Zapomniałam, że Henry też umarł, teraz czuję się jeszcze gorzej. Uśmiercają wszystkich moich ulubionych bohaterów, ucinając tym samym najciekawsze wątki miłosne. Czasami korci mnie, żeby obejrzeć wszystkie sezony od początku, ale jak sobie pomyślę, że miałabym znowu patrzeć na smierć George'a i Denny'ego to aż mi się słabo robi...
Shonda:
Tworzenie finałowego odcinka było dla mnie niesamowicie trudne. Sprawiało, że czułam się smutna i chora. Zakończyliśmy ten sezon nie wiedząc zupełnie nic o przyszłości serialu. Z wyjątkiem dwóch rzeczy. Wiemy, że ostatecznie żegnamy się z postaciami Lexie (Chyler Leigh) i Teddy (Kim Raver).
Zdaję sobię sprawę, że finał skrywał kilka niespodziewanych momentów, a odejście Kim Raver było jednym z nich. Mimo wszystko Kim była gotowa dać Teddy Altman zasłużone wakacje. Praca z kimś tak utalentowanym, zabawnym i uprzejmym była dla wielkim zaszczytem. Wszyscy bądą za nią okropnie tęsknić. Lubię wyobrażać sobię, że Teddy wciąż gdzieś tam jest i wydając wojskowe komendy stara się ułożyć swoje życie na nowo.
Kocham Chyler i postać Lexie Grey. Była bardzo ważną częścią mojej Grey'sowej rodziny. Uśmiercenie jej nie było łatwą decyzją, jednak podjęłyśmy ją wspólnie. Przeprowadziliśmy wiele rozmów na ten temat i obie doszłyśmy do wniosku, że nadszedł czas by podróż jej postaci dobiegła końca, pod warunkiem, że na zawsze zostanie częścią Shondaland i będę mogła pracować z nią w przyszłości.
Napisałabym więcej, ale szczerze powiedziawszy jest mi zbyt przykro. Nie lubię gdy życie zmienia się w mgnieniu oka. Dziękuję Wam za oglądanie ósmego sezonu. Jak zawsze jesteśmy Wam wdzięczni za wspólną przejażdżkę."
jeszcze...ja będę o nią niespokojna do kiedy na pewno się wszystko nie wyjaśni
To prawda, czekałam do końca epizodu na jej śmierć i się nie pojawiła.
Pomyślałam, że za szybko Lexie umarła, a jeszcze Markowi musieli wkładać tubkę do serca, a Arizona zaczęła pluć krwią, ale jednak przeżyła ten odcinek.
Tak czy inaczej, szkoda mi Marka. Sporo osób lubiła wątek jego i Lexie.
A ja byłam jedną z nich. Myślałam, że kiedyś tam Shonda znowu ich połączy, ale skoro ona powiedziała, że Lex nie żyje... Ciekawe co będzie z ręką Derecka.
Beznadzieja. Cały sezon czekałam, aż Lexie i Mark się zejdą, uwielbiałam ich jako parę, no i każdego z osobna, a teraz ją uśmiercili. Poza tym, cała ta historia wydawała się nierealna - jak to możliwe, że przez cały dzień nieobecności chirurgów nikt do nic nie dzwonił (oprócz Alexa), nie interesował się co jest grane? Jak to możliwe, że Owen dopiero przy setnej wiadomości ze szpitala się zdziwił? Masakra, finały poprzednich sezonów były zdecydowanie lepsze. No i co będzie z Derkiem, skoro ma chorą rękę :(
Zgadzam się z przedmówcą! Ciekawe jak zaczną sezon 9 czy od akcji ratunkowej czy np kilka dni/tygodni po... chociaż tak zrobili po strzelaninie więc obstawiam akcje ratunkową i moim zdaniem niewykluczone jak ktoś jeszcze zginie. ( Oczywiście obstawiam Marka albo Arizone) bo wiadomo, że Cristiny Mer i Dereka nie ruszą raczej.
odcinka jeszcze nie widziałam... ale mówicie, że Lexie? ufff... kamień z serca. Irytowała mnie ostatnio niemal tak samo jak Kepner, jeszcze tę mogliby uśmiercić i byłoby pięknie :D... Dobrze, że nie Mer, Derek, Cristina i Alex... moi faworyci :*
Lexie wielka strata ! przez chwile myślałam, że Mark też zginie, że Lexie na niego czeka.
Uwielbiam GA, ale to zakończenie było po prostu śmieszne, niedorzeczne i BEZNADZIEJNE! Pamiętam, że strzelaninę w szpitalu przeżyłam strasznie, natomiast katastrofa samolotu była wyjęta totalnie z nikąd. Trochę za dużo tych wielkich nieszczęśliwych wypadków jak na jeden szpital i ciut za dużo trupów jak na konwencję serialu. Co do szczegółów odcinka:
1. Rozumiem, że samolot po prostu spadł na ziemię z powodu awarii silnika. Więc dlaczego na litość boską wyglądał jakby jakieś dziecko pocieło go całego nożyczkami i porozrzucało w różnych miejscach. Poszczególne części były bardzo daleko od siebie!
2. Jak na rozmiar zniszczeń samolotu wszyscy powinni nie żyć. To nie LOST.
3. Arizona. Ok rozumiem, że na początku był szok, adrenalina, mogła nawet nie czuć bólu. Ale scena w której siedzi sobie jak gdyby nigdy nic pod koniec odcinka z Markiem na kolanach sprawiła, że myślałam, że pękne ze śmiechu. Powinna wyć, rzygać z bólu. Albo leżeć zaćpana morfiną (jeśliby takową mieli).
4. Cristina i Mer. To było tak cholernie nienaturalne, te ich emocje i dialogi były sztuczne, wymuszone. Przy okazji biegały po tym lesie jak poj@#$#bane. Ale akcja z Cristiną i butem -wypas. Śmiałam się jak głupia.
5. Pilot i jego nieruchome nogi, jego reakcja na to oraz sposób w jaki potraktowała go Cristina -żenada.
6. Lexie. Jak już pisano milion razy, fakt, że umarła prawie na samym początku odebrało jej śmierci cały dramatyzm. Gdyby jeszcze Mark zmarł na końcu po słowach "Lexie na mnie czeka" to byłabym w stanie to zrozumieć. A tak -totalnie bez sensu. Poza tym -WTF?!-jak jej się udało zostać przygnieciąną przez to skrzydło?! Jakoś nie mogę sobie zobrazować tego wypadku. Leci samolot, pada silnik, samolot spada, charata przez drzewa które tną go na kilka kawałków i rozrzucają po całym lesie, ona wypada i co? spada na nią skrzydło? A ONA JESZCZE MÓWI I SIĘ RUSZA? + scena jak Mark próbował ruszyć to skrzydło z niej (starał się całe...yyyy... pięć sekund?) a potem zrezygnował i się położył też była jakaś taka groteskowa.
7. Dereck. Nie wiem co on kuźwa zrobił tym kamieniem i jakim cudem to miało go wydostać, ale rzeczywiście bycie w jednej chwili przygniecionym przez fragment samolotu, a w następnej chasającym po lesie jest WYSOCE prawdopodobne.
Ogólnie cała ta akcja z katastrofą to totalne WTF, z tyłka wyjęte. Odcinek nie był tragiczny tylko groteskowy.
Oj tak.. strzelaninę w szpitalu oglądałam z (dosłownie) otwarta buzią... ze zdziwienia co się działo.
Chyba jestem jedną z niewielu,którą śmierć Lexie ucieszyła . Chociaż ucieszyła w tej sytuacji nie jest najbardziej odpowiednim słowem ;) .
Zacznijmy od tego,że dla mnie sezon ósmy to pewnego rodzaju przełom jeśli chodzi o sympatie do bohaterów .
Meredith-przez siedem sezonów nie mogłam na nią patrzeć,marzyłam o tym,aby ją uśmiercili i nagle w ósmym sezonie zwrot. Mer przestaje irytować,a nawet wzbudza sympatię .
Cristina - kiedyś ją uwielbiałam,teraz stała się dla mnie bardzo ciężka w odbiorze . Niedobrze już mi się robi od jej wiecznego egoizmu,jej szorstkość przestała być zabawna . W zasadzie wiecznie powtarzający się schemat.
Owen zyskał bardzo wiele w moich oczach w ósmym sezonie,świetny gość,który zasługuje na więcej niż Cristina jako żona .
Arizona,byłam do niej zrażona przede wszystkim za jej wcześniejszą niechęć do Marka . Jej wieczne rozrpromienienie było męczące . Teraz gdy jest mniej jej wątku z Callie,a więcej typowo szpitalnych scen i tych z Alexem okazało się,że nie taka ona zła ;) .
I tak dochodzimy do Lexie,kiedyś promyk tego serialu,jej histeryczność była zabawna . Jednak jej ciągłe niezdecydowanie co do Marka stało się narzędziem zabicia tej postaci . Nigdy nie byłam fanką pary Lexie/Sloan a niezdecydowanie tej dwójki jeszcze tylko to pogłębiało .Zaczęlo brakować pomysłów na tą postać,własciwie Mark był jedynym pomysłem ...
Więc jak już wiedziałam kto będzie na pokładzie samolotu,moją pierwszą cicha nadzieją była Cristina (jednak byłoby za pięknie),a zaraz po niej Lexie . Chociaż mam wrażenie,że plucie przez Arizone krwią nie było bez znaczenia :/ ...
Ja chyba muszę przestać kibicować jakimkolwiek parom w tym serialu. Moje 3 ulubione to Alex i Izzie, Teddy i Henry, Mark i Lexie... No masakra, żadna z nich nie dostała happy endu :( Aż nie chce mi się kolejnych odcinków oglądać, bo jak mi zabiją np. Alexa to chyba tego nie przeżyje... Uwielbiam Lexie i nie wyobrażam sobie bez niej tego serialu. Przez cały odcinek miałam nadzieję, że może ją jakoś odratują... Jakby zabili Taką Meredith to bym się jeszcze ucieszyła, ale nie lepiej zabić jedną z najfajniejszych postaci. A finał, że tak brzydko powiem, z d*py wyjęty. Samolot rozbity na kilka części, a prawie wszyscy przeżyli. Shonda się nie postarała :/
No i nie wspomniałam, że moje ulubione bohaterki w tym serialu to właśnie Izzie i Lexie... no chyba rzeczywiście to jest jakieś fatum...
oglądam ten serial od 8 sezonów i większego gów*a, jak w finałowym odcinku serii 8 nie widziałem. powinny to już zakończyć, kazdy z bohaterów wyjechał by do swojego wymarzonego szpitala i po sprawie. a tak będę te flaki ciągnąć nie wiadomo ile...
mysle,że wymysla cos fajnego.
Wszystkie sezony są świetne i myślę,że ten 9 sezon nie pozostanie wyjatkiem
Zgadzam się z dyzzio finał 8 odcinka utwierdza mnie w tym ze ten serial powinien się zakończyć wciskanie nowej obsady April i jaksona już było mało trafnych pomysłem te postaci się aż tak nie zaklimatyzowaly odstaja i myśle ze po nich nikt by nie szlochal a teraz sezon 9 znowu z tego co mówiła shonda czeka nas kolejna nowa tura aktorów zamiast wybijac starą serial powinien się zakończyć z pełna stara obsada dokładnie tak powinno być kto miałby się zejść w pary by się zszedł kto miałby wyjechać wyjechały a tak to oglądalność serialu niestety spada a spadnie jeszcze bardziej jak będziemy mieli coraz mniej starej obsady a coraz wiecej nowych ludzi.
mam nadzieję,że zbyt wielu nowych aktorów nie dowalą,bo wtedy faktycznie oglądalność im spadnie dramatycznie. Wszyscy czekają na to,co bedzie z Cristina i Owenem,co z ręką Dereka,czy Arizona przeżyje,czy pozostali zostana w SGMW..........po kie licho jeszcze nowi bohaterowie.
Nie rozumiem tak samo tego zakończenia. Przecież obwieszczali wszem i wobec, że Lexi i Mark będą szcześliwi .... Niech ktoś mi wytłumaczy jak po tym czymś mają być szczęśliwi ???
Wszystkie pary, które kochałam rozsypały się ... Burke i Cristina. Alex i Izzy. Mark i Lexi.
Nie rozumiem tego .... Jak oni mogli uśmiercić Lexi ...
Jednak to prawda, że ten szpital powinien nazywać się seattle grey mercy death
Ajć mój błąd :D Myślałam o czymś innym i mi się napisało :D Szkoda, że tu nie ma czegoś takiego by można poprawić.
Dzięki za zwrócenie uwagi :)
można do momentu, aż kolejna osoba nie przeczyta bądź nie odpowie na posta :) trzeba odświeżyć temat i wtedy można go edytować. Sorry za mały off top
Może "happy end" jest przereklamowany, ale lubię kiedy wszytko dobrze się kończy. Bardzo lubiłam Lexie i szkoda, że postanowiono ją uśmiercić. Jeśli aktorka chciała odejść z serialu to śmierć bohaterki nie była ostatecznym wyjściem, przecież Lexie mogłaby gdzieś wyjechać. Ten finałowy odcinek 8 sezonu był naprawdę smutny i raczej zrezygnuję z oglądania dalszych odcinków.
Ta Shonda dałaby już spokój z tymi nieszczęściami i zgonami kluczowych postaci.
Powinna skończyć "Chirurgów" na ósmym sezonie radośnie i optymistycznie i nie ciągnąć tego dalej.
Jak to dobrze, że Derek żyje. To było straszne,gdy Mer bez znieczulenia go zszywała. Mam nadzieję, że z jego ręką będzie wszystko dobrze.
Racja. Lepiej byłoby zakończyć na tym 8 sezonie tak po prostu optymistycznie i tyle. Myślę, że ludzie wolą taki koniec serialu nawet jeśli co niektórzy uważają, że jest denny (choć nie wiem czemu) niż ciągnięcie serialu w nieskończoność z "ambitną" falą śmierci bohaterów...
Mylicie się, dlaczego kończyc coś co jest dobre, chociaż 8 sezon był dobry gdzieś tak od połowy. Zawsze czekam aż pojawią się wszystkie odcinki danego sezonu z lektorem i wtedy je oglądam. Tak jakoś wychodzi, że w tym samym okresie pojawia się House i musze przyznac, że w tym roku 8 sezon Housa był znacznie, ale to znacznie lepszy od Chirurgów a serial zakończono. Dlaczego? Nie rozumiem. Nie powinni byli go kończyc tak jak nie powinni kończyc chirurgów. Końcówka wskazuje, że będzie kolejny 9 sezon i super. Ostatni odcinek był emocjonujący i szkoda, że musze czekac aż rok, żeby poznac zakończenie tego wypadku. Szkoda, że wycofali Lexi, zamiast niej mogli usunąc np. Torrez. To co, rok czekania przede mną.
Wybaczcie, że odkopuję stary (choć nie tak bardzo ;)) wątek, ale dzisiaj obejrzałam ten żenujący odcinek i po prostu muszę coś napisać, cokolwiek. Nie powiem, żeby odcinek jako całość był beznadziejny. Bywały gorsze, jak np. ten musicalowy, który był jedną wielką kpiną i kiczem, a mógł być jednym z najlepszych odcinków, gdyby nie te śpiewy.
Wracając do finału. Pomysł na katastrofę ogólnie dobry, Shonda chciała dramatu w finale, ok. Ale na miłość boską, kto wymyślił roztrzaskanie samolotu na kilka kawałków i ocalenie niemal wszystkich pasażerów? Może przy próbie awaryjnego lądowania byłoby to realne, takie wypadki się zdarzają i ludzie przeżywają. Ale kiedy samolot jest w kilku kawałkach, tył odpadł zanim samolot spadł na ziemię, wszystkie części porozrzucane daleko od siebie? Science-fiction. A już największym sf jest to, że Lexie nie zginęła od razu. Spadła na nią turbina samolotu! To nie jest szafa. Przecież sam silnik waży kilkaset kilogramów + obudowa i kawał skrzydła, może z tego wyjść tona. Jej ciało od pasa w dół w sekundę zostało zmiażdżone w drobny mak, jakim cudem dziewczyna żyła jeszcze tyle czasu? No dobrze, nawet jeśli ktoś by to przeżył, to na bank nie byłby przytomny. Dlatego niech nikogo nie dziwi, że umarła praktycznie na początku odcinka, a nie pod koniec. Gdyby umarła pod koniec, to by dopiero był śmiech na sali.
Kolejna rzecz... Bardzo mnie zdziwiło to, że nikt nawet nie podszedł do Arizony. Cristina i Mer stały, krzyczały gdzie jest Derek, ale żadna nie podeszła do Arizony sprawdzić, czy wszystko z nią ok, czy nie jest przygnieciona. Za to Cristina kazała jej się zamknąć. Jak dla mnie to ogromny błąd scenarzystów, ogromny. Ale być może to właśnie zwiastuje śmierć Arizony? To, że nikt się nią nie zajął, że została totalnie pominięta, później pluła krwią i też nikt o tym nie wiedział...
I jeszcze coś, co mnie bardzo, ale to bardzo dziwi: wylatywali wieczorem (albo w środku nocy, max o 3, bo jeszcze nie świtało :D), było ciemno, pokazują wrak samolotu jest widno. Wtf? Albo lecieli przez całe Stany (z Seattle do Boise jest 650-670 km, nie ma szans, żeby lecieli tyle godzin) albo samolot się roztrzaskał i wszyscy się obudzili dopiero nad ranem, co jest mało realne :) Ale jeśli tak było, to dlaczego nikt nie poinformował ani szpitala w Seattle ani w Boise, że samolot znikł z radarów? Dlaczego nikt nic nie wiedział przez cały dzień (wylatywali było ciemno, dziewczyny "rozpalały" ognisko, było ciemno)? Ktoś z centrali powinien natychmiast zadzwonić do szpitala, pod każdy możliwy numer. A tak jedyną osobą, która dzwoniła, była kobieta z Boise. Dzwoniła i nagrywała się na pocztę, a po kilku godzinach ZACZĘŁA się martwić :D Istna komedia.
Odcinek miał być dramatyczny, śmierć miała być dramatyczna, ale przez rażące błędy i niedorzeczności wszystko wyglądało groteskowo i całą dramaturgię szlag trafił... Tak czy siak, szkoda mi Lexie. Teraz nie widzę innego wyjścia, jak śmierć Marka... Będzie mi obojga brakować w tym serialu, ale przynajmniej będą razem gdzieś w zaświatach :) Lepsze to niż jedno bez drugiego.
9 sezon będzie ostatnim...
Moim zdaniem Arizona umrze.. Nawet Callie mówiła że jest szczęśliwa.. pamiętacie?
Nie lubię jej już..
Meredith, bardzo polubiłam... Na początku serialu była strasznie depresyjna.. a teraz jest jedną z moich ulubionych bohaterów.
Scena z Marciem i Lexxie jest MEGA.. Taka romatyczna.. aż się pobeczałam.. A wtedy kiedy ze łzami w oczach Cristina powiedziała Lexxie że zaraz wraca, po prostu niesamowita..
Odcinek faktycznie jest niedopracowany..
Ale ten helikopter nie musiał przecież ich szukać.. MÓGŁ SOBIE PO PRoStU PRZELATYWAĆ!!
Cały odcinek liczyłam że cały szpital dowie się że oni zniknęli z tym całym samolotem, a tymczasem się nie doczekałam..
Nie mogę doczekać się 9 sezonu..
Też nie lubię Hunta.. Cristinę lubię, bardzo bo przypomina mi początkową ekipę serialu, czyli Mer, Cristina, George, Izzy i Alex..
Będzie przynajmniej 10 sezonów. Natomiast co do Arizony to jestem przekonana, że nie umrze. Aktorka chce grać w serialu, a kolejna śmierć to już by była przesada.
Ja mam nadzieję, że Arizona przeżyje, bardzo byłoby mi przykro gdyby zdecydowali się ją uśmiercić, nawet nie pałam jakąś szczególną sympatią do jej postaci, ale byłoby mi bardzo szkoda Callie i Sofii :(.