Kanapowy sprint po grobowcach

Najnowsza produkcja z Larą Croft w roli głównej wygląda na niewysublimowany skok na kasę. Na szczęście szybko można zweryfikować pierwsze wrażenie, o ile znajdziemy towarzyszy do wspólnej zabawy.
Najnowsza produkcja z Larą Croft w roli głównej wygląda na niewysublimowany skok na kasę. Na szczęście szybko można zweryfikować pierwsze wrażenie, o ile znajdziemy towarzyszy do wspólnej zabawy.



Kilka lat temu marka „Tomb Raider” została rozdzielona na dwa nurty. Pierwszy, wysokobudżetowy, zamienił się podwaliny zupełnie nowej Lary Croft i dąży do ukazania przemiany młodej dziewczyny w wytrawną poszukiwaczkę przygód. Drugi w pewnym stopniu kontynuuje to, do czego zostaliśmy przyzwyczajeni w ciągu ośmiu odsłon (nie liczę Anniversary) składających się na cały cykl.

Warto na chwilę zatrzymać się przy tej kwestii. „Stary” „Tomb Raider” od zawsze mieszał zjawiska nadprzyrodzone z rzeczywistością. Duchy, artefakty, bogowie, a nawet dinozaury były integralnym elementem świata przedstawionego. Przez kolejne lata twórcy coraz swobodniej szafowali nieziemskimi wątkami, aż w końcu podjęto decyzję o napisaniu całej historii na nowo, tym razem w nieco bardziej realistycznym ujęciu. W 2013 roku zadebiutował „Tomb Raider”, który przedstawiał same początki działalności panny Croft. I choć w tym przypadku też mieliśmy do czynienia z elementami mitów, to scenarzyści starali się trzymać swoją wyobraźnię na wodzy. 



Zanim jednak do tego doszło, światło dzienne ujrzała produkcja „Lara Croft and the Guardian of Light”, która przedstawiała przygody najsłynniejszej archeolożki ze świata gier w innym ujęciu. Zamiast widoku trójwymiarowego otrzymaliśmy akcję w rzucie izometrycznym. Największa zmiana pojawiła się w samej rozgrywce. Twórcy z Crystal Dynamics położyli duży nacisk na zabawę kooperacyjną. Kiedy jeden z graczy kierował poczynaniami Lary, drugi mógł wcielić się w Toteca – mitycznego obrońcę światła. Ta dwójka stawała przed zadaniem ochrony świata przed Strażnikiem Mroku Xolotlem. Podczas przemierzania kolejnych poziomów uczestnicy gry musieli nie tylko rozprawiać się z najróżniejszymi przeciwnikami, ale także rozwiązywać zagadki logiczne, a do tego wymagana była umiejętność współpracy.



Choć „Guardian of Light” był raczej niewielką produkcją, zdobył uznanie graczy na całym świecie. Chwalono wyważony poziom trudności, ciekawe zadania, ładną oprawę graficzną oraz wciągający tryb kooperacji. Nic więc dziwnego, że po kilku latach zaserwowano nam powtórkę z rozrywki.

Tym razem akcja gry przeniosła się z Ameryki Centralnej do Egiptu. Historia idealnie wpisuje się w nurt starych „Tomb Raiderów”. Jeden z konkurentów Lary, niejaki Carter Bell, dotyka tajemniczego artefaktu, uruchamiając tym samym drogę z mrocznego wymiaru zamieszkiwanego przez Seta – egipskiego pana ciemności. Ten ostatni natychmiast wyczuwa okazję, aby powrócić na ziemię i przejąć absolutną władzę. Jednocześnie Croft i Bell zostają naznaczeni klątwą. Sytuacja wydaje się beznadziejna, do czasu, kiedy z pomocą „archeologom” (lepiej byłoby ich nazwać grabieżcami grobowców) przychodzą Izyda i Horus. W ten sposób twórcy oferują nam zabawę w kooperacji aż dla czterech osób! Choć pokonanie Seta jest możliwe w pojedynkę, największą frajdę będziemy mieć właśnie ze wspólnej rozgrywki ze znajomymi.



Gracze mogą kierować poczynaniami Lary Croft, Cartera Bella, Izydy i Horusa. Każdy z bohaterów dysponuje odmiennymi zdolnościami, które nie tylko przydają się w walce, ale także w rozwiązywaniu zagadek dających dostęp do nagród oraz w zabezpieczaniu zastawionych po drodze pułapek. Co ważne, twórcy sprytnie skonstruowali wszystkie poziomy w ten sposób, aby dało się je przejść samej pannie Croft.



Grę charakteryzuje dość duże tempo. Prawie zawsze coś się dzieje, z zaułków wyskakują przeciwnicy, a korytarze prastarych świątyń usiane są najróżniejszymi przeszkadzajkami, które nie pozwalają na utratę koncentracji. Dodatkowo, jesteśmy premiowani za bezbłędne działanie. Na przykład, zabijając atakujące nas stwory, zaczynamy nabijać mnożnik punktów. Im dłużej będziemy eliminować oponentów bez draśnięcia, tym większą liczbę punktów dostaniemy i tym efektywniej będziemy działać.



Same łamigłówki nie są skomplikowane i najczęściej ich rozpracowanie nie zajmuje więcej niż kilka minut. Ma to pozytywny wpływ na dynamikę – nigdy nie natrafimy na sytuację, w której zatniemy się na dłużej. Z drugiej strony osoby liczące na intelektualne wyzwanie mogą poczuć się zawiedzione. Warto też pamiętać, że im więcej żywych graczy, tym większa współpraca jest wymagana. Przechodząc grę w pojedynkę, mamy cały wachlarz umiejętności. W przypadku czterech graczy zdolności są rozdzielone na poszczególne postacie. I wtedy współpraca jest wymagana.



I tutaj dochodzimy do głównej bolączki gry, która zresztą trawi także inne tytuły nastawione na kooperację. Jeśli bawimy się ze znajomymi, będziemy zadowoleni ze współdziałania. Siedząc w jednym pokoju albo komunikując się za pomocą headsetu nie będziemy mieć kłopotów z synchronizacją działań. Jeśli jednak skusimy się na grę z losowymi ludźmi z sieci, szanse na wzrost poziomu frustracji mamy prawie pewny. W takiej sytuacji trudno dogadać się z pozostałymi graczami, w efekcie każdy z nich robi, co chce. Wtedy jedyne, o czym się marzy, to jak najszybciej wyłączyć konsolę.

Innym problemem jest średnio działający kod sieciowy. Animacja postaci rwała się wielokrotnie, a bohaterowie „teleportowali” się po ekranie.



Zdecydowanie na plus trzeba zaliczyć oprawę graficzną. Choć wszystko obserwujemy w rzucie izometrycznym, widać, ile pracy włożono w stronę wizualną produkcji. Na szczególną uwagę zasługują projekty wielopoziomowych i zróżnicowanych grobowców.

Znacznie gorzej wypada oprawa dźwiękowa, a zwłaszcza głosy bohaterów. W Larę Croft wcieliła się dobrze znana miłośnikom serii Keeley Hawes i swoją rolę odegrała w bardzo sugestywny sposób. Znacznie gorzej wypadają pozostali aktorzy, którzy brzmią jak wyjęci z niskobudżetowych filmów akcji z lat osiemdziesiątych dwudziestego wieku.



Czy warto sięgać po „Lara Croft and the Temple of Osiris”? Tak, ale tylko jeśli macie, z kim grać. Samotna rozgrywka daje o połowę mniej frajdy niż zabawa ze znajomymi.
1 10
Moja ocena:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones