Recenzja serialu

Poker Face (2023)
Rian Johnson
Iain B. MacDonald
Natasha Lyonne

Wyczytała: Morderstwo

Rian Johnson zagrał tu mocną i ryzykowną kartą. Nie tylko obdarza bohaterkę supercechą, pozwalającą jej wiedzieć więcej niż pozostałe postaci, lecz także wyposaża w dodatkową wiedzę nas, widzów,
Wyczytała: Morderstwo
źródło: Materiały prasowe
Grana przez Natashę Lyonne Charlie jest mistrzynią czytania. Z każdej twarzy potrafi wyczytać, czy to, co mówi dana osoba, jest kłamstwem, czy prawdą. Ta nadprzyrodzona zdolność – tyleż pomocna, co kłopotliwa - stoi u podstaw konceptu "Poker Face". Mogłoby się wydawać, że ów prosty pomysł wpędzi serial Riana Johnsona w pułapkę niewiarygodności i umowności. Ale o dziwo wychylający się nierzadko z czarnego humoru dramatyzm i zakotwiczenie w rzeczywistości na tym nie tracą. Więcej, dzięki temu, kryminalne historie, w które wplątuje się Charlie, są zachwycająco wręcz wykoncypowane i osobliwe, a przede wszystkim przewrotne.

Ale od początku… Ginie przyjaciółka Charlie, a bohaterka dzięki swojej wyjątkowej umiejętności dowiaduje się, że śmierć ta nie była dziełem przypadku. Demaskując prawdziwych morderców, zadziera ze swoim dawnym pracodawcą z kasyna, wskutek czego, przez kolejne miesiące zmuszona jest do ukrywania się przed ścigającym ją gangsterem. Charlie staje się nomadką, niepostrzeżenie poruszającą się po środkowym południu Stanów Zjednoczonych, imająca się różnych "niewidzialnych" prac. I tu zaczyna się prawdziwa zabawa. Bezceremonialna protagonistka bowiem w każdym odcinku dziwnym zbiegiem okoliczności natrafia na śmiertelny wypadek, a wspomniany dar, nieoczywista empatia oraz łut szczęścia podpowiadają jej, że ktoś temu wypadkowi pomógł i każą jej rozwiązać kryminalną zagadkę.



Rian Johnson zagrał tu mocną i ryzykowną kartą. Nie tylko obdarza bohaterkę supercechą, pozwalającą jej wiedzieć więcej niż pozostałe postaci, lecz także wyposaża w dodatkową wiedzę nas, widzów, prezentując w obszernym prologu każdego odcinka okoliczności "morderstwa tygodnia" w konwencji odwróconej tajemnicy. Sowy jednak nie są tym, czym się wydają, a wiedzieć, że ktoś kłamie, to nie to samo, co znać prawdę. Z trudem znajduję słowa, jak wielką frajdę sprawiało mi cotygodniowe odkrywanie wraz z mimowolną śledczą Charlie prawdziwych motywów zabójstw i towarzyszących im fabularnych meandrów. Ci, którzy oglądali "Na noże", dobrze wiedzą, co mam na myśli. "Poker Face" może zresztą iść ramię w ramię z Johnsonowskim hołdem dla Agathy Christie. To również wysokich ambicji czarna komedia kryminalna z satyrycznym zacięciem i pociągiem do estetyki retro. Z tym, że wmieszany w intrygę autsajder to nie dystyngowany intelektualista i zawodowy detektyw Benoit Blanc, tylko wyluzowana abnegatka, która widząc, że ktoś kłamie, odruchowo rzuca pod nosem: "gówno prawda!".

Obecność Natashy Lyonne to oczywiście jedna z największych zalet serialu, a z racji, że jest to moje pierwsze ekranowe spotkanie z tą aktorką, zachwyt nad jej licznymi idiosynkrazjami i dziko rozbawiającą charyzmą był naprawdę szczery i ogromny. Już sama konstrukcja postaci i dynamiki jej relacji z otoczeniem stanowi pokaźne źródło humoru. Charlie nie jest przecież ani detektywką, ani policjantką. Więcej, jako kobieta z przeszłością, unika organów ścigania jak ognia, a jednocześnie, odkrywając kolejne morderstwa, wciąż mimowolnie staje się prowadzącą śledztwo. W jednym z odcinków otrzymuje nawet propozycję pracy w FBI. W końcu atrybuty, w które została wyposażona odsyłają ją do figury "policjanta na tropie" – w swoim starym aucie, w czapce z daszkiem i awiatorkach, z papierosem w ustach i potarganymi włosami mogłaby zastąpić porucznika Columbo czy innego nieoczywistego stróża prawa w serialu sprzed paru dekad. 



Humorystyczna aura unosząca się nad bohaterką Lyonne nie wynika jednak tylko z tych ironicznych zbiegów okoliczności. Charlie jest chodzącym slapstickiem. Skrzeczący, niefinezyjny głos to połowa jej komediowej persony. Nie pamiętam, kiedy – może poza Jennifer Coolidge w "Białym Lotosie" – czyjaś barwa głosu tak doskonale dopełniała postać. Jest to bowiem głos irytujący, świdrujący, który chciałoby się zbyć, jednak czupurna i bezpośrednia protagonistka zbyć się nie daje. Jej ciało, nieco niezdarne i mające w poważaniu konwenanse, wściubia się wszędzie tam, gdzie czai się rozwiązanie kryminalnej zagadki. Mistrzowską choreografię niezręczności Lyonne zaprezentowała w odcinku szóstym, rozgrywającym się w dużej mierze w teatrze, gdy jej Charlie meandruje między sceną a kulisami, próbując przekazać ważną informację aktorom, zakłócając tym samym przedstawienie.

Imponująco przedstawia się też w "Poker Face" lista gościnnych występów, zwłaszcza kobiecych. Judith Light, Ellen Barkin, Cherry Jones, Hong Chau czy Chloë Sevigny – większość z nich gra tu na życiówce, a inscenizacyjny perfekcjonizm i precyzyjny scenariusz Johnsona sprawiają, że wszystko działa jak dobrze naoliwiona maszyna. Kiedy trzeba, serial chwyta za gardło nagłą przewrotką, każdy z precyzyjnie rozmieszczonych gagów to strzał w dziesiątkę, a wszystkie tonalne kontrapunkty wydają się być na swoim miejscu. Nawet poszlaki, które każdorazowo inicjują lub finalizują śledztwo Charlie – nieusunięte zdjęcie w chmurze, kawałek żwiru czy chodząca po głowie melodia – są pieczołowicie wplecione w narrację. I choć ich sherlockowość balansuje na granicy pastiszu, Johnson i jego współpracownicy, mimo że ciągle podkręcają niezwykłe koincydencje, i nie pozwalają sobie na zbyt dużą zgrywę i rozluźnienie, wyostrzając raczej satyryczny wymiar historii morderców zapatrzonych we własną pychę i przebiegłość.



Zaczynając oglądać "Poker Face" byłem pewien, że wyznaczona w pilocie główna oś fabularna, osnuta wokół ucieczki Charlie przed złolami, będzie tym, co wciągnie mnie najbardziej i zatrzyma w oczekiwaniu na finał historii. Paradoksalnie jednak – choć nie przepadam za serialami pomyślanymi jako zamknięte historie uspójnione głównym bohaterem lub wspólnym mianownikiem fabularnym – w największym stopniu zachwycił mnie niemal proceduralny rys poszczególnych odcinków. Prawie każdy z nich to pełne reżyserskiej dezynwoltury małe arcydzieło średniego metrażu, które najlepiej smakuje w niedużych dawkach, optymalnie, jako cotygodniowy rarytas.
1 10
Moja ocena serialu:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones