do ostatniego odcinka kibicowałem Jessemu, ale...
"What man works with DEA? No man."
Walt, dlaczego muszę znów polubić cię na samym końcu?
Walt, lubie czarne charaktery, a jeszcze bardziej bym go szanował jakby nie zachowywał sie jak ciota (Te okrzyki w 5x13 no końcu, ja bym sie na jego miejscu cieszył że ktoś mi tyłek przyjechał uratować i czekałbym aż sprzątną Hanka Steve'a i Pinkmana)
Ale sęk w tym, że Walter naprawdę nie jest taki zły, żeby cieszyć się że ktoś zaraz zabije jego szwagra, no luuuuudzie...
Tylko ten szwagier bez mrugnięcia okiem chce udupić Walta i pewnie zabiłby go gdyby mógł
Oczywiście :) Co wcale nie oznacza, że Walter to gnida mogąca bez mrugnięcia okiem wykasować członka rodziny ;)
Oglądając ostatni odcinek przyłapałam się na tym, że kibicuje Jessiemu. Chociaż zazwyczaj to on mnie irytował w poprzednich sezonach.
Na trzy odcinki przed zakończeniem serialu, sama już nie wiem. Wszyscy bohaterowie budzą we mnie sprzeczne emocje, w każdym coś mnie odpycha, a jednocześnie nie chciałabym żeby ktoś poniósł zupełną klęskę. Gdybym jednak musiała się za kimś opowiedzieć, to byłby to Jesse. Ze względu na, jak już ktoś napisał, resztki człowieczeństwa. I za wszystkie sceny, w których dostawałam przez niego ataków śmiechu ;)
Oczywiście za Walterem. To inteligenty, pomysłowy i charyzmatyczny człowiek, a Jesse to zwykły ćpun i donosiciel.