Przede wszystkim współczuję rozpoczynania od Ecclestone'a, który jest naprawdę dobrym Doktorem, ale to docenicie
prawdopodobnie dopiero po zakończeniu którejś z kolejnych serii.
Musicie (?) przebrnąć przez odcinki, które wydają się tak infantylne, że szczęka pada, ale kolejnych serii bez tego chyba
nie ogarniecie, a po powrocie do tejże serii zobaczycie, jak dobry był dziewiąty Doktor.
Jest strasznie specyficzny, dopiero co ocalał po Wojnie Czasu. Ecclestone idealnie wpasowuje się w ten schemat, który
niestety dla niewytrwałych widzów (niech żałują) może okazać się zbyt ciężkostrawny. Potem jest o wiele łatwiej wkręcić
się we Whoniversum.
"Chodziło o matki towarzyszek, nie towarzyszki. ;)"
Aaa...a to nie nie będzie. Jakoś tak "matczyne zapędy Donny" mnie zmyliły :P
Ja też wolę Moffata z sezonów 1-4 i tamtego Moffata lubię. Natomiast nie wydaje mi się że należy go usprawiedliwiać. RTD też prowadził serial a jednak potrafił wystrzegać się takiej ilości absurdów i w ogóle takich absurdów, a jednocześnie pisał super odcinki np. "Midnight". A jeżeli Moffat sobie nie radzi jako główny scenarzysta (a nie radzi sobie) to powinni go odsunąć. Niech pisze pojedyncze historie i tyle.
Gaiman ma raptem dwa odcinki na swoim koncie. Z czego jeden jest fajny za to o drugim szkoda gadać. To już więcej ma Gattis na swoim koncie.
Już pomijając efekty specjalne, Moffat samą konstrukcją historii stara się upodobnić Doctora nie tyle do seriali, co nawet hitowych filmów rodem z USA i nie do końca mu to wychodzi na dobre. Między innymi przez to, o czym mówiłaś - Moff wszystko, prędzej czy później, podaje na tacy, a RTD dawał czasem trochę miejsca dla wyobraźni fanów. Jakby się uprzeć, Moffat też daje możliwość dorabiania własnych teorii, ale to dlatego, że nie ogarnia dłuższych wątków, a niestety bardzo je lubi.
Z drugiej strony, rozumiem ludzi którzy przedkładają Moffa nad RTD - serie tego pierwszego są bardziej dynamiczne (jak w filmie), mają bardziej skomplikowane historie i postaci i jeśli przymknie się oko na niedociągnięcia fabularne, sprawiają wrażenie bardziej wciągających i ogólnie łatwiejszych w odbiorze, podczas gdy nowy widz zaczynający od sezonów RTD (od dowolnego momentu, nawet niekoniecznie od 1.01) musi się dosłownie przebić przez 2-3 pierwsze odcinki, żeby załapać klimat. (no chyba, że trafi na "Blink" albo "Girl in the Fireplace".)
A, moim zdaniem, "Midnight" jest lepsze od "Blink" (chociaż Carrey Mulligan w DW nie pojawia się co sezon) głównie przez końcówkę "Midnight" i przez to, że w dłuższej perspektywie Moffat zaczął Anioły rozmieniać na drobne.
"Gaiman ma raptem dwa odcinki na swoim koncie. Z czego jeden jest fajny za to o drugim szkoda gadać."
Mnie tam sie "Nightmare in Silver" podobało, chociaż po zastanowieniu to raczej była zasługa Smitha, a nie Gaimana. Bardzo się facet rozwinął przez te 3 sezony grania Doctora i czekam żeby zobaczyć jego następną poważniejszą rolę.
Zgadzam się ze wszystkim oprócz tej dynamiki. RTD miał te odcinki równe a napięcie potrafił stopniować. Podczas gdy odcinki Moffata są nierówne. To fakt że miejscami ma tam tyle dynamiki że, aż trzeba się trzymać fotela by nie wypaść, ale za chwile mamy zwykłą nudę. Przykładu nie trzeba szukać daleko. Ostatni odcinek świąteczny to 3/4 nudy. Albo jeszcze gorzej. To co najciekawsze umieści na początku odcinka a potem już nie ma czym zaskoczyć.
Zgadzam się. Jestem zwolennikiem RTD i chcę by powrócił do serialu, najlepiej już od 8 sezonu. Pojedyncze odcinki Moffata w 1-4 były genialne (Blink to majstersztyk). 5 seria też mi się podobała (w sumie uważam, że tylko 1 i 2 były lepsze od 5). 6 był średniakiem (choć wątek Silence był fajny, mega creepy :] ), a 7 jakoś mnie nie przekonał.. Potem czekałem z niecierpliwością na 50th AS... i to jest powód, dla którego NIENAWIDZĘ Moffata. 50th AS to KATASTROFA. A dokładnie mam na myśli sam koniec, bo do pewnego momentu odcinek był bardzo dobry.
Moffat ewidentnie nie ogarnia. Mnóstwo sprzeczności pojawia się od 6 serii, a wszystko tłumaczy timey wimey.. Proszę, niech wróci RTD. Za jego czasów wszystko było spójne i logiczne.
Właśnie będę rozpoczynać przygodę z 5 sezonem i szczerze przyznam...nie wyobrażałem sobie, że tak ciężko będzie mi się pożegnać z Doktorem Tennantem, strasznie się przywiązałem. Emocjonujące zakończenie 4 serii.
Witam w klubie :) Prawda jest taka że to Tennant rozkręcił New Who. To on nadał mu tego wyjątkowego charakteru. Wciąż tylko czekaliśmy co powie i jaką minę zrobi :) On stał się sercem tego serialu i nadawał mu ton. Czytałem że do 5 sezonu Moffat chciał kogoś podobnego do Tennanta i że sam T nie bardzo chciał odchodzić z serialu. Doświadczyliśmy tutaj konlfiktu niemalże tragicznego, bo z jednej strony serial ma taki urok, że Doktorzy się zmieniają, ale Tennant wrósł w ten serial.
Moffat chciał Tennanta. Nawet rozmawiali o swojej współpracy, ale Tennant zdecydował się jednak odejść z serialu razem z całą ekipą. I moim zdaniem zrobił bardzo dobrze.
Mi też go potwornie brakowało. Nadal mi go brakuje. Smith zregenerował a mi i tak brak Tennanta :). Ale Moffat by zniszczył postać 10 więc dobrze, że Tennant odszedł w świetności swojej postaci.
Przeczytałem właśnie dyskusję albo raczej agitację na rzecz "sprzeciwienia się powszechnemu zachwytowi nad Tennantem", że tak ujmę. Ależ to polskie. Jako naród lubimy wyjść na ulicę i powiedzieć "nie wiem czemu zachwycacie się...".
Druga sprawa ludzie za bardzo skupiają się na postaci kreowanej przez twórców, zamiast się skupić na ocenie gry aktorskiej. Ja właśnie jestem na 5x08 i pasuje mi kreacja nowego doktora. Ale uważam, że Matt Smith nie dorasta do pięt w tej roli Tennantowi, póki co to najgorszy z New Who. Trochę zbyt płaski i zerżnięty z Sherlocka ( tak jak niektóre efekty). Nie jest źle, dobrze się ogląda, ale i tak wskakuję na YT by sobie obejrzeć jeszcze raz najlepsze momenty Tennanta. Jego sceny końcowe w wielu odcinkach (np. "Water on Mars"), miażdżą! Dynamika dialogów, emocje sięgają zenitu! Allon-sy!
Powiem tak: w finale piątej serii będzie scena zagrana przez Smitha w sposób zrywający czapki z głów :)
Moim zdaniem przeciwnie - i to jedna z najlepiej zagranych scen w nowych seriach.
Ha ha ha to teraz dowaliłeś. Przykro mi, ale Smith nigdy nie przeskoczył poprzeczki którą ustawił Tennant. Nigdy.
Więc się mylisz :). Mylić się to nic złego - nie ma ludzi nieomylnych :)
(Przepraszam nie mogłam się powstrzymać :P)
Oczywiście, że nie ma nic złego w myleniu się - dlatego nie ma tez nic złego w tym, że Ty się mylisz :)
Można tę zabawę dłuuugo ciągnąć, i fajna jest, przyznam, ale coby nie przedłużać propozycja nie do odrzucenia: dla Ciebie sceny Smitha nie łapią się do najlepszych, dla mnie jak najbardziej i każde odchodzi w poczuciu, że ma rację a to drugie nie. Co Ty na to?
Jestem w stanie w to uwierzyć. Bo prawdopodobnie Matt Smith jest dobrym aktorem. Nie widziałem nic z nim poza tym. Natomiast póki co mam w głowie sceny z Tennantem, które spokojnie mógłbym puszczać sobie przed pójściem na Siłownię :)
Druga sprawa, odróżniam koncepcję doktora obraną przez twórców od gry aktorskiej. Wiem, że nie każdemu może pasować młody lub stary doktor, pacyfista i inne. Widzę poprostu, że Tennant stał się 70% każdego odcinka i dla mnie git. Taki Doctor house/ Sherlock/inny bohater który tak zdominował serial.Ja tak lubię. W sumie nie każdemu może się to podobać. U Moffata jest to 30/30/30 30% Doctor, 30% towarzyszka 30% reszta. Przez co doktor traci wyrazistość.
Amy uważam na + u Moffata, ma w sobie zróżnicowanie, nareszcie ktoś chciał się do niego dobrać :) niezłe pomysły na odcinki, ale doktor póki co mało wyrazisty. I ważne - to kolejne wcielenie a on zachowuje się jakby cofnął się w rozwoju, mniej ogarnia, mniej pewny siebie, ma się czasem wrażenie, że to Amy jest Doctorem (bo rozwiązuje wiele łamigłówek, decyduje itd.) tutaj minus. Nie jest źle.
Masz na myśli "bajkę na dobranoc dla Amy"? Jeśli tak, to zgadzam się całkowicie, w mojej opinii jedno z najlepszych wystąpień Smitha w piątej serii.
Moim zdaniem genialnie zagrany jest też dialog Doktora z Rosanną w "The Vampires of Venice", w moim odczuciu strasznie niedoceniany.
Tak, to mam na myśli. Co do dialogu z Rosanną zgadzam się - świetny i niedoceniany.
Zgadzam się nareszcie w nim coś ruszyło. Finałowy odcinek najlepiej przez niego zagrany.
A niech sobie agitują. Tennant i tak pozostanie jednym z najbardziej lubianych Doctorów :).
Tez miałam takie odczucia co do gry Smitha. Wiesz warsztatowo on on Tennantowi do pięt nie dorasta więc nie ma co się dziwić. W ogóle jego gra na początku to polegała tylko na "wyginaniu gęby". Na szczęście potem to się zmieniło. Tak naprawdę postać 11 Doctora (oczywiście dla mnie) zyskała na swojej wyrazistości dopiero przy Clarze (kolejnej towarzyszce).
Tutaj widać, że nawet w rzeczywistości Tennant miażdży. Matt ok, ale Tennant :)
http://www.youtube.com/watch?v=zlofpcqyUj0
Graham Norton Show.
i tutaj 33:45 David Tennant o skarpetkach:)))
http://www.youtube.com/watch?v=2VuPTbXfGaQ
:D David jest super. W poprzednich programach u Nortona zrobił sobie sexi zdjęcie i wysłał do jakiegoś fana a potem do niego zadzwonił i nagrał się na pocztę :)
Tu masz ten fragment ok 5:20
http://www.youtube.com/watch?v=OcZYsQWLFBk
A to mnie rozwaliło. Nie chodzi tu o Davida, ale zobacz jaki kawał Norton wyciął jednemu chłopakowi z udziałem Tardis :D
http://www.youtube.com/watch?v=cdzfSF41eh8
OK. Więc jestem po 5 sezonie. Czas na małe podsumowanie.
Moffat jest trochę do dupy. Po pierwsze dobiera sobie postaci podobne do siebie z wyglądu. Widziałem jego zdjęcie z młodości i Rory, czy ten typek z Blink są Jego kopiami. Taki ciołek za przeproszeniem. A doszedłem do tego, bo wkurzało mnie że Amy pomimo, iż wyraźnie leci na Doctora wybiera dziwnie. Moffat chyba w dzieciństwie był kujonem i nie miał powodzenia u dziewczyn, więc sobie to odbija. Dziewczyna z Blink też związała się z ciołkiem. Ble.
Druga sprawa fabuła. Jest całkiem nieźle ciekawe pomysły na odcinki. Jednakże to należy trochę traktować jak inny serial. Nie DH a np. Time Travellers. Zwłaszcza że cały praktycznie sezon podróżują we trójkę. Niestety w finale sezonu te wszystkie "zabili go i uciekł", lipa Panie.
I teraz najważniejsze, serial jest dobry, ale uleciał z niego klimat Doctora Who. Nikt się nie pyta "Doctor, what?" pomajstrowali przy czołówce robiąc z niej Archiwum X. Doctor stał się postacią drugorzędną, można to teraz nazwać "Przygody Ameli Pond". Jak na gościa który przeżył setki lat jest wyraźnie zagubiony i ma się wrażenie że nie panuje nad sytuacją. Nie wygląda już na Time Lorda, ale co najwyżej na Michaela J Foxa z muszką :) Plus jedynie za słabość do dziwacznego stroju (muszki, fez itd.)
Dla mnie więć Doctor Who skończył się na 4 sezonie. Teraz traktuję to jako coś innego i całkiem dobrze się ogląda.
"uleciał z niego klimat Doctora Who"
"Jednakże to należy trochę traktować jak inny serial."
No właśnie. Czyż to nie jest przykre?
"Dla mnie więć Doctor Who skończył się na 4 sezonie. Teraz traktuję to jako coś innego i całkiem dobrze się ogląda."
Dla niektórych też i niestety ci fani sobie poszli :(. Ja ciągle mam nadzieję, że Moffat sobie w końcu pójdzie i przy kolejnym scenarzyście serial wróci na dawne tory. Ja nie umiem tego traktować jako inny serial.
"Moffat jest trochę do dupy. Po pierwsze dobiera sobie postaci podobne do siebie z wyglądu. Widziałem jego zdjęcie z młodości i Rory, czy ten typek z Blink są Jego kopiami."
To dla mnie nowość :). Zawsze byłam przekonana, że on siebie raczej widzi w roli Doctora, ale kto go tam wie. Ten koleś z Blink - fakt, fuj. Ale Rory to akurat jest fajny - jedyny normalny.
"Jak na gościa który przeżył setki lat jest wyraźnie zagubiony i ma się wrażenie że nie panuje nad sytuacją."
Dla mnie w 5 sezonie to on jakby się cofnął w rozwoju. Takiego debila z niego zrobił :/.
Kolejne sezony będą lepsze. Ciekawa jestem Twojej opinii. Zwłaszcza o 7. Bo w tamtym znowu zmienia się klimat.
Jak już się taki kącik adoracji Tennanta zrobił, to też coś dorzucę.
http://www.youtube.com/watch?v=WxB1gB6K-2A
i to:
http://www.youtube.com/watch?v=LYVbpCX-2cE
Witam, bardzo cenne uwagi tutaj piszesz. Zgadzam się w 100%
"Już pomijając efekty specjalne, Moffat samą konstrukcją historii stara się upodobnić Doctora nie tyle do seriali, co nawet hitowych filmów rodem z USA i nie do końca mu to wychodzi na dobre"
Prawda jest taka, że mamy to czego nie było wcześniej, dobrą grafikę efekty specjalne, kostiumy. Ale przez to nie widać gry aktorskiej, wszystko dobrze widać i nie ma co się domyślać. To trochę do dupy. Ja właśnie polubiłem ten serial, ze względu na świetne dialogii i scenariusz, a nie efekty specjalne.
Już kilka razy spotkałam się z tym stwierdzeniem i za cholerę nie potrafię zrozumieć co ma ono znaczyć. Jeżeli to, że od 5. sezonu zmienia się klimat i momentami serial utrzymywany jest w lekko baśniowej konwencji - to tak, to prawda. Wiąże się to także z tym, że nowy Doktor = zupełnie nowy charakter, osobowość. Jedenasty jest najstarszym 5-latkiem we Wszechświecie, jest zabawny, szalony, porywczy, mniej ludzki niż poprzednik, kosmita jak się patrzy.
Ale jeżeli "target na dzieci" ma oznaczać serial naiwny, prosty i pozbawiony poważnych chwil to nie mogę się z tym określeniem zgodzić.
Ja tak to widzę. Nie jestem "fanką Moffata" jak to się zdarza niektórym o mnie myśleć. Jestem fanką serialu "Doctor Who" i nieważne kto go prowadzi, zawsze znajduję tam coś dla siebie.
Jestem po 4 serii i po napisach końcowych dostałem napis "return of cybermen christmas 2008" mniej wiecej, lecz tego odcinka znalezc nie mogę, wiec moje pytanie: To jest mowa o 1 odcinku 5 serii czy odcinku specjalnym czyli 0, które były wydawane do tej pory?
A później są jeszcze speciale z 2009 - "Planet of the Dead", "The Waters of Mars" oraz "The End of Time" w dwóch częściach. Tutaj tak naprawdę kończy się sezon czwarty.
Nie daje mi to spokoju...zacząłem oglądać odcinek dopiero co, ale...
<SPOILER>
Skoro "gubernator" jest doktorem z przyszłości a jak wiadomo następnymi dwoma doktorami będą całkowicie inni aktorzy, to jak bardzo daleka przyszłość to musi być? Może to zostanie wyjaśnione, no ale i tak jetem ciekaw. Bo biorąc pod uwage, że kiedyś do niej nastąpi aktor będzie już chyba za stary na to...chociaż pewnie ...a nie ważne.
Obejrzyj do końca odcinek :) Nic nie jest takie jak się na pierwszy rzut oka wydaje. A historia zamyka się w tym jednym epizodzie.