Recenzja filmu

Za duży na bajki 2 (2024)
Kristoffer Rus
Maciej Karaś
Patryk Siemek

Odłóż ten komputer

Film Rusa uderza jako opowieść o dorastaniu, która nie jest zainteresowana zaglądaniem w metrykę. Dojrzeć musi każdy: Waldek do wypełnienia pustki po nieobecnym ojcu, ciotka Mariola do refleksji,
Odłóż ten komputer
źródło: Materiały prasowe
Kojarzycie popularne ostatnio w świecie family-friendly regulowane biurka, które mają "rosnąć razem z dzieckiem"? Jeśli nie, zapraszam do kina – dwuczęściowy jak dotąd cykl "Za duży na bajki" sprawnie przenosi ten meblarski pomysł na grunt filmu fabularnego. Najnowszy obraz Kristoffera Rusa, zerkający jednym okiem na idealne ucieleśnienie patentu w postaci serii o Harrym Potterze, z drugiej na skomplikowaną rzeczywistość polskiego pokolenia Z (a może już Alfa?), wypełnia w polskim kinie przestrzeń nie do końca zagospodarowaną. Wystarczy zerknąć w Google’a. Rodzic wklepujący w wyszukiwarkę frazę "polskie filmy młodzieżowe" natrafi w pierwszej kolejności na rekomendacje w postaci (nie żartuję): "Podróży za jeden uśmiech", "Historii żółtej ciżemki" czy "Króla Maciusia I". Dorastający nastolatek nawet nie pomyśli, żeby zrobić taki research. Przepełniony awersją do ojczystego kina, od razu odpali Netfliksa i w ukryciu przed starymi wróci do pochłaniania "Squid Game" czy "Domu z papieru".

Poszukiwanie przyczyn kryzysu rodzimego kina dla młodego widza przypomina pytanie o kurę i jajko. Kto wcześniej nie okazywał zainteresowania tymi historiami – producenci czy potencjalni odbiorcy? Winą można się wzajemnie przerzucać, ale wniosek nasuwa się jasny. Komercyjne kino młodzieżowe od lat oznacza przede wszystkim karę: zarówno dla twórców, nieczujących języka, zajawek i percepcji świata nastolatków, jak i dla samych odbiorców, przeważnie przymuszanych do seansu przez rodziców czy nauczycieli. W tej niechęci nie chodzi tylko o preferencje, a unik przed protekcjonalnym ciosem ze strony scenarzystów. W końcu dla nastolatka nie ma nic bardziej upokarzającego niż bycie traktowanym jak dziecko. Jeśli już robią to szkoła, pani w sklepie i znajomi rodziców, przynajmniej filmowy eskapizm nie powinien.


Tym milej się przekonać, że Kristoffer Rus jest trochę jak cool wujek, który na rodzinnym spędzie podchodzi do nastolatków bez cynizmu, szczerze zainteresowany kontaktem. Tyle przez ciekawość pokoleniowych różnic, co chęć wytworzenia jakiejś wspólnej matrycy porozumienia. W "Za dużym na bajki 2" wraca do swoich bohaterów po dwóch latach, wyłuszczając przebytą drogę dorastania i ogniskując wokół niej ciężar opowieści. Nieśmiało rozpoczęty proces przemiany Waldka (Maciej Karaś) w mężczyznę zderzony zostaje z tematyzowanym przepracowaniem nieobecności ojca (Michał Żurawski). Z perspektywy rozstrojonej hormonami psychiki – to bomba z opóźnionym zapłonem. Jej timer tylko drażni każdy kolejny niezręcznie bity żółwik czy krindżowa eluwina wypowiedziana przez nowego partnera matki, Piotra (Paweł Domagała). Perspektywa wspólnej wycieczki do domku w Tatrach jawi się więc jako podróż do piekła. Cel wyprawy: dziesiąty dantejski krąg bez zasięgu Internetu czy wymarzonego wakacyjnego tłuczenia w komputer. Za to w towarzystwie irytującego dziadersa, desperacko próbującego zawiązać międzypokoleniową komitywę. Dobrze, że udało się przynajmniej zabrać znajomych…

Domek w górach przypomina pocztówkową idyllę dla warszawskich pracowników nine-to-five. Stara drewniana chata w leśnej głuszy z wielkim ogrodem, wpuszczającym promienie światła przez korony drzew; przestrzeń idealna do spokojnej lektury, pieszych wędrówek i wymarzonego przewietrzenia głowy. Chyba, że wciąż chodzisz do podstawówy, wtedy ciężko wyobrazić sobie trafniejszą definicję nudy. Z ospałego patrzenia w sufit wyrwie jednak Waldka zdobyta przypadkowo informacja: gdzieś niedaleko, u zbocza Tatr, mieszka samotnie jego ojciec. Decyzja o wymknięciu się w nocy celem odnalezienia nigdy niepoznanego mężczyzny jest jedynie kwestią czasu. Trudna przeprawa po dzikich szlakach Podhala okazuje się także podróżą w głąb siebie – ku istocie własnych niepewności, tożsamościowej dezorientacji i leczeniu się z osobistych kompleksów.


Scenariuszowa decyzja o rozbiciu dużej, zwartej grupy bohaterów na mniejsze pozwala na testowanie nowych dynamik, a w konsekwencji – tematyczne skupienie się na nieeksplorowanych wcześniej zagadnieniach. Gamerski rodowód pierwszej części w sequelu schodzi na dalszy plan, powracając czasem jako instrumentalne rozwinięcie wątków albo charakterologiczna podbudowa dla bohaterów. Ciasne warszawskie osiedle zastępuje z kolei bezkres tatrzańskiego pejzażu. W obiektywie Rusa podhalańska panorama mieni się dwoma wyraźnymi odcieniami: dziką potęgą natury i komediowo artykułowaną chłopomanią. W tym sensie zawiązująca akcję podróż jest przez nastolatków odbierana z naprzemienną grozą i zadziwioną ciekawością.

Ta druga jest dla reżysera okazją do zaczepnych drwin i sarkastycznych uśmieszków nad losem wygodnickiej Warszafki. Niezdarny Piotr z plecakiem pełnym wspinaczkowego ekwipunku, całodniowa wycieczka w najkach i bomberce, ucieczka na drzewo przed niedźwiedziem, czy ubolewanie nad zanikającym co chwilę sygnałem telefonicznym – to wszystko samoświadome klisze rozgrywane z kabaretowym chichotem nad skalą różnic kulturowych. Na nie z kolei nałożone zostają różnice wynikające z pokoleniowej przepaści: dla starszej ciotki (Dorota Kolak) dzieciaki dalej brzmią jak niepostrzeżenie podrzuceni kosmici, z kolei zmotywowany do znalezienia z każdym wspólnego języka Piotr co rusz zostaje demaskowany jako niekompetentny dorosły. Potencjału do wymiany komediowego ognia jest więc całkiem sporo, choć, jakimś cudem, "Za dużemu na bajki 2" udaje się zachować w centrum niespodziewany emocjonalny wigor.



Jego sedno kryje się chyba w szacunku do indywidualnych ścieżek bohaterów. Pomimo różnic między osobistymi dylematami, film Rusa uderza jako opowieść o dorastaniu, która nie jest zainteresowana zaglądaniem w metrykę. Dojrzeć musi każdy: Waldek do wypełnienia pustki po nieobecnym ojcu, ciotka Mariola do refleksji, że młodość to tylko stan ducha, a Piotr do przekonania, że maniakalnie udając kogoś innego łatwo zapomnieć, kim się tak naprawdę jest. Te proste wnioski nie tylko uniwersalizują wydźwięk, zamieniając "Za dużego na bajki 2" w tak rzadką w kinie "zabawę dla całej rodziny", ale i dają być może jeszcze rzadszy impuls do wyrównanej dyskusji po seansie. Nie w tonie objaśniania sensów, a dialogu nad różnicą między punktami widzenia.

Filmowi Kristoffera Rusa do ideału brakuje sporo. Wizualnie przypomina bardziej produkcję telewizyjną niż kinową, fabularnego materiału nie wystarcza tu na pełny metraż, a pokoleniowe obserwacje zatrzymują się zwykle na powierzchownym poziomie. Czasem jednak od artystycznej wartości istotniejsza okazuje się intencja. W tym przypadku: stworzenie filmu dla nastolatków, który zamiast obrażać, spróbuje ich zrozumieć. Takiego kina w Polsce z latarką smartfona szukać!
1 10
Moja ocena:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones