Pierwszy odcinek w którym nie było śmiechów. Ogólnie jeden z najgorszych odcinków w historii
serialu. 0/10
No nie jest jakoś szczególnie zabawny, choć jest parę momencików. Np. jak Kopczyński kupuje u Malinowskiej flaki w obecności Badury... Malinowska milutka jak cholera...
no to teraz nie będziesz wiedział, kiedy masz się roześmiać.
pewnie dlatego "najgorszy w historii, 0/10"
Nie jest to jakiś wybitny odcinek, ale mi się podobał. Świetne były koncepcje: cudze chwalicie, swego nie znacie oraz wizerunku Polaka w kontekście wypowiedzi Halinki o Ferdku - spracowany, czasem przepity. Fajne było wyprowadzenie akcji daleko za kamienicę - szkoda, że nie z jakimiś naturalnymi krajobrazami i brak podkładanego śmiechu - podoba mi się takie odchodzenie od śmiechowiska. Kilka rzeczy mi się jednak nie podobało - ciągłe używanie tych samych motywów - tekstów, lekka krytyka prawicy, tradycji czy Kościoła - to już zgrana i nudna karta, twórcy mogliby pokusić się o krytykę rządzących czy lewej strony sceny politycznej, nie podobało mi się też emanowanie seksualnością również z lekkim liberalno-lewicowym odchyleniem - ta sfera, podobnie jak wcześniejsza wspomniane są często używanymi zapchajdziurami, oraz schematyczność - można sobie czasem odpuścić, niekoniecznie ciekawe rodzinne obiadki, wizyty na śmiecisku czy w sklepie - każda postać nie musi być w każdym odcinku, no może poza Ferdkiem i Haliną. Z innej strony - fajny był motyw Murzyna - Amerykanina - aż szkoda, że taki krótki. Ogółem, pomysł na odcinek dobry, realizacja mogłaby być jednak trochę lepsza. Jak dotąd seria bardzo dobra, chociaż trochę słabsza od 2 poprzednich,