Recenzja serialu

The Event: Zdarzenie (2010)
Jeffrey Reiner
John Badham
Jason Ritter
Sarah Roemer

Serialowy rollercoaster

Na "The Event" trafiłem dzięki Sarze Roemer, którą kiedyś zobaczyłem w nic nie znaczącym filmie "Rzeźbiarz", a po którym chciałem, by owa panna została moją żoną. Co prawda, w trakcie oglądania
Na "The Event" trafiłem dzięki Sarze Roemer, którą kiedyś zobaczyłem w nic nie znaczącym filmie "Rzeźbiarz", a po którym chciałem, by owa panna została moją żoną. Co prawda, w trakcie oglądania serialu już mi się odwidziało (za to pojawiła się konkurencja - Taylor Cole), ale i tak pannie Roemer - w tej sytuacji, już zamiast propozycji matrymonialnej - powinienem wysłać co najmniej jakieś podziękowania, za to, że skierowała mnie na ciekawą pozycję. Nie o pięknych i powabnych kobietach będzie tu jednak mowa, gdyż w przypadku "The Event" można pisać o czymś znacznie ciekawszym.

Od razu zaznaczę, że nie mam zamiaru pudrować serialu i pisać o nim jako o czymś, czym nie jest. Nie mam zamiaru również udawać, że odczuwam jakiś wstręt do typowego amerykańskiego kina - a piszę o tym nie bez przyczyny, gdyż taki z całym swoim komercyjnym zapleczem, "polityczną poprawnością" i utartymi schematami jest właśnie "The Event".

Nie jestem jednak w stanie odmówić serialowi pewnego fenomenalnego przymiotu - utrzymywania widza w ciągłym, praktycznie nieustającym napięciu. Pod tym względem naprawdę mało co dorównuje "The Event" - pod warunkiem oczywiście, że w pełni zaakceptujemy jego konwencję. Emocje nie stygną tu nawet na sekundę, sytuacja zmienia się jak w kalejdoskopie, co chwila dzieje się coś ciekawego, a akcja pędzi tak szybko, że aż trudno uwierzyć, że scenariusz trzyma się kupy i gdzieś tam po drodze nie rozlatuje się na drobne, nielogiczne kawałeczki. Ci, którzy dadzą się porwać temu szaleńczemu tempu, w ostatnich odcinkach przesiądą się na najszybszy serialowy rollercoaster jaki istnieje. Na całe szczęście bez obawy o złamanie kręgosłupa.

Efekt taki - co jeszcze raz podkreślę, jest zaletą - osiągnięto dzięki dość dobrze prowadzonym wątkom i ich odpowiednim "zazębianiu" we właściwym czasie, ale przede wszystkim dzięki umiejętnej kontroli nad perspektywą widza, sterowaną poprzez nagłe, przeciwstawne zmiany położenia głównych bohaterów. Nie ma tu jednak zbędnego naciągania fabularnego. Cały koncept fabularny zmienia się o sto osiemdziesiąt stopni z reguły na wskutek pojedynczego, ogromnie ważnego wydarzenia diametralnie wpływającego na relacje bohaterów i ich ocenę, ale wydarzenia logicznego, naturalnie wkomponowanego w historię. To właśnie takie zagrywki pozwoliły temu tasiemcowi utrzymać szaleńczą konwencję bez większego skutku ubocznego dla logiki historii.

By jednak zbytnio nie wybielać i pozostać sprawiedliwym, twórcy miejscami musieli posłużyć się drobnymi nadinterpretacjami i wprowadzić widza na minę logiczną, a co wpisuje się właśnie w wspomnianą na początku estetykę amerykańskiej papki. Jednak nie są to sytuacje nagminne, właściwie tak rzadkie, że śmiało można przymknąć oko, choć nie wykluczone, że w tym zawrotnym tempie coś większego niżej podpisanemu umknęło.

Szkoda tylko, że od strony artystycznej "The Event" nie został dopieszczony i prezentuje się po prostu średnio. Aktorzy, za wyjątkiem kilku starszych panów - dość przeciętnie, na prawdziwe wyróżnienie zasłużyła chyba tylko Virginia Madsen w epizodycznej roli pani senator. Zdjęcia - standard, muzyki nikt nie zapamięta, a ograniczony budżet nie pozwolił na wyeksponowanie kilku scen na poziomie amerykańskich superprodukcji, a o co czasem aż się prosiło.

Mimo że może nie wypada w takim miejscu, parafrazując Szekspira: "Oglądać, nie oglądać?". Jeśli tylko nie mamy wstrętu do amerykańskiego kina tylko dlatego, że jest amerykańskie, to jak najbardziej oglądać.
1 10
Moja ocena serialu:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones