Nie zostawię Cię

Dante Alighieri potrafił docenić znaczenie miłości, mówiąc, że jest to "pierwsza wśród nieśmiertelnych rzeczy", natomiast Ron Perlman niegdyś wygłosił jedną ze swych najważniejszych kwestii w
Jeżeli komuś (podobnie jak mi) przypadł do gustu tytuł "Valiant Hearts: The Great War", to polskie studio Juggler Games ma dla was dobrą wiadomość, ponieważ swój debiut postanowiło zaznaczyć stworzeniem "My Memory of Us" – dziełka z całą pewnością zainspirowanego produkcją spod szyldu Ubisoft Montpellier.

Zaawansowany wiekiem jegomość o głosie Patricka Stewarta (za sam dobór takiego lektora ląduje plus) został odwiedzony w swojej księgarni przez stałą klientkę. Była wyjątkowa jak na swój młodziutki wiek, bo w odróżnieniu od większości swoich "smartfonowych" rówieśników uwielbiała czytać książki i używać wyobraźni ("Kochała roboty, potwory i bitwy"). Tego dnia jednak znalazła "książkę" wyjątkową, z której wypadła bardzo stara fotografia. Owa fotografia przedstawiała dziewczynkę niemalże identyczną wyglądem do osóbki stojącej naprzeciwko. Lawina wspomnień zasypała starcze serce, a on postanowił opowiedzieć swojej małej słuchaczce "pewną historię o robotach"...

Inspirowana historią Polski z okresu II wojny światowej gra opowiada o samotnym i bezdomnym chłopcu (ze złodziejskimi talentami) oraz zaradnej i sprawnej dziewczynce (wyglądającej na nieco starszą od swego kompana), których losy związały się przypadkowo tuż przed atakiem "Armii Złych Robotów" pod rozkazami "Złego Króla" na ich miasto (jakby Warszawa?).

Od razu pragnąłbym rzec, iż brak nazwy "Rzesza Niemiecka" lub brak wzmianki o pewnym Adolfie nie są przeze mnie odbierane jako dziwaczna próba nałożenia cenzury na "My Memory of Us" (a różne opinie w tej kwestii się pojawiały). W grę wchodzi tu raczej dziecięca wyobraźnia – zarówno starca (który w tamtych czasach przecież był dzieckiem), jak i dziewczynki (która używa własnej wyobraźni, by przyswoić przekazywaną jej historię) – radząca sobie w taki, a nie inny sposób z jednymi z najdramatyczniejszych wydarzeń XX wieku (kojarzycie film "Życie jest Piękne"?).

Na przestrzeni prawie dwudziestu rozdziałów nasi mali bohaterowie trwają przy sobie w wirze tych wydarzeń, a my wraz z nimi będziemy błądzić i szukać, zachwycać i przerażać się, zbliżać i oddalać się, czuć ulgę i cierpieć, śmiać się i płakać. Nie chcę nic spoilerować, bo chociaż każdy gracz jest zaznajomiony mniej lub bardziej z samym tłem historycznym opowieści, to serwowana jest ona naprawdę oryginalnie (nawet w stosunku do "Valiant Hearts") i pierwsze wrażenia względem poszczególnych momentów są bardzo istotne.

Trzeba natomiast wiedzieć, że oprócz fabuły na rozgrywkę składają się elementy logiczne, platformowe i zręcznościowe. Zacznę może od najsłabszego ogniwa, czyli spraw zręcznościowych. Niestety sporo tutaj niedopracowania, zwłaszcza podczas dynamiczniejszych akcji (ucieczki chociażby), które dodatkowo wymagają szybkiego pokonywania przeszkód. Nie powiem, że nie da się grać (byłoby to nadużycie), ale mnie osobiście frustrowała nieczytelność i toporność komend oraz switchy między jedną bądź drugą postacią. Jest bardzo mało "prostych", na których nie ma potrzeby na rozdzielanie naszej dwójki, by wtenczas mogła ona sobie bezproblemowo pobiec (trzymając się uroczo za ręce).

Część platformowa jest lepsza, bo nie irytuje. Wszak mimo struktury i mechaniki opierającej się na tych samych rozwiązaniach co w "Valiant Hearts", można tu czasami (powtarzam: czasami) zauważyć brak pomysłu, który nadałby nieco większego sensu prowadzonym przez nas akcjom (coś zamiast: "byle dostać się na prawą stronę"). Aczkolwiek nie będę na takie potknięcia reagował zbyt przesadnie – zwłaszcza, że podczas tych faz przestojowych możemy przez dłuższą chwilę zatrzymać nasz wzrok na stylowej, trochę przerysowanej grafice, którą umiejętnie zatopiono w klimatycznych odcieniach bieli i czerni. Ważną kwestią jest obecność koloru czerwonego, pełniącego w samej rozgrywce funkcję hintową lub ostrzegawczą. Z kolei w fabule jego rola jest o wiele bardziej fundamentalna i złożona, jednak obiecałem, że nie będę niczego spoilerować i słowa dotrzymam (chociaż spodziewam się, iż wiele osób domyśla się, o co może chodzić).

Moduł logiczny to chyba jedyny z trzech, do którego nie mam żadnych zastrzeżeń, bo mimo, że oferuje zagwozdki niesprawiające na dłuższą metę większego problemu graczowi, to traktowałem go jako swoistą "pauzę" od wspomnianych już utrapień w sekcjach zręcznościowych czy rozwleczonych i nudnawych niekiedy zadań platformowych.

Mimo obecności wszelkiej maści robotów i maszyn po drugiej stronie barykady, developerzy z dużą pieczołowitością podeszli do zaprezentowania polskich bohaterów/osobistości/żołnierzy/cywili. Możemy poznać ich bliżej dzięki znajdywaniu tu i ówdzie wspomnień pod postacią fotografii. Z menu głównego wejdziemy w zakładkę "wspomnienia", a tam odnajdziemy posegregowane fotografie z bardzo ciekawymi opisami konkretnych person.

Dante Alighieri potrafił docenić znaczenie miłości, mówiąc, że jest to "pierwsza wśród nieśmiertelnych rzeczy", natomiast Ron Perlman niegdyś wygłosił jedną ze swych najważniejszych kwestii w karierze: "Wojna. Wojna nigdy się nie zmienia". "My Memory of Us" jest godne przytoczenia i splecenia ze sobą tych dwóch cytatów (tak bardzo niepasujących do siebie w tym przypadku). Tyle ode mnie. Oczywiście wiem, że gra może trafić do każdego na różnym poziomie i pod innym kątem - chciałbym jedynie zapewnić, że jest warta waszego czasu.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones