Zimowy raj dla fanów koni

Do dyspozycji mamy całkiem spory, otwarty świat, ale trzeba być ostrożnym, podróżując po nim.
Gdy chodziłam do podstawówki, byłam koniarą i kupowałam magazyny o koniach. Czasem były do nich dołączane różne dodatki. Raz trafiła mi się właśnie ta gra. Byłam nią zachwycona, grałam całymi dniami, a czasem, jak były trudności, pomagała mi moja starsza siostra. Ostatnio, po latach, na nowo ją zainstalowałam i przeszłam w dwa dni. Czy wciąż mi się podoba i czy dobrze się zestarzała?

W "Stajni Marzeń: Zimowym Rajdzie" gracz wciela się w nastoletnią dziewczynę (niestety nie można grać inną płcią), która znalazła się na wyspie Jorvik, by pracować z końmi, trenować, zdobywać medale, a na koniec wygrać prestiżowy konkurs skoków przez przeszkody – Pokaz Koni Dietricha. Prócz tego pomaga mieszkańcom Jorvik.

Od początku gracz ma własnego konia, którego później można wymienić, kupując innego. Trzeba o niego dbać. Ma cztery paski potrzeb: wyczerpanie (kiedy za długo sprintuje i nie jest wytrzymały, pasek ten spada), czystość, głód i pragnienie. Nie umrze, jak będzie zaniedbany. Ja nawet go specjalnie nie karmiłam, by zobaczyć, co się stanie i nic. Bez jednej potrzeby może normalnie funkcjonować, natomiast przy dwóch nie może sprintować. Można spokojnie zaoszczędzić na sianie, choć to trochę brutalne nie karmić tego biednego, wirtualnego stworzenia.

Sterowanie nie jest skomplikowane, ale nawet gdyby ktoś miał problemy, to gra nie daje opcji zmienienia klawiszy. Nie można także grać na padzie ani nawet wybrać poziomu trudności. Gra jest łatwa, ale muszę przyznać, kilka razy miałam problemy, by zdobyć poszczególne medale i sam puchar na koniec. Oczywiście, nie jakieś wielkie. Nie ma opcji graficznych ani dźwiękowych, właściwie to w ogóle nawet nie ma funkcji "opcje". 

Do dyspozycji mamy całkiem spory, otwarty świat, ale trzeba być ostrożnym, podróżując po nim. Pamiętam, jak kiedyś utknęłam między górkami i nie mogłam wyjść. Byłam mała i bardzo się zestresowałam, tym bardziej że musiałam gdzieś jechać z rodzicami i wyłączyć grę, a jej nie można zapisać ot tak. Trzeba dojechać do wyznaczonych różowych punktów na mapie. Na szczęście ostatecznie udało mi się wydostać. Zapamiętać: nie robić sobie skrótów w górach, tylko korzystać wyłącznie ze ścieżek.

Prócz miejsc, gdzie można utknąć, trzeba także uważać na latającego konia. Nie, w tej grze nie ma pegazów, po prostu jeśli gracz źle skoczy, koń może się odbić od ziemi i wbrew wszystkim zasadom fizyki przelecieć jakiś kawałek. Często może się to skończyć sekundowym, czerwonym ekranem, który pokazuje się w śmiertelnych wypadkach. Nie wiążą się z nim żadne konsekwencje, w tej grze nie można zachorować ani się zabić.

Zadania od mieszkańców Jorvik też bywają nieporozumieniami. Na przykład w wiosce Cape Point znajduje się sklepik, a tuż przed nim kasjer, który prosi gracza, by ten obszedł dookoła jego malutki sklepik i znalazł dziurę. Jakby ten gość sam nie mógł zrobić kilka kroków. Cóż, wszystkie inne postacie w tej grze stoją całymi dniami jak posągi. Nie jedzą, nie śpią, nic nie robią. Nie mają chociażby animacji oddychania. Trochę przerażające. Wracając, kiedy gracz namierzy dziurę znajdującą się kilka kroków od tego chłopaka, dostaje zadanie, by zakryć ją deskami. Może jeszcze niech ta nasza nastolatka zatynkuje tę ścianę? Kolejną absurdalną sytuacją jest zadanie od rybaka. Chłop zapewne żyje z tego zawodu i dostaje za to pieniądze, ale to nam zleca obejrzenie, czy coś się złapało na wędki, a później przyniesienie mu tych zdobyczy.

Grafika nie jest najnowsza, ale zatrzymywałam się czasem w górach, by spojrzeć na widoki. Najpiękniej było wieczorami i nocami. Wszystko dookoła nabierało jeszcze lepszego klimatu. Szkoda, że zaraz wyskakiwał komunikat, by zapisać grę i iść spać. Nie miałam wyboru, bo po ciemku ciężko dostrzec przeszkody na torach. W tafli wody odbijał się świat, co szczególnie doceniam, bo kiedyś słyszałam, że umieszczenie lustra w grze nie jest takie proste. Modele postaci powtarzały się i nie wyglądały najlepiej. Soundtrack był tak piękny, że można by do niego płakać. Niestety mało jest tych piosenek i się powtarzają.

"Stajnia Marzeń: Zimowy Rajd" bardzo mi się podoba. Zapewne dzięki sentymentowi, ale i tak świetnie się bawiłam podczas tych dwóch dni. Polecam fanom koni. Teraz mam ochotę przejść na nowo inne części "Stajni Marzeń", bo wszystkie je posiadam i mam dużo wolnego czasu.
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?