wieje nudą... chyba przestaje oglądać. Jeszcze mi sie nie zdarzyło przestać oglądać jakiś
serial. Albo stwierdziłam ze jest beznadziejny na samym początku i się za niego nie brałam,
albo wciągałam się na maksa i byłam wierna do końca.
Serial Chirurdzy nigdy nie był typem mega wciągającego, pasjonującego, od którego nie można oderwać wzroku, ale mimo wszystko wracało się przed monitor w oczekiwaniu na
kolejny odcinek. Przyjemny serial. Dużo zabawnych scen, ciekawi bohaterowie, każdy z innym,
wyjątkowym usposobieniem. Ogólnie nic ponad program, ani nic poniżej normy. Lekki, miły serialik z świetnymi sentencjami wypowiadanymi przez Meredith.
Teraz jednak wieje alpejską nudą! (SPOILERSPOILERSPOILER) Po śmierci kolejnych
głównych bohaterów (KONIEC SPOILERÓW) mam wrażenie, ze serial jest juz robiony na siłe i
tylko dzięki dużej oglądalności poprzednich sezonów. Scenarzyści chyba nie mają żadnych
logicznych pomysłów na dalsze losy lekarzy...
A wy co sądzicie o najnowszym sezonie?
Ja jestem wierną fanką i dla mnie od początku był wciągający i pasjonujący i nie mogłam od niego oderwać wzroku. Fakt, że naciągane się to robi, ale po tylu sezonach to już sentyment niektórych trzyma. Uwielbiam ten serial i nadal jestem nim zafascynowana
Hmm... To nie pierwsza taka opinia, z jaką się zetknęłam, co mnie ciekawi, jako że serial ten oglądam niedługo, bo od miesiąca, ale siedziałam 3 tygodnie przed ekranem z paczką chusteczek pod ręką, nie mogąc się oderwać i zasypiając o godzinie 7 nad ranem lub nie śpiąc w ogóle. A ponieważ 9x6 był moim pierwszym odcinkiem "na bieżąco", miałam bardzo ciepłe odczucia. Wątek pozwu jest zdecydowanie czymś nowym, a pomysł pozwania Seattle Grace Mercy West mnie powalił. No i Cristina wróciła, nie mam pojęcia co Kalifornijka robiła w Minnesocie.
nie oglądałam najnowszego odc ;)
Widzialam tylko 4,5. 5 do polowy bo dalej jakos mi się odechciało. Nudno było.
Akurat odcinki 4 i 5 były nieco gorsze, imo oczywiście. Jednak 6. bardzo mi się podobał.
Chcę jednak zauważyć, że Chirurdzy na początku byli serialem bardzo dobrym, następnie wspaniałym, w pewnym momencie sezonem wybitnym, chwilami ocierającymi się o perfekcję (scena śmierci George'a, Sanctuary + Death and All His Friends). Ale ponieważ finał s6 był niesamowity, sezon 7. skupiał się na otrząśnięciu się itd., a to już nie było takie interesujące. I poziom zaczął spadać. Śmierć Slexie, mimo że na prośbę Chyler, miał chyba rozbudzić serial. No ale pozostał niesmak.
Nie wiem jak wy, ale mnie wyjątkowo brakuje Teddy. Uwielbiałam jej związek z Henrym, a gdy żegnała się Owenem nie mogłam wytrzymać. Może jest to spotęgowane śmiercią Lex (W POŁOWIE ODCINKA, NO) i "Remember the Time", (częściami z Markiem), ale wszystko to sprawia, że mam straszną deprechę.
Miałam dokładnie tak samo. Niby wcześniej natykałam się na ten serial w telewizji, ale mnie nie zaciekawił. Niedawno miałam dużo czasu i jednym okiem przyglądałam się SPOILER Z PIĄTEGO SEZONU Izzie walczącej z rakiem i spotykającej się ze swoim zmarłym narzeczonym KONIEC SPOILERA... A w dwa tygodnie później miałam już na koncie wszystkie odcinki przed i po, aż do dziewiątego sezonu. Wciągnęłam się bezgranicznie, i choć brakuje mi wiadomo kogo, dopóki nadal jest SPOILER Mer, Christina, Derek, Callie - będę oglądać. Z paczką chusteczek, oczywiście.
Ja nigdy wcześniej w TV nie widziałam, jednak spotkałam się z bardzo dobrymi opiniami "Flight" i zaciekawiła mnie śmierć jakiejś Lexie, no to zaczęłam oglądać. Wciąż nie wiem, czy żałuję, jako że teraz mam zrypaną psychikę. Wciągnęłam się na maxa gdzieś w 2. sezonie, za to przestałam spać gdzieś koło 3. sezonu. I rozważam obejrzenie wszystkiego raz jeszcze, choć nadrobiłam jakieś 2 tygodnie temu.
Bez Cristiny nie ma serialu, moja ukochana postać.
Ja wkręciłam się w Chirurgów, natykając się 2 lata temu na odcinek o strzelaninie, finał 6 sezonu, pamiętam do tej pory jak mną wstrząsnął. Sezony nadrobiłam w przeciągu niecałego miesiąca i na każdy nowy odcinek czekałam jak na szpilkach, zaczęła mi się chirurgomania... Nie sądziłam, że to się kiedyś stanie, ale autentycznie płakałam kiedy umierały kolejne postacie, zżyłam się szczególnie ze Sloanem i Lexie, którzy oczywiście musieli umrzeć, coby mi się za dobrze nie oglądało :D Pewnie nie jestem obiektywna, bo bardzo mi ich brakuje w serialu, ale poza tym mam identycznie odczucia co do 9 sezonu. To wszystko jakoś na siłę, bez tej iskry, gdyby nie znajome twarze, nie wiem czy bym rozpoznała mój ukochany serial, jednak podobnie jak reszta, nabijam oglądalność z wielkiego sentymentu. Nie wiem, mam nadzieję, że to się wszystko rozkręci jeszcze...
Jak zobaczyłam że George nie żyje to sie załamałam, ale wtedy jeszcze żyło kilka moich ulubionych bohaterow. Później odeszła Izzy , tego moze tak nie przebolalam, bo nie należała do moich ulubieńców, była mi bardziej obojętna. Szkoda mi bylo tylko Alexa. Ale jak Lexi i Sloan odeszli i to prawie jednoczesnie to sie załamałam! Nie wiem jak ty ale ja na tym pożegnalnym odcinku Sloana to sie poryczałam! a teraz to juz nie to samo ;( Bez Georga, Sloana i Lexie to juz nie są tacy Chirurdzy jakich lubiłam.
Taaak... też się poryczałam na pierwszym odcinku dziewiątego, ale jak! Na początku się jeszcze jakoś trzymałam, ale jak Sloan zaczął się zatrzymywać i Callie się rozpłakała, no to ja już w tym momencie odpadłam :| Płakałam bardziej (tak, w finale 8 sezonu też beczałam... bez komentarza) niż jak Lex umierała, mimo, że miała chyba bardziej dramatyczne okoliczności odejścia.... George odszedł niespodziewanie, więc byłam w za wielkim szoku, żeby płakać :D W każdym razie..... zaczynam oglądać GA od początku :D