jest zaletą. Średnia ocena tego miniserialu jest zaniżona, to naprawdę świetny kawałek kina domowego.
Rozumiem osoby, które są rozczarowane, bo chciałyby wszystko z metką Christie tak jak u Christie, ale odsuwając problem za luźnej adaptacji na bok - efekt jest po prostu hipnotyzujący.
Ujęcia, zbliżenia, kostiumy, gra aktorska absolutnie całej obsady, budowanie klimatu - coś pięknego!
Wrażenia trochę jakbym oglądała spokojny spin-off Peaky Blinders: zdjęcia, gra aktorów na poziomie 10/10, dopracowane kostiumy i scenografia, nawet lokacje się niekiedy pokrywają. Różnica to charakterystyczna ścieżka dźwiękowa, chociaż i w ABC muzyka ma swój ciężar w pozytywnym sensie, niesie emocje, nie żadna muzyczka do windy.
Obejrzałam przyklejona do ekranu, ostatnie kwadranse wręcz prawie z zapartym tchem, kryminały bywają takie sztampowe, a ten był po prostu emocjonalnie poruszający.
Jeśli ktoś lubi nastrojowe, nieco mroczne filmy kostiumowe i postaci które wręcz buzują złożonością i nieoczywistością, zdecydowanie powinien obejrzeć te piękne trzy odcineczki.
W tej adaptacji właśnie ta szarość, ciężar i wręcz brak jakiegokolwiek uśmiechu sprawiają, że ten angielski klimat jest tutaj ideałem, który dopełnia dobry, bądź co bądź, serial. Suchet, czy Ustinov co chwila grzecznie i życzliwie się uśmiechali, byli grzeczni, a tutaj mamy wersje Poirot już poza swoją świetnością, widać, że wszystkie najlepsze sprawy już rozwiązał, a gdy zjawia się nowa, jest pełen wewnętrznej ekscytacji i niepokoju. Jednak jest oschły, zmierzły, lekko gburowaty, a jego szare komórki pracują, mimo że o tym co chwila nie wspomina. Chyba w ogóle o tym nie mówi, w ogóle mało mówi - patrzy, obserwuje, rozmyśla.