Recenzja gry

FIFA 14 (2013)
Artur Kruczek

Główka pracuje

Inaczej niż w sporcie, gdzie jeden kiepski występ może zadecydować o zmianie lidera, w grach sportowych łatwo o hegemonię uprzywilejowanych. Piłkarska seria FIFA jest tego najjaskrawszym
Inaczej niż w sporcie, gdzie jeden kiepski występ może zadecydować o zmianie lidera, w grach sportowych łatwo o hegemonię uprzywilejowanych. Piłkarska seria FIFA jest tego najjaskrawszym przykładem. Przez wiele lat Electronic Arts oglądało plecy swoich rywali z Konami – twórców cyklu "ISS/Pro Evolution Soccer". Kiedy wreszcie udało im się strącić konkurencję ze szczytu, zajęli bezpieczną pozycję i wybrali drogę spokojnej ewolucji. To strategia organizująca pracę każdego monopolisty, zaś "FIFA 14" potwierdza wszystkie jej wady i zalety: oto mamy świetną grę piłkarską, która jednak z edycji na edycję robi się lepsza o tyle, ile potrzeba do ponownego rozkręcenia marketingowej machiny. Nic dziwnego, że wieloletni fani serii mogą czuć się jak słupki w tabelce. 



Zmianami w mechanice rozgrywki również rządzą niezapisane nigdzie wzory. Naprzemiennie, rok w rok, Elektronicy promują graczy usposobionych ofensywnie albo dla odmiany tworzą grę dla urodzonych defensorów. Edycja z zeszłego roku, z możliwością wielosekundowego holowania piłki jednym zawodnikiem, sporą skutecznością najprostszych zwodów i bezbłędną celnością podań okazała się rajem dla graczy rozmiłowanych w nagłych kontratakach i błyskawicznej grze na jeden kontakt. Nowa odsłona z kolei nagradza uważniejsze, skupione na defensywie podejście: piłka nie klei się tak łatwo do nogi, podania są wolniejsze i mniej dokładne, zwody – choć przypisane pod gałkę analogową bez konieczności trzymania dodatkowego przycisku i możliwe do wykonywania na pełnej prędkości – wymagają precyzji, zaś obrońcy skuteczniej kryją i lepiej grają ciałem. Tym wyraźniej widać jednak największy feler systemu – kuriozalnie wysoką skuteczność dośrodkowań i strzałów głową. O ile "szczupaki" po perfekcyjnej kontrze można jeszcze zrozumieć, o tyle trudno przymknąć oko na bramki, wybaczcie anatomiczną nieścisłość, "z dupy": z rzutów rożnych, przy cofniętej i ustawionej należycie obronie, krytych indywidualnie napastnikach, strzelane przez dryblasów z nieprawdopodobnych pozycji. "Jak to mówią młodzi ludzie: masakracja". 



W trybach online, w których za każdy błąd słono płacimy, jest to element wymagający łatki. Odcina się od reszty świetnie zbalansowanej rozgrywki. Nadanie piłce nieco większej bezwładności urozmaiciło zmagania w środku pola, strzały z dystansu zrównoważono, tor lotu piłki nie przypomina już trajektorii armatniej kuli, a bramkarze nieco zmądrzeli, toteż wrzucenie futbolówki "za kołnierz" nie jest już taką prostą sprawą. Wspaniała animacja pozwoliła również na zniuansowanie zwyczajnych strzałów – zarówno uderzenia z podbicia, jak i wewnętrzną częścią stopy albo "z fałsza" miewają zaskakującą rotację, w zależności od boiskowej sytuacji. Rzadkością są chwile, w których stojący tyłem do bramki zawodnik odwraca się z gracją cyborga i w mgnieniu oka ściąga pajęczynę z "okienka". O wiele przyjemniej prowadzi się atak pozycyjny, skuteczne sforsowanie obrony rywala jest trudniejsze, lecz daje więcej satysfakcji. Wreszcie też nie musimy wierzyć na słowo, że sterowane przez konsolę drużyny powielają taktykę rzeczywistych teamów. Barcelona wymienia dziesiątki podań, puszczając niekiedy Messiego w taniec z czterema obrońcami, Paris Saint Germain polega na duecie Cavani-Ibrahimovic, angielskie drużyny szarpią skrzydłami, a rodzime zespoły wciąż olewają drugą linię i dogrywają anemiczne "świece" w pole karne. 

  

W nowym, zdradzającym niezdrowe inspiracje Windowsem 8 menu jak zwykle "kłopoty bogactwa": pojedynczy mecz (z możliwością uwzględnienia rzeczywistej formy zespołu), Ultimate Team, Zostań Gwiazdą, rozbudowane samouczki i tryby treningowe, turnieje, ligi, sklepik z fantami. Cymes to oczywiście Sezony Online. Rozgrywka jest płynna, serwery hulają jak należy, zniknęła możliwość bezkarnej ucieczki w ciągu pięciu pierwszych minut spotkania (a co za tym idzie – asekurancka gra "w dziadka" w obawie przed strzeleniem gola i szukaniem kolejnego rywala). Jedyne zastrzeżenia można mieć do protokołów losowania rywali – zdarzyło się, że mój czteroipółgwiazdkowy Milan trafiał na o wiele silniejszy Real Madryt. Tradycyjnie też warto usunąć z pola widzenia ostre przedmioty – zwłaszcza teraz, ledwie miesiąc po premierze, gdy ligowi gracze walczą o najwyższe lokaty niczym rozjuszone nosorożce. 



Licencje jak co roku lokują "FIFĘ" na szczycie tabeli. Tradycja nakazuje przypuszczać, że przygrywające w menusach zespoły będą święcić za parę lat triumfy, ze Szpakowskim i Szaranowiczem najlepiej pożegnać się jeszcze przed meczem, natomiast grafika doczekała się niezbędnych szlifów. Liga brazylijska i argentyńska są niezłym poligonem w grze sieciowej, cieszy również powrót rodzimej ekstraklasy. Nihil novi, wszyscy znamy tę pieśń: "FIFA" robi się coraz lepsza, ale są to zmiany, które nie usprawiedliwiają w pełni wycieczki do sklepu. Dylematu oczywiście nie będzie. W końcu który fan cyfrowego futbolu może pozwolić sobie na rok grzania ławy?
1 10
Moja ocena:
8
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Bijąca rekordy popularności, sportowa seria "FIFA" już od niepamiętnych czasów przyjęła politykę,... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones