romantycznych, melodramatów i tzw. "portretów pokolenia"? "Wszystko albo nic" ugina się pod ciężarem ambicji twórców i pozuje na opowieść o dolach i niedolach współczesnych trzydziestoparolatków. Ale nawet jeśli założenia były słuszne, reżyserska indolencja oraz dubbing z piekła rodem unieważniają ich sens. 


Na tę pierwszą rzecz Marta Ferencova przynajmniej miała jakiś wpływ. "Wszystko albo nic" to historia Lindy (Tatiana Pauhofova), która odkłada na wieczność marzenia o karierze literackiej i sprzedaje harlekiny w ciasnej, ale własnej księgarni. Sfrustrowana brakiem faceta i otoczona przez rozerotyzowanych przyjaciół, swoje poszukiwania miłości kończy na Jakubie (Michał Żebrowski), cynicznym i wyrachowanym biznesmenie, który rozgrywa tę znajomość niczym partię szachów. A więc kilka twarzy Greya, szczypta "Masz wiadomość" i trochę czeskiego kina stylu zerowego, którymi zachwycaliśmy się przez bitą dekadę. Połączenie może niezbyt fortunne, ale nie bez potencjału, co pokazują momenty, w których bohaterka próbuje poukładać sobie życie z dala od Jakuba i które utrzymane są w konwencji bezpretensjonalnego komediodramatu. Reszta to jednak infantylna i nakręcona bez polotu komedyjka, w której uproszczony i pełen jaskrawych kontrastów świat zaludniają nieciekawi bohaterowie grani przez źle prowadzonych aktorów.


Ferencova nie panuje nad literackim materiałem, nie potrafi budować dramaturgii i wykrzesać iskier pomiędzy członkami obsady. Jeśli wierzyć jej słowom, filmowych rywali do serca Lindy znalazła dzięki Google, co wiele mówi o jej strategii artystycznej oraz mechanizmach pozycjonowania. Michał Żebrowski jest spięty jak zawsze i karykaturalny jak nigdy, nie przekonuje ani jako romantyczny kochanek, ani jako zimny drań. Paweł Deląg wypada nieco lepiej, próbuje tchnąć nieco życia i ciepła w papierową postać szlachetnego sanitariusza. Lecz wbrew temu, co sugeruje plakat, jego rola została zepchnięta na margines. Na ich tle dobrze radzi sobie jedynie Pauhofová. To aktorka obdarzona nieoczywistą urodą, charyzmą i seksapilem, słowem - przymiotami, których na ekranie nie odbierze jej żaden reżyser.


Film wchodzi do kin z polskim dubbingiem, a że większość obsady składa się z Czechów, przygotujcie się na podróż do jądra ciemności. Głosy brzmią infantylnie, są źle dobrane i kiepsko zrealizowane od strony technicznej, a gdy bohaterowie zaczynają sypać żartami o seksie i innych poważnych sprawach, dysonans staje się nie do zniesienia. Biletów do Czech też bym raczej nie rezerwował - tam dla równowagi dubbing dotknął polskie gwiazdy, więc nie istnieje żadna wersja tego filmu, którą można traktować jak ikonę sprzed profanacji. Czyli pat. I jak to zwykle bywa, Wasze ryzyko - "Wszystko albo nic" będzie doskonałym miernikiem miłości do szlachetnego gatunku komedii romantycznej.
1 10
Moja ocena:
3
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones