Recenzja filmu

Zagadka ognia (2023)
Weston Razooli

Zabawa na cztery fajerki

Dawno, dawno temu – a może wcale nie tak dawno? – za siedmioma wzgórzami i siedmioma lasami – czyli gdzieś na styku Wielkich Równin i Gór Skalistych – kłótliwy Hazel (Charlie Stover), jego
Zabawa na cztery fajerki
Dawno, dawno temu – a może wcale nie tak dawno? – za siedmioma wzgórzami i siedmioma lasami – czyli gdzieś na styku Wielkich Równin i Gór Skalistych – kłótliwy Hazel (Charlie Stover), jego młodszy brat Jodie (Skyler Peters) i nieugięta przyjaciółka Alice (Phoebe Ferro) założyli barwne kominiarki, wsiedli na mini crossy i dokonali skoku na pobliski magazyn. Musieli salwować się ucieczką, lecz upragniona konsola do gier należała już do nich. Po odprawieniu rytualnego tańca, wyjęciu smakołyków i podłączeniu łupu do telewizora dzieciaki znalazły się w kropce. Hasła żadne z nich nie znało. By uruchomić rozgrywkę, najpierw trzeba było więc ugłaskać mamę. Ta zażądała w zamian jagodowego placka. Choroba cukierniczki i brak jaj na sklepowej półce skomplikowały sprawę i popchnęły dzieciaki ku przygodzie. Ku przygodzie, w której determinacja musi zostać nagrodzona, zabawa nie oznacza braku niebezpieczeństw, a jawa i sen zlewają się w wyjętą z konkretnych czasów rzeczywistość.

Za okrzykniętą gdzieniegdzie "najfajniejszym debiutem" tegorocznego Festiwalu Filmowego w Cannes "Zagadką ognia" stoi najpierw i przede wszystkim miłość do kultury popularnej. Weston Razooli snuje swoją baśniową odę do dzieciństwa, "epopejkę" o wakacjach marzeń, o czasach w życiu człowieka, kiedy to wyznaczone przez rodzica zadanie zostaje podniesione do rangi mitycznej wyprawy. Reżyser nie przejmuje się przy tym oryginalnością i precyzją wykonania. Umowność to dla niego naczelne przykazanie, a niski budżet i kult dla kina gatunku powinny usprawiedliwiać warsztatowe niedoróbki. Niezależnie od tego, czy wyznajecie podobne credo, kinofilskie przypisy uwiarygodniają tę nostalgiczną podróż.

Wyprawa ludzkich hobbiciątek ze stanu Wyoming skojarzona zostaje z "Władcą Pierścieni" Ralpha Bakshiego już na poziomie początkowych napisów. Jak u Tolkiena, w tym świecie byle rekwizyt może okazać się talizmanem. Słowa też mają tu magiczną moc. Nie trzeba wiele, by dostrzec, że prześladujący naszych bohaterów gang hipisów ma za przywódczynię wiedźmę, inni przypominają trolla lub ducha, a pomocna dłoń należy do leśnej wróżki. Podobnie jak w "Goonies", w "Zagadce ognia" dorośli istnieją tylko po to, by utrudniać życie dzieciakom, dla których zabawa to naczelny cel istnienia. Z kolei humor podawany z kamienną twarzą, wyolbrzymiająca wszystko perspektywa nieletnich, malarskie prerie i jesienne kolory na 16-milimetrowej, ziarnistej taśmie przywołują echa "Moonrise Kingdom". Nawiązań do ulubionych tekstów kultury nie ma końca: tu Razooli wplecie utwór z niesławnego "Cannibal Holocaust", tam lutnie i harfy w głośnikach skojarzą się z brytyjskimi folk-horrorami z lat 70.

To laurka dla popkultury obficie zdobiona, wykonana z sercem i czułością. Tyle na papierze. Taśma filmowa przynosi jednak mniej jednoznaczny rezultat. Fabularna mechanika – pokawałkowana, prowadząca od punktu do punktu, przez spotkania z sojusznikami ku starciom z przeciwnikami – w swojej spontaniczności przypomina rozgrywkę RPG. Jeśli mieliśmy dostać przygodę, wydarzeniom zdecydowanie brakuje tempa. Praca operatorska jest leniwa, ta montażowa również nie ma w sobie witalności; wydarzenia na miarę godziny ciągną się dwukrotnie dłużej. Całość przypomina rekwizytornię z popkulturowymi magdalenkami – najpierw kuszącą, potem nieco pozbawioną ładu i składu. Wystarczy jednak odrobina dobrej woli, by w wolnym od żelaznych zasad ekranowym lenistwie dostrzec dziecięcą beztroskę. A o nią przecież w tym wszystkim chodzi.
1 10
Moja ocena:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones