Strasznie mnie zawiedli. Pierwsze cztery odcinki są tak bezbarwne, że szkoda gadać. Nie widać chemii między bohaterami. 5 odcinek dawał nadzieję ale potem znowu wszystko siadło. Co to za pomysł z ujawnieniem personaliów lady Whitledown? Ostatni odcinek miał wydźwięk zakończenia całego serialu. Główna intryga została rozwikłana więc nie bardzo wiem na czym ma się skupi następny sezon. Jedyne co mogłoby teraz uratować serial to historia o Eloise ale scenarzyści postanowili wysłać tę postać na Szkockie zadupie.... Tragedia. Kolejny koszmarny pomysł to wątek Benedykta i jego miłosne orgie w trójkącie- pytam się po co to, na co? Nie ma to kompletnie związku z rozwojem tej postaci, wręcz ją spłyca a sceny są żenujące i wciśnięte na siłę. Czytam tu również podejrzenia jakoby Francesca miała nagle zostać lesbijką. Nie wiem jak to się ma do szczerego uczucia do jej męża, o które tak gorliwie walczyła cały sezon. Ich miłość była taka inna, spokojna i urocza a teraz nagle ona zakocha się w kobiecie? Żenada. Jedynym plusem jest ukazanie zmian jakie zaszły w rodzinie Pen. Podobało mi się, że trochę akceptacji i otwartości w stosunku do siebie pozwoliło jej się zbliżyć nie tylko do matki ale i do sióstr. Ich przemiana była z pewnością znacząca i ciekawa.
Ujawnienie Lady Whistledown było wątkiem z książki( przynajmniej to poprowadzili prawie jak należy). Jeśli chodzi o Fran, po śmierci ukochanego męża zakochuje się w jego kuzynie Michaelu, ale że to Netflix który w każdej swojej produkcji postawił sobie za punkt honoru wplecenie wątku LGBT to mamy co mamy. Wątku Benedicta nawet nie będę komentować, bo nie ma on nic wspólnego z książkowym pierwowzorem. Eloise hmm Eloise faktycznie wyjeżdża z Londynu w sumie to ucieka by poznać sir Phillipa z którym koresponduje po śmierci jego żony Mariny, trochę się obawiam jak to Netflix przedstawi. Ogólnie trzeci sezon mi się nie podobał. Pewnie dlatego, że najpierw przeczytałam książki, ale znam ludzi którzy są zachwyceni i uznają go za najlepszy sezon.
Niezupełnie z tym wątkiem ujawnienia jak w książce się zgodzę - po pierwsze Eloise o niczym nie wiedziała i to najdłużej, bo uciekła właśnie z balu, na którym Colin to ogłosił, poza tym Colin wiedział o tym zanim się oświadczył, a jakby tego było mało 4 książka rozpoczyna się wiele lat po 3 - Pen i Eloise są już starymi pannami, mają po 28 lat, pary z trzech pierwszych książek mają kilkuletnie dzieci. Pen prowadziła swoją działalność około 10 lat zanim ktokolwiek się dowiedział. I denerwuje mnie cały wątek bankructwa Featheringtonów - w książce wyraźnie jest podkreślona "rywalizacja" matek, które są na tym samym poziomie finansów i reputacji.
Dobrze że chociaż w taki sposób przedstawili wątek ujawnienia tożsamości lady Whistledown, bo znając zamiłowanie netflixa do komplikowania prostych spraw to mogło być jeszcze gorzej. Na nieszczęście czytelników reżyserzy z każdym sezonem coraz bardziej odsuwają się od książki i tworzą własną historię, co bardzo widać w trzecim sezonie. Wplatanie niepotrzebnych wątków np. brat Agathy czy trójkąt Benedicta niepotrzebnie zabiera to czas, który powinien być przeznaczony na Colina i Pen bo ich relacja w porównaniu do książki bardzo kuleje, chociaż nie ona leży i kwiczy. A przedstawiona na prędce intryga panny Cowper mogła być takim fajnym wątkiem, ale to Netflix więc mamy co mamy.
Brat lady Danbury to było jak strzał w twarz niemalże, a ten trójkąt Benedicta to porównam do krzesła elektrycznego z suchą gąbką. Zresztą już drugi sezon bolał ze ślubem Anthonego z Edwiną, to było tak bezsensowne - och, jak mi się podoba Kate, jak mnie pociąga, wiem! oświadczę się natychmiast jej siostrze, z którą ledwo mogę rozmawiać i która nie podziela moich zainteresowań! I'm dalej w las tym gorzej, na szczęście można już nie oglądać. W ogóle.