Recenzja gry PS4

LEGO Iniemamocni (2018)
Pete Gomer
Jeff Bergman
Ally Johnson

Bądź bohaterem we własnym domu

Ekscentryczna, obdarzona nadzwyczajnymi mocami rodzinka pojawiła się na ekranie, jeszcze zanim pan Tony Stark założył swoją zbroję, ale trudno w tym przypadku mówić o jakiejś antycypacji
"LEGO Iniemamocni" - recenzja
Zawsze, kiedy przychodzi mi napisać coś mniej entuzjastycznego o grach firmowanych przez duńskiego producenta plastikowych marzeń, czuję się, jakbym kopał milutkiego szczeniaczka, bo przecież to nieodmiennie tytuły niebywale urocze i sprawiające nie lada frajdę. I choć od dawna powtarza się jak mantrę, że wystarczy przerobić jedną pozycję należącą do tasiemcowej serii, aby poznać je wszystkie, to prawda jedynie połowiczna. Gry z bazującej zwykle na popularnych licencjach – filmowych i komiksowych – serii "LEGO Cośtam" różnią się co prawda detalami, ale bywają to detale znaczące, niepozostające bez wpływu na rozgrywkę. Zresztą samo doświadczenie zależy w dużej mierze od źródła, z którego zaczerpnięto klockowy remake, toć jednemu lepiej będzie się śmigało Spider-Manem, a drugiemu Indianą Jonesem, nawet jeśli gameplay obu gier będzie odbity na ksero. Mimo to ubiegłoroczne "Marvel Super Heroes 2" czy nadchodzące na jesieni "DC Super-Villians" wydają się na pierwszy rzut oka propozycjami ciekawszymi niż recenzowany tytuł, bo "Iniemamocni" muszą unieść we czwórkę to, co tamci mogą dźwignąć uniwersum postaci. Lecz Parrowie łatwo nie ustępują pola kolegom po fachu.



Ekscentryczna, obdarzona nadzwyczajnymi mocami rodzinka pojawiła się na ekranie, jeszcze zanim pan Tony Stark założył swoją zbroję, ale trudno w tym przypadku mówić o jakiejś antycypacji superbohaterskiego szaleństwa. "Iniemamocni" byli raczej przełożeniem na język kina tak zwanej metody Marvela opracowanej przez Stana Lee, Jacka Kirby'ego i innych, polegającej na, mówiąc zwięźle, uczłowieczeniu postaci komiksowych. Tu oczywiście przefiltrowanych odpowiednio przez Pixar. Odpowiedzialnemu za grę studiu Traveller's Tales udało się ten fabularny i charakterologiczny szkielet zachować, co nie jest łatwe, bo przecież chodzi tutaj o dynamikę, aby dzieciaki się nie znudziły jakimiś gadulskimi przerywnikami. Osią "LEGO Iniemamocnych" jest bowiem nieustanna współpraca, jeśli będziemy grali każdy sobie, daleko nie zajdziemy, poza tym te najbardziej spektakularne akcje to efekt wspólnych działań. I tak mogąca dowolnie rozciągać swoje ciało Elastyna robi zarówno za ponton, jak i trampolinę, jej córka Wiola może generować osłaniające innych pole siłowe, Maks zapierdziela niczym Flash, a Pan Iniemamocny ma krzepę godną Supermana. Osobno ich umiejętności wydają się cokolwiek ograniczone, lecz zespół TT zadbał o to, aby chciało się odkrywać różne ich kombinacje. Proszę mnie źle nie zrozumieć, rozgrywka nie wychodzi poza ramy wyznaczone przez poprzednie odcinki serii i nie ma mowy o żadnej tam rewolucji (ani, dopowiedzmy, regresji). Nadal zagadki są proste i przyjemne, a jak już coś rozwalamy, to zwykle tylko po to, aby z rozsypanego plastiku sklecić coś nowego i pomocnego.



Gry sygnowane przez LEGO bezpośrednio oparte na materiale filmowym mają to do siebie, że nie zawsze potrafią pokonać ograniczenia fabularne (co udało się znakomicie przy "Władcy Pierścieni") i "Iniemamocni" padli tego ofiarą. Otwarty świat jest tutaj pretekstowy, bo choć oferuje questy, to nie może się równać z ogromem Nowego Jorku od Marvela; lepiej grało mi się na tradycyjnych planszach, które trzeba było rozgryźć, aby ruszyć dalej. TT trzymają się mocno dylogii o Parrach (uwaga na spoilery; lepiej pójść do kina, a dopiero potem zasiąść do konsoli), ale starają się przy tym nie kopiować każdego żartu czy sceny, dodając coś od siebie, częściej ze skutkiem lepszym niż gorszym. Ale jednak trudno jest ciągle powtarzać po sobie, starając się raz jeszcze sprzedać praktycznie ten sam produkt. Tyle dobrego, że estetyka Pixara wydaje się idealna do podobnej transformacji, ten świat faktycznie żyje i oddycha, bohaterowie z animacji odnalazły się tutaj idealnie, a jako że TT dysponuje szerszą licencją, gościnnie występuje tu szereg postaci znanych z innych produkcji podlegającego pod Disneya studia. Wszystko to nie zmienia jednak podstawowego wniosku – kto do tej pory jeszcze nie polubił gier z metką LEGO, za sprawą "Iniemamocnych" pewnie dalej nie polubi. Solidna rzecz, lecz zabrakło swobody. I supermocy.
1 10
Moja ocena:
6
Krytyk filmowy i tłumacz literatury. Publikuje regularnie tu i tam, w mediach polskich i zagranicznych, a nieregularnie wszędzie indziej. Czyta komiksy, lubi kino akcji i horrory, tłumaczy rzeczy... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones