Recenzja gry PS4

Nie chodź do lasu

Gry, częściej niż ludzie, bywają i piękne, i mądre. Tak jak "Fe". Lecz o ile z przystojnym facetem albo oczytaną kobietą można, dajmy na to, upiec sobie szarlotkę, o tyle gra musi nie tylko
"Fe" - recenzja
Gry, częściej niż ludzie, bywają i piękne, i mądre. Tak jak "Fe". Lecz o ile z przystojnym facetem albo oczytaną kobietą można, dajmy na to, upiec sobie szarlotkę, o tyle gra musi nie tylko puścić do nas oko i przeczesać figlarnie palcami włosy, ale i, po prostu, się z nami zabawić. I tutaj nowy "indyk" od szwedzkiej firmy Zoink (spokojnie, Electronic Arts jest tylko wydawcą, nie będzie trzeba nic dopłacać, żeby nasz bohater dał głos) zawodzi. Może nie na całej linii, lecz po wyszeptanej – ba, wyśpiewanej – obietnicy wolno było spodziewać się czegoś więcej niż cokolwiek mechanicznej platformówki niepotrafiącej wykorzystać koncepcyjnego potencjału.



Pierwsze chwile z "Fe" są jednak, bez mała, magiczne. Jakkolwiek by podobne stwierdzenie zalatywało pretensjonalnym banałem, trudno o lepsze słowo, bo rzuceni prosto do otulonego oniryczną mgiełką lasu błąkamy się po krainie rodem ze snu. Błąkamy, gdyż gra nie oferuje praktycznie żadnego przewodnika, żadnej pomocy ze swojej strony (poza ruchomą kropką na mapie naprowadzającą nas z grubsza na kolejny cel; potem podobną funkcję przejmuje przyzywany przez nas, nieco upierdliwy ptaszek), co całkiem udanie symuluje wyprawę w nieznane. Czego się nie domyślimy, tego nie zgłębimy; czego nie dostrzeżemy, tego nie zbierzemy. Ale brak zwyczajowych podpowiedzi czy samouczka nie wpływa specjalnie na poziom trudności "Fe", bo to tytuł i znakomicie opowiadający sam siebie, i stosunkowo prosty. Bodaj najgroźniejszym przeciwnikiem są tutaj nie cyklopowe stwory, szperające po połaciach lasu swoją święcącą gałą, lecz konfundujący design leveli. Jednostajna kolorystyka i stosunkowy brak różnorodności psuje dynamikę całkiem szybkiej jak na ten kontemplacyjny klimat rozgrywki i nieraz zdarzało mi się głowić, gdzie w ogóle jestem. I nawet jeśli zrzucić to na karb mojej (to nieprawda, ale przyjmijmy na potrzeby argumentu, że tak jest) marnej orientacji przestrzennej, to i tak pozostaje jeszcze inny feler skutecznie ograniczający przyjemność obcowania z "Fe", czyli powtarzalność i monotonię rozgrywki. A przecież gra oferuje sporo możliwości. Tyle że zostały one źle przez Zoink zaimplementowane.



Stworek (wypadkowa liska, kotka i gryzonia; jak zwał, tak zwał), którym kierujemy, to istny meloman-lingwista, który posiada dar komunikacji z miejscową fauną. Oczywiście nie wszystko od razu. Niuanse zwierzęcej gadki poznajemy stopniowo, choć nasze "dialogi" z napotkanymi po drodze potencjalnymi sojusznikami przeciwko owym jednookim potworom burzącym leśny ład nieodmiennie ograniczają się do... użycia jednego guzika, a melodia naszego zaśpiewu zależy od stopnia nacisku. Poszczególnie języki umożliwiają nam, na przykład, otwarcie rośliny kryjącej owoce mogące rozwalać klatki albo przekonanie ptaka, aby przeniósł nas na swoim grzbiecie nad przepaścią. Brzmi świetnie. Dlatego szkoda, że system działa aż nazbyt prosto i kolejne czynności odhaczamy już schematycznie, z przyzwyczajenia. Trudno jest pozostać zahipnotyzowanym przez niewątpliwy urok "Fe" przez całą (niedługą; spokojnie wystarczą cztery godziny przed konsolą) rozgrywkę, a poza nim gra nie oferuje zbyt wiele. Albo inaczej: praktycznie po trzydziestu minutach poznamy ją na wylot. Meandry fabularne również nie są jakimś wyjątkowym atutem, bo nie pada tutaj ani jedno ludzkie słowo i, ponownie, ile się domyślimy ze skrótowych cutscenek uruchamianych poprzez znalezienie porozrzucanych tu i ówdzie pudełek z lśniącymi kamieniami, umożliwiającymi nam spojrzenie oczami blaszanego cyklopa, tyle będziemy wiedzieli.



Nieprzypadkowo zresztą owi milczący najeźdźcy to metalowe maszkary wbijające się klinem w sielankowy las z baśni, ekologiczny wydźwięk "Fe", choć nienatarczywy, jest ewidentny. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że lepiej dla tej gry byłoby... nie być grą per se, ale oryginalnym doświadczeniem na wzór "Journey", bo atmosfera jest tutaj niesamowicie wręcz niesamowita i chociażby dla niej warto usiąść z padem na te dwa wieczory. Czyli: "Wędruj samotnie i śpiewaj!".
1 10
Moja ocena:
6
Krytyk filmowy i tłumacz literatury. Publikuje regularnie tu i tam, w mediach polskich i zagranicznych, a nieregularnie wszędzie indziej. Czyta komiksy, lubi kino akcji i horrory, tłumaczy rzeczy... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones