Recenzja gry PS5

Tales of Arise (2021)
Hirokazu Kagawa
Shino Shimoji

Wojna akwarelą malowana

Seria Tales obchodzi w tym roku dwudzieste szóste urodziny. Pomimo wspaniałej biblioteki dostępnych tytułów, zawsze odnosiłam wrażenie, że marka ta zawsze traktowana była nieco po macoszemu i we
"Tales of Arise" - recenzja
Seria Tales obchodzi w tym roku dwudzieste szóste urodziny. Pomimo wspaniałej biblioteki dostępnych tytułów, zawsze odnosiłam wrażenie, że marka ta zawsze traktowana była nieco po macoszemu i we wszelkich rankingach musiała oddać pola kolejnym Finalom lub Dragon Questom. Talesy potrzebowały rewolucji, wprowadzenia nowych rozwiązań, atrakcyjniejszego wyglądu i większej ilości wybuchów. Yusuke Tomizawa, jeden z producentów "Tales of Arise" zapowiedział, że gra ta ma stanowić nowe otwarcie dla serii, która do tej pory ślizgała się po utartych, bezpiecznych ścieżkach.


I tak faktycznie jest, bo najnowsze dziecko Bandai Namco Studios zachwyca od pierwszych minut. Twórcy odrzucili dotychczasowe przyzwyczajenia, próbując nie tylko wycisnąć wszystko, co najlepsze z Unreal Engine 4, ale korzystając też z tzw. Atmospheric Shadera. Priorytetem studia było stworzenie zapierającej dech w piersiach gry, która jednocześnie nie będzie szła w nadmierny realizm. Dążenie do realizacji tego pomysłu zaowocowało stworzeniem wizualiów przywodzących na myśl ciepłe, akwarelowe widoczki. 


W opozycji do tych baśniowych, nieco sennych pejzaży stoją wyraziste, pełne detali postacie. Każdy element wyposażenia został zaprojektowany z wyjątkową pieczołowitością co sprawia, że żonglowanie dostępnymi strojami i obserwowanie bohaterów sprawia wyjątkową radość. Prowadzi to czasem do małych absurdów, gdyż większość scenek generowanych jest w czasie rzeczywistym. Trudno więc poważnie traktować dramaty rozgrywające się na ekranie, gdy cała drużyna paraduje w strojach plażowych, śmiesznych okularkach i niemalże klaunich nosach.


Przebudowaniu uległ też system walki. Każda kolejna część Talesów próbowała tworzyć własną wariację na temat posługiwania się Artesami i Mystic Artesami – ruchami, na których opieramy swoje działania. Nie wszystkie rozwiązania były trafione, część z nich powodowała narastającą u graczy frustrację. Na szczęście, "Arise" robi wszystko tak jak trzeba. Gdy prowadzimy tylko protagonistę sprawy mają się lekko i przyjemnie. Jednakże, wraz z poznawaniem kolejnych towarzyszy gra dokłada do kociołka walki kolejne elementy, na które trzeba mieć baczenie. 


Wrogowie zaczynają rzucać magię? Proszę, oto samouczek, który powie ci co i jak. Tak wiem, samouczki są dla słabych i nie są nikomu potrzebne. Tym bardziej cieszy fakt, że tutaj nie sprawiają one wrażenia wrzuconych na siłę, dzięki czemu dokładanie elementów, na które musimy zwracać uwagę podczas grania nie jest tak uciążliwe. Nasi towarzysze nie są tylko tłem a ich rola nie ogranicza się do bycia durną AI. Bez ich faktycznego udziału każda walka będzie trwała zdecydowanie dłużej niż powinna. Umiejętności kompanów są nie tylko efektywne, ale i efektowne. Widać tu mocną szkołę Michaela Baya – zagęszczenie wybuchów i spektakularnych akcji na metr kwadratowy niejednokrotnie wywala poza skalę. I nawet oglądanie tej samej animacji po raz setny niezbyt mnie wynudziło, bo dzięki zastosowanemu silnikowi ekranowa rozpierducha wygląda obłędnie! Wszystko to w sześćdziesięciu klatkach, które nie gubią się nawet w trakcie najbardziej szalonych akcji.


Za nowym silnikiem poszła również nowa, brutalniejsza i bardziej wymowna w przekazie historia. Punktem wyjścia jest konflikt dwóch nacji – Rena i Dahna. Ta pierwsza wyraźnie góruje nad drugą i przy pomocy zaawansowanej technologii wykorzystuje nie tylko mieszkańców podbitej planety, ale garściami czerpie z jej zasobów naturalnych. Od czasu do czasu eskalują lokalne konflikty, w których podbita ludność próbuje zerwać okowy oprawców. W trakcie jednego z takich powstań łączą się losy Alphena, noszącego żelazną maskę niewolnika z Dahny oraz Shionne, obarczonej tajemniczą klątwą dziewczyny z Rena. Ich znajomość, początkowo szorstka i czysto koniunkturalna, z biegiem czasu przerodzi się w coś więcej. Jeśli z sympatią wspominacie relację Milli i Jude’a z "Tales of Xillia", obserwowanie perypetii protagonistów "Arise" powinno sprawić wam dużo radości. 


Gra uderza w mocne tony, poruszając takie kwestie, jak niewolnictwo, dyskryminacja rasowa, czy też ludobójstwo. Wydarzenia na ekranie nieraz ściskały mnie za gardło i miejscami bałam się, że może dojść do typowego dla gatunku rozbijania poważnych tematów przez głupawe scenki pokroju podglądania bielizny towarzyszek. Na szczęście balans pomiędzy powagą a dobrym humorem został zachowany i podczas swojej przygody z grą ani razu nie czułam się wybita ze stworzonej przez grę atmosfery.

Bohaterowie aktywnie komentują wydarzenia, których byli świadkami. Bandai Namco przygotowało ponad trzysta scenek. Te tzw. skity podtrzymują obecną w serii tradycję prezentowania relacji panujących między towarzyszami. Nasza ekipa dywaguje na temat zwiedzanych przez siebie miejscówek, rozgrywających się w tle konfliktów, spożytych posiłków, czy też motywacji, które doprowadziły ich do miejsca, w którym się aktualnie znajdują. 


A będzie o czym opowiadać, gdyż zwiedzane krainy, pomimo korytarzowej budowy, zachwycają pięknymi widokami, pejzażami i zachęcają do gruntownego sprawdzenia każdego kąta. Na graczy czekają poukrywane skrzynie, składniki do robienia szamki, czy też wreszcie urocze sówki wyrwane z magicznego sowiego królestwa. Szkoda tylko, że nie postawiono na większe, bardziej otwarte lokacje i wciąż miejsca, które mogłyby naturalnie po sobie następować przedzielone są ekranami ładowania.

Plejada fantastycznych bohaterów, intrygująca historia i graficzne odświeżenie marki sprawiły, że "Tales of Arise" szturmem wdarło się na listę gier, które w tym roku będę wspominała szczególnie dobrze. W obliczu posuchy panującej na rynku jrpg, sięgnięcie po najnowszy tytuł od Bandai Namco Studios wydaje się być naturalną koleją rzeczy. Zwłaszcza, że od premiery ostatniej gry z serii minęło pięć lat a poczynione w najnowszej odsłonie zmiany są spektakularnym krokiem w rozwoju marki.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones