Dym i lustra

Jak ona się nazywa? Ferrera? Pewnie imigrantka. Profiler pokazuje, że pani Ferrera najczęściej wyszukuje słowo "śmierć". Zadzwonić w jej imieniu na telefon zaufania? Podejść i pomóc?
Jak ona się nazywa? Ferrera? Pewnie imigrantka. Profiler pokazuje, że pani Ferrera najczęściej wyszukuje słowo "śmierć". Zadzwonić w jej imieniu na telefon zaufania? Podejść i pomóc? Niekoniecznie. Pani Ferrera ma na koncie półtora tysiąca dolców. Zapewne nie będzie ich już potrzebować. Takie właśnie jest "Watch_Dogs". Obiecuje sporo w temacie wolności, ale spełnia tylko część pokładanych w nim nadziei.



Aiden Pearce jest wściekły. A w zasadzie powinien być wściekły, gdyż w wyniku zamachu zginęła jego sześcioletnia siostrzenica. Pearce powinien ziać nienawiścią, bo przyjaciele okazują się wrogami, najbliższa rodzina niekoniecznie akceptuje jego prywatną krucjatę, a nad wszystkim unosi odór CtOS, centralnego systemu operacyjnego, który kontroluje całe Chicago. CtOS wie, czego szukasz w przeglądarce, jaki masz stan konta, czy lubisz ostre porno oraz kiedy zamierzasz zaatakować bezbronną staruszkę. Ale nawet jeśli Aiden Pearce bywa zły, to nie daje tego po sobie poznać. Podobnie zresztą jak inne (może poza niejakim T-Bone) postaci z "Watch_Dogs". Trudno uwierzyć, że po tak fantastycznie nakreślonych charakterach jak bohaterowie ostatnich odsłon "Assassin's Creed" czy kultowy już Vaas z "Far Cry 3" Ubisoft Montreal stworzył w "Watch_Dogs" obsadę o emocjach parapetowego geranium. 



Oczywiście osnowa fabularna to nic oryginalnego. Prosta historia zemsty. A jednak można ją przedstawić z przytupem albo tak jak w "Watch_Dogs". Bez specjalnego polotu i wkręcania gracza w zawiłości niestałych aliansów technoświata Chicago. Szkoda, bo otwarcie gry i pierwszy kontakt z CtOS, pierwsze ucieczki przed policją czy hakowanie wrogich instalacji ma bardzo przyjemny neo-noirowy szlif. To uczucie szybko zastąpione zostaje przez znużenie podczas bardzo intensywnych walk z falami wrogów.

Ale "Watch_Dogs" to nie tylko miałka fabuła. W grze znajdziemy sporo rzeczy do zabawy, choć nie wszystkie stoją na tym samym poziomie. Przede wszystkim widać jak na dłoni, że Ubisoft wciąż cyzeluje swoje podejście do otwartych gier. Kto pamięta ich wczesne próby wciągnięcia graczy w świat i jak mało bogate w szczegóły były pierwsze kroki Ubisoftu Montreal, ten doceni niewątpliwy progres. Chicago pełne jest rzeczy do zrobienia. Poza oczywistymi misjami, czyli tymi z kampanii, co rusz brzęczy nasz smart fon, informując o kolejnych zadaniach pobocznych. Część z nich należy do klasyki. Ot, załatwienie konwoju, odprowadzenie stosownego auta na z góry ustalone miejsce... Ale są też smaczki, które wprowadzają elementy wirtualnej rzeczywistości w skąpane w deszczu chicagowskie ulice. Możemy postrzelać do kolorowych obcych w wirtualnym shooterze albo... zagrać w survival horror. Ten cyfrowy odlot pod tytułem "Alone" to swoista gra w grze, o klimacie nieraz mocniejszym niż samo "Watch_Dogs". A zadanie jest niby proste: skradamy się pomiędzy psychodelicznymi robotami i oświetlamy kolejne dzielnice w alternatywnej wersji Chicago.



Głównym narzędziem pracy Aidena jest smartfon, a konkretnie aplikacja Profiler. To dzięki niemu dowiemy się, że ktoś ma czerniaka, ktoś inny – fiksację na punkcie samobójstwa, a facet pijący kawę to seksualny perwers. Do niektórych osób możemy się włamać przez ich urządzenia elektroniczne i wydoić pieniądze z ich konta. Te przydają się czasem, gdy musimy dokupić komponenty do tworzenia ajdików (bomb) i granatów. Poza tym to raczej gromadzenie dla samego gromadzenia.



Smartfon pełni też bardzo ważną funkcję podczas nieuniknionych pościgów i ucieczek. Im więcej zdolności Aidena rozwiniemy, tym lepiej opanowujemy włamywanie się do CtOS. Dajmy na to: goni nas cały kordon policji i, jakby tego było mało, helikopter. Ruszamy w kierunku któregoś z licznych mostów i tuż przed tym, gdy nań wjeżdżamy, zdalnie podnosimy połówki mostu. Większość gliniarzy zostanie po tamtej stronie, a my próbujemy oddalić się w miarę cicho z miejsca pościgu. Możemy też kombinować z sygnalizacją świetlną, wysadzać skrzynki przekaźnikowe, studzienki kanalizacyjne czy wreszcie – powodować chwilowe zaciemnienie części miasta. Na plus trzeba oddać to, że przed policją ucieka się tu znacznie trudniej niż w innych sandboksach. Z reguły nawet gdy zwiejemy im z pola widzenia, często uruchamia się automatyczny skan CtOS i musimy unikać pojawiających się na mapie żółtych okręgów. Taki zabieg wprowadza dodatkową dynamikę do jazdy po mieście.



Inną, równie ważną porcją gry są strzelaniny. To trochę przykre, gdyż Aiden nie wygląda na zakapiora w stylu B.J. Blazkowicza. A jednak mimo cichego, hakerskiego podejścia nasz protagonista nie ma problemu z tym, by wyciągnąć zza pazuchy ciężki karabin maszynowy... Niektóre strzelaniny przybierają cokolwiek groteskowe rozmiary, zwłaszcza gdy na pole walki wjeżdża kilka samochodów pełnych opancerzonych żołnierzy. I jeden z nich natychmiast zaczyna wzywać posiłki...



Na szczęście większość potencjalnych rzezi da się załatwić w stosunkowo cichy sposób. I tu wychodzi na wierzch najlepszy element hakowania w grze, czyli kamery i wybuchowe elementy środowiska. Gdy rozwiniemy już zdolności Aidena, możemy zacząć się bawić. Przykłady? Gdy chcemy dostać się do jednej z serwerowni CtOS, która na minimapie zaznaczona jest na czerwono, co oznacza, że musimy się ukrywać, stajemy grzecznie przed bramą i za pomocą smartfona podłączamy się do jednej z kamer. Najpierw, przeskakując pomiędzy kamerami, obserwujemy, ilu wrogów krąży po okolicy. A potem zaczyna się zabawa. Ktoś stoi obok stacji przekaźnikowej? Wysadzamy. Innemu panu w tajemniczy sposób odpalą się materiały wybuchowe. I tak aż do wyczerpania opcji. Na koniec spokojnie wchodzimy na teren i dobijamy resztki. Cudowne i w ogóle się nie nudzi.

Nieco gorzej wygląda multiplayer niejako wpisany w granie samemu. Od czasu do czasu zdarza się, że nie możemy odpalić misji bądź przerywamy grę, gdyż inny gracz próbuje zhakować naszego bohatera. Zaczyna się wtedy poszukiwanie tegoż wroga, co sprowadza się do tego, że biegamy jak debil po okolicy i skanujemy ludzi, by znaleźć hakera. Ten ucieka, a my musimy go zabić. Byłoby to całkiem sympatyczne, gdyby nie wyrywało z gry jako takiej.

Ścieżka dźwiękowa jest całkiem niezła, choć nieco za mało tu znanych czy po prostu dobrych utworów. Dostajemy nieszczególny miks rapu, rocka i elektroniki. Znacznie lepiej prezentuje się oprawa dźwiękowa zaprojektowana na potrzeby niektórych fragmentów misji. Wtedy przygrywają naprawdę dobre, instrumentalne kawałki.

Na PlayStation 4 "Watch_Dogs" prezentuje się nie najgorzej. Niestety, standardy w tym segmencie ustanawia Rockstar i jego ostatnie "GTA V". To niepokojące, że na PS4 "Watch_Dogs" wygląda niewiele lepiej niż ostatnia część "GTA" na PS3. Na szczęście zaprojektowanie miasta i poszczególnych misji nieco nadrabiają te straty.



"Watch_Dogs" to gra, która sprawia niemałe trudności w ocenie. Z jednej strony widać bowiem, że przez ostatnie lata Ubisoft nauczył się robić naprawdę gęste i pełne treści sandboksy. Z drugiej zaś – gra cierpi na brak wyrazistych bohaterów i sprawnie napisanej historii. To raczej rzecz dla tzw. treściowców. Ci zdecydowanie będą zachwyceni. Misje od strony technicznej są zrealizowane naprawdę nieźle, tak samo wszędobylskie włamywanie się do systemów kamer. Jeśli jednak jesteście wielbicielami soczystych historii, "Watch_Dogs" nie zaspokoi Waszych oczekiwań. Nadal jednak jest to gra, którą warto się zainteresować, choćby ze względu na fenomenalne sposoby załatwiania wrogów za pomocą różnych elektronicznych zabawek.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones