Dobry odcinek. Trzymał w napięciu do końca. Scena z Antygoną naćpaną extasy mistrzowska.
No na to wychodzi,że tylko dwa pierwsze odcinki przedstawiają dobry poziom,reszta jest tak rozmemłana oprócz 6-go,który chociaż logiką nie powala to akcją nadrabia ale rzeczywiście jest trochę marny ten drugi sezon,który jedynie błyszczy nową czołówką.
z jedną rzeczą muszę się zgodzić pierwszy sezon oglądałem dwa razy, drugi dokończę i nigdy do niego nie wrócę
Bardzo dobry odcinek na tle przeciętnej całości. Dobrze, że twórcy w końcu poświęcili więcej uwagi śledztwu, a mniej "demonom" naszych bohaterów, domykając tylko wątek Farrella. Scena orgii tempem i muzyką nawiązuje do "Eyes Wide Shut" co wyszło całkiem zgrabnie. Ogólne wrażenie psuje trochę akcja niczym z filmu o komandosach i przygłupia ochrona (nie wierzę, że nie mieli żadnych krótkofalówek), no ale trzeba na to przymknąć oko (szeroko :)). Bardzo podobały mi się przebitki na pana Hipisa i dorosłą McAdams, nic dziwnego, że dziewczyna wyrwała się z tego kręgu wielbicieli miłości i spokoju ducha. Po części to pewnie też tłumaczy jej problemy łóżkowe, których świadkami byliśmy na początku sezonu.
Najlepsze zostawiłem sobie na koniec, czyli scenę po spotkaniu Farrella i Vaughna. Pan Gangstero jest wpatrzony w swoją kawę, a na drugim planie wyłania się zniekształcona postać grana przez Kelly Reilly. Scena od razu skojarzyła mi się z bardzo znaną przebitką krzyża i Rusta - http://rustcohle.com/wp-content/uploads/2014/02/cross-rust.jpg , która po części symbolizowała charakter Rusta, a także dobrze oddawała to jak pogrąża się w autodestrukcji skupiając swoją uwagę wyłącznie na prowadzonym śledztwu.
Możliwych interpretacji jest wiele, ale napiszę te według mnie najbardziej prawdopodobne:
a) Pojawiająca się powoli, niemal wijąca żona może symbolizować zdradę, wskazywałoby na to rozmycie twarzy, w tym konkretnym momencie jest to dla Vaughna postać zupełnie obca. Brak jakiegokolwiek dialogu też uważam za znaczący.
b) Drugą teorię też wiąże się z rozmyciem twarzy, ale teraz tłumaczę to bardziej jako pożegnanie. Ponownie, Vaughn jest pozostawiony sam ze swoimi problemami, które jeszcze mocniej nasilają się pod koniec odcinka. Będzie musiał podjąć zdecydowane działania, a żona jest jego słabym punktem, który można łatwo zaatakować. Możemy spodziewać się działania ze strony tych dwóch amigos, chociaż bardziej prawdopodobny jest cios zadany przez jego prawą rękę.
Uważam, że postać żony odegra kluczową rolę w wątku pana Gangstera, a wyżej opisana scena jest kluczem do interpretacji zdarzeń, których będziemy świadkami w najbliższych dwóch odcinkach. Nie wierzę, że Pizzolatto odwaliłby taką manianę i zrobiłby takie ujęcie "bo fajnie wygląda". ;)
"Uważam, że postać żony odegra kluczową rolę w wątku pana Gangstera, a wyżej opisana scena jest kluczem do interpretacji zdarzeń, których będziemy świadkami w najbliższych dwóch odcinkach. Nie wierzę, że Pizzolatto odwaliłby taką manianę i zrobiłby takie ujęcie "bo fajnie wygląda". ;)"
Przecież w zasadzie wszystkie ujęcia z udziałem jego żony mają charakter spotkań trzeciego stopnia.
Oprócz pogadanki o dzieciaku w większości scen stanowiła tło, to fakt. Z drugiej strony, jej nazwisko pojawiało się we wszystkich materiałach promocyjnych wraz z pozostałą czwórką głównych bohaterów, więc wątpię żeby do końca miała pozostać taką panią na uboczu. HBO nie musiało sięgać po tak znaną aktorkę, żeby ta przez cały serial grała ogony.
Całe szczęście nie znam tej znanej aktorki, bo jest jednym z aktorskich obciążeń drugiej serii i przyczynia się do tego, że ociera się o groteskę. W tym sensie pasuje nawet do aktora grającego jej męża ;-)
Moim zdaniem była najmocniejszym punktem pierwszego odcinka. W założeniu miała chyba być taką femme fatale, szkoda że jej rola poszła w taką miałką i nijaką stronę.
Anyway, tak jak pisałem wyżej, mam nadzieję, że jeszcze dorzuci swoje 3 grosze do całej historii.
Może przez to, że jest cyborgiem z kosmosu wciąż powtarza to samo... Ja mam rażenie, że bada widzów namiętnie "przez odbyt wziernikiem" ile razy dadzą radę usłyszeć to samo.
Mam dużą tolerancję na absurd i sporo oglądam, ale ten sezon "True detective" zmusił mnie zbyt wiele razy do przewracania oczami... A nawet w pierwszym odcinku gangstero - Vaughn mi się podobał.
Pierwszy sezon zapowiadał, że Nic Pizzolatto lubi obciążać swoich bohaterów "nieznośnym bólem dupy z powodu istnienia", który to ból jakoś ukrył miałkość kryminalnej intrygi i nadał "głębi" produkcji z poprzedniego roku. Szczerze mówiąc byłam dość zmęczona manieryzmem Pizzolatto (ile można podziwiać "strasznie pięknie" upozowane zwłoki made by Yellow King), ale uwiodła mnie scena strzelaniny w murzyńskiej dzielnicy, a i finałowe ocieplenie relacji Rust - Marty było sensowne i podniosło moją ocenę do 9. Być może główną odpowiedzialnością za sukces poprzedniego "Detektywa" należy obarczyć duet Harrelson i McConaughey, a nie Pizzolatto.
Jednak w obecnym sezonie intryga kryminalna właściwe nie istnieje, między bohaterami nie iskrzy, pozostał tylko ból dupy (u widza).
"Pierwszy sezon zapowiadał, że Nic Pizzolatto lubi obciążać swoich bohaterów "nieznośnym bólem dupy z powodu istnienia"
Tylko, że w jedynce mieliśmy światopoglądową i osobowościową opozycję głównych bohaterów. Marty ze swoim przyziemnym podejściem rozbrajał filozoficzne wywody wagi ciężkiej Rusta.
Dlatego też uważam, że relacje Marty - Rust zbudowały fenomen poprzedniego sezonu. Opozycja Rust nihilista, jednak pochylający się nad durną ludzkością i "cierpiący za miliony" kontra Marty "prosty człowiek z zasadami" co ciągle je łamie, była świetna. A to, że obaj nie radzili sobie ze sobą i ów ból dupy ich dręczył lecz nie zrobił z nich karykaturalnych, papierowych postaci uważam za cud, lub role życia Harrelsona i McConaughey'a.
A tego niestety nie da się powiedzieć o obecnym tercecie detektywów, gdzie mamy figurki:
1. Ojciec, pijak nieudacznik "TAK ZGWAŁCILI MI ŻONĘ, DLATEGO JESTEM ZŁY"
2. Twarda dziewczynka "MÓJ TATO I JEGO KOLEDZY MNIE WYKORZYSTALI" ale daję radę
3. Jestem twardzielem, lecz moja matka to zdzira, "WIĘC (O NIE) KOCHAM INACZEJ".
o duecie "MAMY / NIE MAMY DZIECKA" nawet nie wspomnę.
Głębia gdzieś uleciała.
"A to, że obaj nie radzili sobie ze sobą i ów ból dupy ich dręczył lecz nie zrobił z nich karykaturalnych, papierowych postaci uważam za cud, lub role życia Harrelsona i McConaughey'a."
Świetni aktorzy, ale tekst który dostali też był dobry.
"Głębia gdzieś uleciała."
Uleciała to dobre określenie, bo grunt pod głębię był o czym można poczytać w sąsiednim wątku pt. "co jest pod spodem drugiego sezonu". Niestety autor miał chyba zbyt wiele pomysłów i się w końcu pogubił.
zachecony 6 odcinkiem zebralem sie w sobie zeby sie przygotowac merytorycznie na finalowe 2 odcinki i obejrzalem 2 sezon od poczatku bo mialem wrazenie ze umknelo mi wiele spraw i nie mylilem sie bo misterna ukladanka zaczyna powoli wychodzic na wierzch a ja zmienilem zdanie o 180 stopni. ilosc watkow pobocznych i mnogosc interpretacji mozliwych rozwiazan (co bylo dla mnie glowna zaleta pierwszego sezonu) jest imponujaca. pierwszy sezon byl thrillerem o zabarwieniu okultystycznym, a drugi to gesty kryminal, a to pokazuje jakim Pizzolato jest wszechstronnym gosciem i chociaz na poczatku mialem nadzieje ze wrzuci do kotla troche okultyzmu (dalej mam, a watek rytualnych masek podobnych do tych z nagran mordow w pierwszym sezonie daje nadzieje ze na koniec moze pojawic sie jakis suprajs) to docenilem fakt, ze zaryzykowal i napisal odmienna pod kazdym wzgledem historie, ale zachowal swoj styl. Mimo ze mrok w drugim sezonie jest zupelnie inny od pierwszego to nadal jest gesto, goraco i lepko.
Mogę napisać tylko tyle - sezon 2 do 1 pasuje jak gwóźdź do gniazdka. Ten odcinek mnie w tym utwierdził, kolejna porcja idiotyzmów i słabych dialogów, tanich akcji, a jego jedynym "pozytywem" są liczne piersi w scenie orgii. Może reżyser powinien skierować swój interes ku branży porno?
Gdzie jest ta mroczna, bagnista atmosfera z "jedynki"? Gdzie jest w ogóle śledztwo, wszystko wygląda jakby ktoś pociął sezon 22 odcinkowy i kazał widzowi dopowiadać co się dzieje pomiędzy scenami. Wątek psychopaty trafił szlag, zamiast tego mamy "Trudne Sprawy" w wersji HBO. Ten ma-nie ma trudnego dziecka, tamtego jest w drodze ale nie ma na nie pieniędzy, tamta biegała po lesie za hipisowskimi jednorożcami, a ten próbuje choć nie może. W mordę.
Po S02 będę musiał chyba obejrzeć S01. W ramach detoksu...
A tu cię poraża? Błagam, może były ze dwa razy. Znajdź sobie dziewczynę i przestaniesz narzekać na cycki.
Czemu bełkoczesz? Chyba jasne jest, że mnie poraża gdy serial aż do odcinka 7 nie ma nic innego do zaoferowania, absolutnie nic z poprzedniego. Jest niewypałem, gdzie mogę podziwiać prawdopodobnie najgłupszą policję na świecie (obława policyjna). Na tle tej pustki piersi się "wybijają" niczym kurhan na stepie. Razi mnie, że poszli w tandetę zamiast skupić się na meritum i tak mam wygórowane żądania po sezonie pierwszym.