Tango z bandziorami

Czasem w mniejszej produkcji, mimo usterek, da się zauważyć czułość, z jaką twórcy traktują wzięty na warsztat temat. I chociaż efekt końcowy bywa daleki od ideału, sentyment bierze górę nad
Czasem w mniejszej produkcji, mimo usterek, da się zauważyć czułość, z jaką twórcy traktują wzięty na warsztat temat. I chociaż efekt końcowy bywa daleki od ideału, sentyment bierze górę nad rozsądkiem. Takie właśnie jest "Might&Magic X: Legacy".



Rzadko zdarza się, by ostateczna wersja gry wciągała bardziej niż ta prezentowana przed premierą. Osobiście nie byłem zachwycony "Legacy", ogrywając jej krótką wersję testową. Wbrew standardom jej pełna wersja robi o wiele lepsze wrażenie.

"Might&Magic X: Legacy" to swego rodzaju trybut. Gra, która nie pretenduje do miana najlepszego dungeon crawlera roku 2014, bo gatunek ten jest na wymarciu. Co prawda pojawiło się "Legends of Grimrock", ale to właściwie jedyny tytuł szeroko dostępny dla graczy na Zachodzie. Poza tym wychodzą kolejne części morderczego japońskiego crawlera "Etrian Odyssey". "Legacy" plasuje się gdzieś pośrodku. 



Na początku gry, zgodnie z tradycją, składamy drużynę. Do wyboru mamy cztery rasy, z których każda może wybrać jedną profesję. Te z grubsza można podzielić na wojownika, strzelca i maga. Diabeł tkwi w szczegółach. Każda rasa ma różne statystyki oraz preferencje walki. Mimo wszystko warto się zastanowić, czy lepiej wybrać człowieka czy orka. Do tego dochodzą szkoły magiczne i tu czuć na kilometr stare "Might&Magic". Kto grał choćby w część siódmą czy ósmą, wie, że nie ma nic ważniejszego niż sprawnie zbudowana maszyna. Drużyna jest właśnie taką maszyną, której trybiki muszą chodzić jak marzenie. Można, jeśli ktoś ma taki kaprys, stworzyć bandę samych wojowników albo wyłącznie magicznych postaci (to drugie kusi). Szybko przekonamy się jednak, że w tej z pozoru prostej grze pod powierzchnią burzy się prawdziwy sztorm taktyki. Warto już na początku przemyśleć, jak będziemy rozwijać naszą bandę. Nie ma nic gorszego niż utknięcie na którymś bossie, bo nie mamy akurat dobrej synergii między magicznymi postaciami.



Gra kupi fanów starych odsłon małymi smaczkami. Brzęk złota, bulgot mikstur czy odzywki bohaterów żywcem wyjęte są ze starych odsłon "Might&Magic". Na tym podobieństwa się nie kończą. Podstawowe zadanie naszej drużyny najemników jest dość błahe – dostarczyć prochy mistrza do położonego niedaleko lokacji startowej miasta Karthal. To oczywiście pretekst do tego, by osadzić nas w kontekście jakiegoś dramatycznego konfliktu, który... nie ma zbyt wielkiego znaczenia. "Legacy" koncentruje się bowiem, i pokazuje to jasno od pierwszej potyczki z wielkim pająkiem, na tym, co stanowiło esencję takich kultowych gier, jak choćby "Eye of the Beholder". Tym rdzeniem jest walka.



Jeśli nie znacie podstawowego kroku tanga, warto się go nauczyć. Świat gry podzielony jest na kwadraty. Wrogowie atakują nas zatem co najwyżej z czterech stron. Prowadzi to oczywiście do groteskowych akcji, kiedy to na przykład mały kamień albo drzewko zaprojektowane jako "puste" pole nie pozwalają nam strzelić do wroga, choć na logikę – strzał jest możliwy. Takie już są uroki staroszkolnej zabawy.

"Legacy" to ten typ gier, który nie wybacza błędów. Na szczęście pierwszy poważniejszy boss, czyli niejaki Mamushi, to kwestia kilku misji. Na nim przetestujemy to, jak sprawia się drużyna w naprawdę ciężkiej walce. Opcji taktycznych, zwłaszcza w zakresie magii, jest multum. Wydaje się, że masa czarów jest średnio przydatna, ale wierzcie mi – nie da się przejść tej gry, ciskając wyłącznie kulami ognia. Mamy przed sobą wroga z mocną piąchą? No to odepchnijmy go o dwa pola do tyłu podmuchem wiatru, a potem przykujmy do ziemi splątaniem. Pozostaje tylko naciągnąć łuki i kusze... To jednak tylko początek. Im dalej w grę, tym więcej naprawdę przepakowanych przeciwników, którzy nie tolerują naszego gapiostwa czy pomyłek. I to wszystko na "zwykłym" poziomie trudności. Jest też specjalna opcja dla hardkorowców...



"Legacy" nie jest idealne. Początek to prawdziwy kamieniołom. Drużyna jest dość słaba i nie raz wrócimy z połowy lochu do miasta, bo musimy uzupełnić zapasy (zwłaszcza mikstur many), sprzedać fanty czy po prostu odpocząć. Jeśli chodzi o sprzęt, nie jest idealnie. Gdy już skompletujemy ekwipunek (nawet w podstawowej wersji), pozostaje nam mozolna sprzedaż wypadających co rusz hełmów, sandałów i lnianych gaci.

"Legacy" wizualnie prezentuje się przeciętnie, ale dość estetycznie i w klimacie świata Ashan. Gorzej z optymalizacją. Czasy ładowania lokacji są dość długie, a gra czasem niespodzianie się krztusić, zwłaszcza na mapie świata. Czasem też napotkamy brzydkie opóźnienia, gdy przeciwnicy zaczynają rzucać czary. Wypadałoby dopracować nieco kod, by takie mało istotne usterki nie urastały przy kilkugodzinnej sesji do coraz bardziej irytujących przerywników...



Czy warto się zainteresować "Legacy"? Zdecydowanie. Jest to bardzo miłe zaskoczenie, wziąwszy pod uwagę nieco niefortunny początek. Ale gdy tylko damy tej grze szansę na rozwinięcie skrzydeł, okaże się, że poza startowym Sorpigal dostaniemy niezły kawałek świata, morderczo trudne walki, sporą dozę taktyki (mimo braku formacji...), wreszcie – świat, choć podzielony na pola, kryje naprawdę wiele sekretów. Aż chce się zwiedzać to staroszkolne Ashan. Przynajmniej dopóki nie nadejdzie świt.
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones