Cały sezon jest gęsto utkany i nie pozostawia widza obojętnym. Co robi Wendt na wolności?
Jednak Wendt nie poniósł odpowiedzialności za morderstwo Bendy?
To jest odcinek kretyński, według najgorszych wzorców "idiot plot". Bohaterka co akurat potrzebuje, to znajduje pod ręką, w co nie strzeli, to trafi (choć strzelać w zasadzie nie umie), gdzie nie wlezie, to spotka właściwych ludzi i w ogóle radzi sobie lepiej niż Rambo skrzyżowany z Holmesem. Z przykrością muszę stwierdzić (bo w następnych odcinkach to się ciągnie), że scenarzyści od genialnego klimatu i realizmu skręcili w stronę serialowej sztampy i schematu: krokodyla, co to kogoś niby pożarł, ale jednak nie, siostry-bliźniaczki niewidzianej od urodzenia itp.
Broń akurat przynieśli policjanci. Nie mniej, co do umiejętności strzeleckich, to się zgodzę. Lotte strzelała na odległość kilkunastu metrów, w tych warunkach celowe trafienie w nogę rzeczywiście wymaga kwalifikacji. Inną kwestią jest sposób przeładowywania parabelki i pojemność magazynka, znane pannie Ritter. No chyba, że szkolili ją poza kamerą podczas pracy w policji.
Ale czy tych "cudownych zbiegów okoliczności" nie przebija w ostatnim odcinku zrzut dokumentów Reichswehry na spadochronie prosto pod nogi oczekujących. To dopiero cud. Zgranie w czasie przelotu sterowca (który przebywa trasę jak pociąg DB po szynach i nie straszny mu wiatr), przewidywania pogody (poprawka na wiatr i prędkość początkową oraz kierunek lotu w chwili wyrzutu - Ma-Lo z pewnością z fizyki i matematyki miała na maturze celująco) oraz nocnej orientacji w terenie doktor Völcker (pewnie była kiedyś harcerką),
I dlatego napisałem, że "w następnych odcinkach to się ciągnie". Ona przeprowadza tę akcję w sterowcu, choć dopiero co leżała w szpitalu po ciężkim postrzale.