Sezon 11 oglądam z nieco mieszkanymi uczuciami - bo zwykle trudno mi się przekonać do nowego doktora. Zwykle jest jednak klik:) i nagle wszystko wskakuje na miejsce:)
W tym odcinku duża w tym zasługa aktora grającego króla Jakuba:) - co trochę namieszał i porozstawiał Doctorkę, Jaz, hebanowego księcia:) i dał władzę Grahamowi:).
A jak spoglądał na Ryana:) - po prostu wyszło zbójecko:D Bo to był król przecież:D.
Okazuje się, że scenarzyści potrafią spokojnie i całkiem naturalnie pokazać trochę feminizmu, polowań na czarownice, wreszcie zauroczenia mężczyzny mężczyzną - nie popadając w przesadę - a nadając temu lekkość i trochę komizmu, i nawet trochę nostalgii.
Król to świetna rola - ale też Alan Cummming jest świetnym aktorem.
Ja zdania nie zmienię chyba.
Sezon nie jest rewelacyjny.
W porównaniu do np. pierwszego sezonu z Capaldim, który był wyżej jako S-F i "Nowo Doktorowość" tutaj mamy raczej "ok" i "Staro Doktorowość".
Capaldi miał odjechane przygody i był kwitnącym Doktorem z rozjechaną u osób oglądających dłużej Nowego sytuacją. Clarowność przy Capaldim wynikała z "przeżyć".
Tutaj w zasadzie mamy sklonowaną Clarę w postaci gang Tardis... gdzie nie bardzo wiadomo o co chodzi... tak jakby w podtekście było, że tak naprawdę wszyscy wiedzą o TARDIS i Doktorze, a jedynie panuje zmowa milczenia.
Joddie jako monologistka jest genialna... Tylko, że przydałoby się dodać ciut Vadera acz to tylko moje męskie ego pewnikiem się pojawia.
W końcu niby wszystko idzie po staremu, a tylko ta "plastyczność" Doktor jest atypowa.
Bywało podobnie w poprzednich sezonach. np. odcinek specjalny z autobusem w innym wymiarze.
Tyle, że tutaj w zasadzie w każdym odcinku to kto inny leaderuje przynajmniej kilkanaście procent odcinka.
To chyba takie wytłumaczenie czym jest bycie kobietą... Można wyliderować się raz... ale nie non stop wraz z innymi "babami", którym się wydaje, że też mają w danym miejscu swój udział. Pozbądź się czarnej, która się szarogęsi, a miej setki kolejnych, których zniknięcie będzie bardziej dotkliwe niż stłumienie bycia "pod"-głąbem.
Sumarycznie mi obecny sezon się podoba. Jest inny... bardziej społeczny i socjologiczny niż poprzednie nastawione na kuszenie dzieciaków pajacowaniem.
Coraz bardziej mnie ciekawi czy jest jakikolwiek plan dodawania starych karykaturalnych wrogów...
A jeszcze bardziej mnie ciekawi czy jeśli nie pojawią się "fandom" zatęskni czy zaakceptuje. Mi osobiście to zainteresowanie z analiz fandomu wybija bo zupełnie mnie wygląd wrogów i pseudo łączenie ich historii nie interesuje. To takie granie pod publikę, które tutaj interesuje mnie czy zostanie wymuszone czy jednak uda się utrzymać obecny styl.
Ja z całego serca gratuluję efektu, który tylko odrobinę nagina się pod widza.
Za to powiem inaczej...
Mam nadzieję, że będzie kolejny sezon ale z innymi towarzyszami.
Przynajmniej część powinna zostać wymieniona i mniej powinno to wyglądać jak wycieczka przedszkolanki z przedszkolakami.
Acz jak wspominałem chyba takie założenie jest by bardziej w obecnym sezonie pokazywać historię i "realia", które niszowe były głównie poprzez wypieranie ich w cień.
Tak - jest coś w tym, że trójka towarzyszy gryzie się czasami i nie pasują - nie tyle do siebie, ile do doktorki. Wydaje mi się, że Jas i Ryan by wystarczyli.
Niby tak, tyle, że z tej całej czwórki lubię tylko Grahama. ;)
Ogólnie nie porwał mnie ten sezon. Gdyby nie to, że leci w tv to bym pewnie skończyła na 4 odcinku oglądać.
Pewnie nie jest to wina nawet Jodie za którą jako aktorką po prostu nie przepadam - jakoś nie mam odczucia oglądając z nią odcinki, że to jest ten sam Doktor. A same odcinki pozostawiają wiele do życzenia i raczej nie zapadają w pamięć.
Missy była fenomenalna jako Mistrz i liczyłam na chociaż na trochę podobną energię w przypadku Doktora. Muszę za to oglądać sepleniącą Jodie.
Spore nadzieje miałem do Yaz ale też najchętniej zostawiłbym Grahama w roli supportu na ziemi (jak w przypadku sezonu z Donną lub z Rorym), a team zmienił na coś co nie wchodzi na głowę przedszkolance.