"Unfinished Business" oferuje po prostu więcej tego samego. Jeśli dobrze bawiliście się przy "Rogue City", nie ma co dzielić włosa na czworo, zwłaszcza że cena brzmi w moich uszach całkiem
Mówiąc szczerze, niespecjalnie przejąłem się dwa lata temu premierą "Rogue City". Słyszałem, że to zaskakująco dobra gra, ale oglądając filmiki promocyjne, nijak nie potrafiłem pojąć, o co właściwe tyle szumu. "Ot, niskobudżetowe pykadełko" - myślałem sobie. Któregoś dnia postanowiłem jednak sprawdzić osobiście i niech mnie licho, ależ chwyciło! Porządny, bezpretensjonalny "akcyjniak" o zwartej konstrukcji – czego chcieć więcej? Na kolejną wyprawę w świat chromowanego gliniarza dałem się więc zaprosić znacznie szybciej.
Teyon
Nacon
Fabularnie "Unfinished Business" kontynuuje wątki z "podstawki", lecz nawet bez jej znajomości nikt nie powinien mieć problemów ze zrozumieniem scenariusza. Niespecjalnie jest się zresztą w czym pogubić, ponieważ to w gruncie rzeczy prosta historyjka o zakutym w stal twardzielu, wybijającym sobie drogę przez hordy gangsterów czy innych najemników. Żeby było jasne: nie czynię z tego powodu autorom wyrzutów – wiedząc, że tworzą prostą, efektowną grę akcji, nie silili się na zbędną dramaturgię czy wydumane dylematy moralne. Miało być widowiskowo, lekkostrawnie oraz od czasu do czasu zabawnie i tak właśnie jest.
Teyon
Nacon
Kontynuacja początkowo wymaga nieco więcej od poprzedniczki. Założono, że odbiorca ma już wyrobione pewne nawyki i nieźle radzi sobie z obsługą zdolności bohatera. Od pierwszych minut na drodze RoboCopa stają więc wrogowie, którzy dawniej pchali się pod lufę dopiero w drugiej połowie przygody. Ponadto punkty umiejętności oraz modyfikacje broni zostały niemalże wyzerowane.
Teyon
Nacon
W rezultacie pierwsze godziny wymagają pewnej ostrożności, co dość nieprzyjemnie odbija się na wrażeniach z rozgrywki. Cała radość w "Rogue City" tkwiła wszak w prowadzeniu niepowstrzymanej maszyny śmierci, zaś tutaj na moment trzeba przystać na rolę ostrożnie wychylającego się zza węgła mięczaka. Szczęśliwie ten etap dość szybko dobiega końca, a kiedy bohater odzyskuje dawną moc, frajdę ponownie można kroić nożem.
Teyon
Nacon
Pod względem rozgrywki mamy do czynienia z niemal idealną kopią "Rogue City", co uważam za pozytywną wiadomość. Uwagę zwraca jedynie ciut większy nacisk na rozwałkę. Lwią część zabawy stanowią strzelaniny w korytarzowych lokacjach, swobodna eksploracja "na mieście" poszła zaś w odstawkę. Mnie to pasuje, bo choć wlepianie mandatów źle zaparkowanym wozom było całkiem zabawne, "chodzoną" część "Rogue City" traktowałem raczej jak przykry obowiązek.
Teyon
Nacon
Listę nowalijek zamyka kilka świeżych pukawek oraz możliwość wykonywania egzekucji we wskazanych miejscach. Blaszak potrafi np. wrzucić bandziora do zsypu na śmieci czy rąbnąć nim o skrzynkę z bezpiecznikami. Brzmi to lepiej niż sprawdza się w rzeczywistości, gdyż animacje wyglądają dość tandetnie, a do tego niepotrzebnie wybijają z rytmu.
Teyon
Nacon
Materiały reklamowe głośno zachwalały możliwość pokierowania Alexem Murphym sprzed przemiany w RoboCopa. Niestety z dużej chmury spadł w tym przypadku wyjątkowo mizerny deszcz. Takowy etap – sztuk jeden – trwa raptem kilka minut. W dodatku bez nadnaturalnych mocy blaszaka gra zamieniła się w zwyczajnego, średnio udanego shootera. Ponadto wrogowie przeżywający więcej niż trzy sekundy od wejścia na arenę, boleśnie unaocznili braki w kierującej nimi sztucznej inteligencji. Tyle dobrego, że nie wszystkie próby urozmaicenia zabawy (a jest ich co najmniej kilka) skończyły się fiaskiem, o czym przekonają się ci, którzy dotrwają do końcówki…
Teyon
Nacon
Bawiąc się na pececie wyposażonym w RTX-a 5080, i7-12700K oraz 32 GB RAM-u nie uświadczyłem poważniejszych problemów technicznych. Przy maksymalnych ustawieniach graficznych w rozdzielczości 3440 x 1440, produkcja utrzymywała grubo powyżej 100 klatek na sekundę bez potrzeby korzystania z upscalingu. Drobniutkie przycięcia zdarzały się tylko w chwilach, gdy doczytywano w tle kolejne fragmenty lokacji.
Teyon
Nacon
Gracze dość powszechnie narzekają wszelako na problemy z płynnością na konsolach, więc jeśli zamierzacie korzystać z takowych, powinniście mieć się na baczności. Podkreślam jednocześnie, że w tej kwestii bazuję wyłącznie na cudzych doniesieniach – moje osobiste wrażenia związane z wersją PC wypadają raczej pozytywnie. "Raczej", ponieważ odrobina uciążliwych drobiazgów mimo wszystko zepsuła mi humor. Mowa m.in. o pojedynczej wyprawie na pulpit, kamerze popadającej niekiedy w przedziwne harce podczas obrywania z "obrotówki" czy ciałach wrogów wtopionych w elementy otocznia.
Teyon
Nacon
Najkrócej rzecz ujmując, "Unfinished Business" oferuje po prostu więcej tego samego. Jeśli dobrze bawiliście się przy "Rogue City", nie ma co dzielić włosa na czworo, zwłaszcza że cena brzmi w moich uszach całkiem rozsądnie: na Steamie wydawca oczekuje trochę ponad 120 złotych. Nienajgorszej jak na 10 godzin rozgrywki w 2025 roku (Dla porównania ukończenie podstawki wyrwało mi z życiorysu jakieś 15 godzin.). Szkoda tylko, że rodzima bądź co bądź produkcja miewa problemy z polską wersją językową, strasząc od czasu do czasu nieprzetłumaczonymi fragmentami. Problemowi arcyłatwo zaradzić w łatkach, które zapewne trafią do sieci prędzej niż później, niemniej wyszło trochę niefortunnie.