Recenzja gry

Dishonored (2012)
Harvey Smith

Magia małych spraw

"Dishonored" daje nam ogromne możliwości wyboru, w jaki sposób rozegramy poszczególne etapy. Krótki czas gry nie jest zatem tożsamy z jej ogólnym przebiegiem. Przypuszczam, że gdy ludzie
"Dishonored" klinem wbija się w oczekiwane od lat "BioShock Infinite" i "Thief 4". Inni twórcy mamią nas powrotami w wysłużone koleiny steampunkowych skradanek i shooterów. Arkane Studios pokazuje za to, jak się robi gry z zaskoczenia.

Nie jest tak, że o "Dishonored" nic się nie mówiło. Branża nie spodziewała się jednak aż tak mocnego uderzenia. W świecie, gdzie byty wirtualne żyją niezwykle krótko, i ta wspaniała gra może być po pół roku zapomniana. A byłoby szkoda, gdyż mamy do czynienia z jedną z najciekawszych produkcji w segmencie skradanek.

Świat "Dishonored" nie jest zbyt przyjemnym miejscem, ale czy jest takim jakakolwiek dystopia? A gdy dodatkowo osadzimy ją w miksie wiktoriańskiego steampunka i technofantasy będącym niemal odbiciem serii "Thief", robi się cokolwiek przygnębiająco. Mamy oto miasto Dunwall, które stoi na krawędzi zagłady. Przez slumsy, ale i coraz lepsze dzielnice przetacza się plaga wywołana przez szczury. Ulice wyglądają podobnie jak podczas epidemii dżumy w czternastowiecznej Europie. Trupy, hordy gryzoni, możni oddzielający się grubym murem od biedoty. Do Dunwall powraca Lord Protektor, Corvo Attano. I gdy tylko przejmiemy nad nim kontrolę, bo to on jest głównym bohaterem "Dishonored", podczas zdawania raportu Cesarzowej staniemy się świadkami udanego na nią zamachu, zaś nasz protagonista szybko wyląduje w więzieniu wrobiony w zabójstwo swej mocodawczyni.

To tylko punkt wyjścia. Z fabułą "Dishonored" jest ten problem, że można odnieść mylne wrażenie, jakoby była sztampowa. Owszem, główny nurt opowieści sprowadza się do eliminacji bądź kompromitacji pewnych osób, a kto nas ma zdradzić, ten zdradzi, kogo trzeba uratować, tego możemy uratować. I tyle, klasyka, podana też w dość konserwatywnym steampunkowym sosie. Ba, nawet takie postacie jak tajemniczy Outsider to przecież archetyp Szachraja pokroju Lokiego, Seta czy – w świecie gier – Trickstera z serii "Thief". Ale o ile klasyczny konsument tworów kulturowych przejdzie "Dishonored" w dwanaście godzin i o niej zapomni, o tyle uważny gracz zobaczy, jak wiele ma do zaoferowania ten pozornie krótki tytuł.

"Dishonored" to gra, w której doceniamy wagę małych spraw. Wymaga zaangażowania, wejścia w świat zawiłości intryg politycznych, barwnych postaci, ale przede wszystkim każe nam obserwować wszystko, co napotykamy na swojej drodze. Twór Arkane Studios ma bowiem wiele do zaoferowania, zarówno jeśli chodzi o odnośniki kulturowe i małe smaczki, jak i rozwiązania na gruncie choćby projektowania poziomów. Kim naprawdę jest Outsider? Czyje serce dźwiga główny bohater? Kto jest ojcem Emily, córki Cesarzowej? Skąd pochodzi prawdziwy zabójca Cesarzowej? I tak dalej, i tak dalej. Nie dowiemy się tego, pędząc przez wyświetlane na ekranie cele danej misji. Ba, o niektórych sposobach na ukończenie danego etapu dowiemy się tylko, jeśli podsłuchamy jakąś rozmowę albo znajdziemy odpowiednią notatkę. I to jest być może największy problem z historią "Dishonored". Nie wszystkim chce się angażować w realia danej gry, szperać w poszukiwaniu dokumentów, które wzbogacą naszą wiedzę o Dunwall. Gracze w dzisiejszych czasach przyzwyczajeni są do pewnej kastracji fabularnej – byleby ciągle coś wybuchało, i żeby pod koniec postać drugoplanowa poświęciła się w imieniu gwiazd i pasów. W tym momencie "Dishonored" odpada w przedbiegach.

Ale nawet jeśli ktoś nie jest zainteresowany fabułą (dziwne, wiem), na gruncie mechaniki twór Arkane Studios jest naprawdę dobry. Najlepiej zilustruje to przykład z jednej z pierwszych misji. Mamy załatwić pewnego poplecznika Lorda Regenta, a przy okazji jesteśmy poproszeni o uratowanie kapitana Straży, Curnowa. Zarys sytuacyjny wygląda tak, że ów poplecznik, Campbell ma zamiar otruć kapitana podczas rozmowy. Pod koniec misji zakradamy się do pokoju, gdzie ma się odbyć cała scena. I w takim momencie "Dishonored" pokazuje ogromny pazur. Sposobów na wykonanie tego etapu jest multum. Możemy pomieszać szklanki z trucizną (ratujemy kapitana, zabijamy Campbella), ale to dopiero początek. Możemy zabić obu (zmieszać truciznę), ogłuszyć ich, wreszcie – stłuc szklanki. Wtedy Campbell prowadzi kapitana Curnowa do piwnicy, gdzie znowu pojawia się szansa na naszą interwencję. Tyle możliwości, a przecież to tylko jedna z wielu takich sytuacji w grze. Największym szokiem może być jednak szybkość wykonywania zadań, i to wcale niekoniecznie sposobem Johna Rambo. W misji dotyczącej Antona Sokołowa po dotarciu w okolice jego posiadłości, gdy chciałem ukryć się przed wzrokiem strażnika, teleportowałem się na dach pobliskiego budynku. Okazało się, że właśnie tam, w oranżerii siedział Sokołow. Ot, i niby misja już na finiszu, a przecież minęło kilka minut!

"Dishonored" daje nam ogromne możliwości wyboru, w jaki sposób rozegramy poszczególne etapy. Krótki czas gry nie jest zatem tożsamy z jej ogólnym przebiegiem. Przypuszczam, że gdy ludzie zaczną bawić się w tak zwany speedrun, sprawa zamknie się w kwadransie albo równie absurdalnie krótkim czasie.

Nasz bohater, Corvo, nie wyrusza na misje bez odpowiedniego przygotowania. Podstawowymi narzędziami naszego fachu są kusza z trzema rodzajami bełtów i krótki miecz. Ale oprócz tego znajdzie się miejsce na kilka gadżetów: miny, które robią kebab z wrogów, pistolet, granaty, a także i umiejętności magiczne. Te podarowuje nam Outsider, postać cokolwiek szemrana, której kult w Dunwall został zakazany. W zależności od przyjętego stylu gry skoncentrujemy się na Blink (teleport), Bend Time (spowolnienie lub zatrzymanie czasu) albo Windblast (brutalne odepchnięcie wrogów). Zdolności wykupujemy bądź ulepszamy poprzez środek płatniczy w postaci specjalnych run. Tych jest oczywiście ograniczona liczba, w dodatku trzeba zboczyć z drogi, by je odnaleźć. Do tego dochodzą też kościane amulety, które nieco modyfikują zachowanie Corvo. Będziemy na przykład wspinać się nieco szybciej lub też odnawiać większą ilość zdrowia podczas picia specjalnych eliksirów.

Czy zatem "Dishonored" nie ma słabych punktów? Posiada jeden, ale za to wybitnie przykry. Produkcja Arkane Studios jest oparta o półotwarty schemat świata, czyli w trakcie misji zwiedzamy kilka lokacji połączonych szwami ekranu ładowania. Problem w tym, że po wykonaniu misji pobocznych często musimy wracać przez całą mapę, by zdać raport z wykonanego zadania. Taki backtracking jest dość nużący, a niestety spotykany dość często. Z drugiej strony, gdyby przeciwnicy odradzali się przy powrocie do raz już wyczyszczonej lokacji, marudzilibyśmy, że to sztucznie wydłuża czas gry. I tak źle zatem, i tak niedobrze. Oprócz tego "Dishonored" ma w pakiecie kilka typowych dla skradanek baboli. Kulejące czasem AI, wrogowie, którym przemykamy przed nosem, bo akurat chwilowo oślepli... Na szczęście nie są to sytuacje nagminne, ale rzetelność każe wymienić te drobne wady.

Pod względem technicznym "Dishonored" prezentuje typowe dla gier w okolicach steampunku wysmakowanie wizualne. Postacie mają leciutki komiksowy szlif, zaś tereny przygnębiają doborem kolorów. Po pewnym czasie mamy wrażenie, jakby wszędzie były brudne wody (pierwsze skojarzenie – Tamiza) uderzające o szare skały, które okalają Dunwall. Nie ma tu miejsca na radosne pastele, chyba że akurat jesteśmy w burdelu Golden Cat.

Komu można polecić "Dishonored"? Przede wszystkim osobom, które pasjonuje spójny, bogaty świat. Małe szczegóły, które stanowią o wielkości gry. Rzeczy wydawałoby się bez znaczenia, ale stanowiące doskonałą nić zszywającą daną rzeczywistość wirtualną. Wielbiciele eksplozji à la Michael Bay i oglądania atomówki z orbity nie znajdą tu zbyt wiele do roboty.
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
''Dishonored'' to gra stworzona przez francuską firmę Arkane Studios, znaną głównie z takich gier, jak... czytaj więcej
"Dishonored" jest skradanką, której akcja dzieje się w steampunkowym, mrocznym Dunwall pogrążonym... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones